Rozdział X

           Po interwencji u Kryczyńskich Michał wraz z Azeją, jej matką i Helenką, ponownie zasiedli do stołu i dokończyli przerwany obiad. Nastroje były jednak nienajlepsze i pomimo wysiłku ze strony Kossakowskiego i obu pań Sękowiczowych, nie potrafiono znaleźć takiego tematu do rozmowy, aby zapomnieć o tym co ostatnio zaszło. Gdy słońce zaczęło powoli zachodzić Michał uznał, że najwyższy czas aby wracać.

-Dziękuję za gościnę – rzekł Michał i skłonił się najpierw przed Sękowiczową, a następnie przed jej córką.

-Jeśli nie masz panie nic przeciwko, to odprowadzę cię pod las, a przy okazji przejadę się na Abazie – zaproponowała Azeja.

-Będzie mi miło – odparł Michał i puścił oczko do Azeji.

-A ja chcę raz jeszcze podziękować ci panie za prezent – wtrąciła Sękowiczowa.

-Jeśli nie masz pani nic przeciwko, to chętnie odwiedzę Azeję za dwa miesiące?

-Póki Azeja nie jest zaręczona, to możesz ją panie odwiedzić – odparła Sękowiczowa, ale po chwili dodała. – Przed nowym rokiem przyjedzie mój małżonek, to pewnie już upatrzy dla Azeji jakiegoś kandydata na męża.

-Pani matko, ale ja nie chcę już wychodzić za mąż! – oznajmiła ze smutkiem Azeja.

-Już nie wymyślaj i pamiętaj, że gdyby nie ta straszna burza na wiosnę, to już dzisiaj byłabyś mężatką i być może byłabyś już w ciąży. – Słysząc to Michał ruszył w stronę drzwi i wolnym krokiem zbliżył się do śliwki, przy której stały jego konie. Tu jednak zawahał się przez chwilę, po czym odwróciwszy się, zwrócił się do Sękowiczowej.

-Skoro zostawiam tu konia na przetrzymanie, to chcę zostawić parę złotych na obrok dla niego – i sięgnąwszy do sakiewki wyjął kilka monet.

-Chyba nie myślisz panie, że wezmę od ciebie pieniądze – rzekła stanowczo Sękowiczowa.

-Nie chcę, żeby Azeja miała jakieś kłopoty, kiedy przyjedzie jej ojciec – wytłumaczył się Michał.

-Bądź spokojny panie. Gdy mój małżonek przyjedzie to powiem, że wzięłam pieniądze na obrok, żeby niczego nie podejrzewał. – Po tych słowach spojrzała na chwilę na Azeję i dodała. – Gdy nas panie odwiedzisz w grudniu, to będziesz musiał zabrać tego konia, bo inaczej to będą o nas gadać w całej Niemieży.

-Niech tak będzie – odparł Michał i zbliżył się do Azeji, aby jej pomóc wsiąść na konia.

-Niedługo pani matko wrócę, tylko odprowadzę pana kasztelanica – oświadczyła Azeja i z pomocą Michała wsiadał na konia.

-Masz być z powrotem zanim się ściemni – rzekła Sękowiczowa i uśmiechnęła się na pożegnanie do Michała, który zwinnie wsiadł na konia i ruszył w stronę drewnianej bramy. Po chwili wraz z Azeją znaleźli się na drodze, która biegła przez sam środek Niemieży. Michał zdając sobie sprawę z faktu, że prawdopodobnie przedostatni raz widzi Azeję, co chwila spoglądał na nią. Ona zaś patrzyła tylko przed siebie i nic nie mówiła. W końcu, gdy już minęli meczet, Michał niepewnie przemówił.

-Gdy przyjadę w grudniu, przekonam pani twoją matkę, żebym mógł jeszcze zostawić na trochę Abazę.

-Ojciec się na to nie zgodzi, a jak tylko się dowie, a dowie się szybo, bo tutaj w Niemieży nic się nie ukryje, że jeździsz do mnie panie kasztelanicu, to od razu znajdzie mi narzeczonego. – Po tych słowach Michał dostrzegł łzy w oczach Azeji i łamiącym się głosem przemówił.

-Nie chcę żebyś pani miała przykrości z mojego powodu i jeśli chcesz, to już więcej do ciebie nie przyjadę.

-Nie chcę, znaczy się chcę, żebyś panie do mnie przyjeżdżał, bo ty nawet nie wiesz panie, jak bardzo nie mogłam się doczekać dzisiejszego dnia. – Po tych słowach łzy pojawiły się z kolei w oczach Michała.

-Ja też pani bardzo chciałem cię zobaczyć i gdyby nie to, że jestem posłem i muszę jechać na sejm do Warszawy, to odwiedziłbym cię wcześniej.

-Ale w grudniu przyjedziesz panie?

-Przyjadę w trzecią niedzielę grudnia, przed samymi świętami. Co byś pani chciała dostać na święta?

-Ale my świąt nie obchodzimy – odparła Azeja.

-To niech to będzie taki prezent pourodzinowy – zażartował Michał i dostrzegł lekki uśmiech na twarzy Azeji.

-W grudniu to ty panie dostaniesz ode mnie prezent.

-To tym bardziej przyjadę i po nowym roku też przyjadę.

-Po nowym roku to ja już pewnie będę zaręczona. Boję się tylko, że też trafię na takiego, co będzie mnie bił batem, tak jak dziś moją kuzynkę.

-Nie pozwolę na to i nikt cię pani nie uderzy, a na pewno nie batem – rzekł zdecydowanie Michał. Po tych słowach Azeja pochwyciła go za rękę i po chwili ich konie stanęły w miejscu.

 

ciąg dalszy za tydzień