Pogłoski o brytyjskiej kuchni są mocno przesadzone.


Śniadanie

Zawsze można przecież wziąć owsiankę. Lub popłynąć z prądem (a raczej ze smażonym tłuszczem):
1. smażone kiełbaski i bekon
2. smażone jajka
3. fasolka
4. placki ziemniaczane (smażone)
5. takaż kaszanka
6. tłusty pudding
a to wszystko podlane gęstym, ciemnym sosem. W wersji wege dochodzą jeszcze na wpół surowe w środku, za to podsmażone z zewnątrz pomidory. Mniam!

Obiad

 Danie główne-klasyk: fish ‘n’ chips czyli ryba (dorsz lub łupacz), zasmażona w cieście lub bułce tartej, podawana z frytkami. Czasem z puree z zielonego groszku.Przystawka i deser: w zależności od pory roku, upodobań i regionu. W Szkocji na przykład będą to-odpowiednio-

  • haggis (danie złożone z   ugotowanych owczych podrobów, posiekanych z cebulą, owsem, łojem i przyprawami, spakowanym do wyprawionego, owczego żołądka, zawiązywanymi i gotowanymi przez kilka godzin na wolnym ogniu);
  •  Deep Fried Mars Bar, czyli batonik „Mars” smażony na gorącym oleju…

 

Kolacja

Nieważne „co” (i tak wiadomo, że od smażonego nie uciekniemy); ważne „z kim” i” gdzie”. Najlepiej w pubie. Tylko uwaga! Należy wcześniej upewnić się co do godzin otwarcia i zamknięcia lokalu. Jeśli nie posiada on late license ostatni goście wchodzą o 22. I obsługiwani są do 22.30-23. Zaraz po wejściu z ust kelnera/barmana pada z reguły sakramentalne pytanie, nierozwiązywalny dylemat niczym hamletowskie To be or not to be? a mianowicie Drink or food?,

To pierwsze, czyli picie odbywa się przy barze lub w salce zlokalizowanej zaraz przy drzwiach wejściowych. Konsumpcja, nie wykluczająca picia- w pomieszczeniu w głębi. O ile lokal w ogóle serwuje jadło. Opowiadano o pewnym szemranym przybytku, w którym barman utrzymywał żelazną dyscyplinę za pomocą kija baseballowego a pewnego klienta, który ośmielił się poprosić o frytki do piwa chwycił za poły marynarki, wyniósł na zewnątrz sycząc w twarz:
„To bar a nie p*******na” restauracja!!”

Uwaga z pieniędzmi, kładzionymi na kontuarze! Wszystkie banknoty i monety położone tamże zostaną momentalnie zgarnięte, jako tip czyli napiwek. Tak tradycja. Stara tradycja.Eks-tradycja…

Ominąwszy wyżej opisane rafy tudzież łagodnych, sympatycznych zgadywaczy (‘Hi! How are you ? What’s your name? Where are you from?”) oraz natrętnych nagabywaczy, dopraszających się o darmowe piwo -można już spożyć kolację. Zgodnie z zasadą: lokalne, sezonowe, świeże. Na przykład biorąc pintę (czyli około 568,26 ml. ) wybornego, chłodnego Belheavena, występującego w odmianach lager, ale i stout. .

A dla dzieci, kobiet w ciąży, kierowców, abstynentów oraz wszystkich innych, chcących uniknąć nadmiarowych kalorii lub porannego bólu głowy ( hangover)- angielska herbata. Czarna lub z mlekiem, w dowolnej ilości, do każdego posiłku, o każdej porze, , nie tylko na five o’ clock..

Poza tym Królewska Wyspa iście po królewsku oferuje wybór kuchni z całego świata. Indyjska, karaibska, śródziemnomorska, slow food i fast food, wege i krwiste steki, pizza, kebab, cevice i pierogi oczywiście, bo przybyszy znad Wisły tu nie brakuje. Nasi rodacy są drugą-po Hindusach-mniejszością narodową. Pomimo brexitu żyje tu i pracuje ponad 743 tys. Polaków, przybywających na tę ludną wyspę niczym kordianowski Janek w poszukiwaniu szczęścia, bogactwa i samorealizacji.

#

Niniejszy cykl esejów jest owocem mojej krótkiej, dwukrotnej, w sumie kilkudniowej bytności na Wyspach Brytyjskich, w miejscach wyżej opisanych. Stąd płynie pewność wyrażanych sądów i opinii, odwrotnie proporcjonalna do znajomości języka Szekspira, która to pewność-wraz z kolejnymi pobytami- zapewne zaniknie a ja zamilknę w temacie Brytanii i brytyjskości. Ale na razie niech będzie jak jest czyli-jak śpiewają Beatlesi „Let it be” 🙂