Ręka mnie świerzbiła, żeby napisać ten komentarz już po pierwszej turze wyborów, ale bohatersko wytrzymałem. I dobrze. Teraz jest większa jasność.

Klęska, no dobra, może nie klęska, ale bardzo ciężka wyborcza porażka Jerzego Rębka ma oczywiście wiele przyczyn. Dużych, małych, racjonalnych i mniej racjonalnych, rozciągniętych w czasie i z ostatnich dni. Na kilka z nich chcę zwrócić uwagę.

Czasami po prostu wieje wiatr zmian. I wiadomo, że zmiana musi przyjść. I nie jest do końca ważne, czy to będzie zmiana istotnie na lepsze. To się czuje w powietrzu i nie bardzo da się temu przeciwdziałać. I nie do końca można to nawet zracjonalizować. Tak, moim zdaniem, było w Radzyniu. Burmistrz Rębek i jego kandydaci chyba jednak tego przed wyborami nie zauważyli. Stąd taki wyborczy szok.

Jednak przyczyna-matka porażki zaczęła się już lata temu. Jerzy Rębek zgubił ze swojego otoczenia wielu ludzi, którzy pomagali mu kiedyś zdobywać popularność i wygrywać różne wybory, albo choćby samymi sobą robili mu dobry PR – odpadali od niego jak liście z drzewa po październikowych przymrozkach. Odchodzili z różnych przyczyn, najczęściej dlatego, że nie chcieli non stop potakiwać, ale jedno się powtarzało: zostawali z reguły natychmiast zaliczani w poczet „zdrajców”, „przeciwników politycznych”, ludzi, z którymi podwładnym bezpieczniej będzie nie spotykać się na piwie; marginalizowano i przemilczano ich wszystkie działania, pogardliwie określano np. jako „grupę kolesi, którzy chcieliby konserwować dawne układy”. Ale ta grupa kolesi, i kolesi kolesi, rosła i rosła, aż zabrakło wyborców.

Łapałem się za głowę obserwując fejsbukową kampanię burmistrza. Absurdalny pomysł, żeby banować ludzi za komentarze, które były „nie po linii” albo „nie dość po linii”, budził tylko uśmiech politowania. Ale najbardziej przerażało mnie to, że ten pomysł (czyj?!) nie spotkał się ze zdecydowanym protestem np. kandydatów na radnych. I skończyło się 13:2.

Nie pomogło też na pewno rozkopanie miasta przed wyborami w jego najczulszym punkcie. Nie wiem, nie znam się, może to było konieczne, ale absolutnie zaniedbano akcję informacyjną dla mieszkańców: dlaczego, kiedy, jak długo, przepraszamy za niedogodności.

To nie jest prawda, że radzyniakom nie podoba się efekt remontu pałacu Potockich. Jest wręcz przeciwnie! Oświetlony wygląda olśniewająco. Ale zagłosowali na „nie”, bo nie widzieli istotnego potencjału i szans na korzyści dla miasta w pomysłach na jego zagospodarowanie.

To nie jest prawda także, że w Radzyniu nastąpiła jakaś antypisowska rebelia, o której najgłośniej mówią ci, którzy przerypali jeszcze bardziej. Wyborcy z Radzynia głosowali w październiku na PiS, w czerwcu w wyborach do Parlamentu Europejskiego też na PiS zagłosują. Jednak wybory władz lokalnych na prowincji coraz bardziej odchodzą od krajowej polityki.

W lansującej władzę gazetce wszystko było tak wspaniałe, że zabrakło już przymiotników i trzeba je było w kółko powtarzać, a to jest nudne.

Okropnie źle znosiłem rytualne hołdy składane Burmistrzowi/Dyrektorowi/Staroście przez Starostę/ Burmistrza/Dyrektora (i wszystkich innych zainteresowanych) za to, że Dyrektor/Burmistrz/Starosta wykonuje to, co do niego należy, w dodatku za dobre wynagrodzenie. Rzadko bywałem na tzw. imprezach, ale to było zawsze, zawsze!

Burmistrz-elekt Jakub Jakubowski to dla mnie ani brat, ani swat. Oczekiwań też nie mam wygórowanych: ot, solidna rozważna robota w skromności, pokorze i poszanowaniu ludzi bez oczekiwania na hołdy i wdzięczność. Odrzucenie pokusy gwiazdorzenia, a to bywa, że zdarza się ludziom, którym często biją brawo. Wykorzystanie potencjału ludzi, którzy potencjał mają (bez lansowania takich, którzy wręcz przeciwnie). Stworzenie na powrót takiej atmosfery w mieście, żeby nikt z nikim nie bał się pogadać w knajpie czy na ulicy. Zero ideologii, tylko Radzyń na sztandarach.

I Leśną zróbta!