W piękny niedzielny lipcowy poranek komisarz Andrzej Szumski otrzymał informację o znalezieniu zwłok kobiety i dziecka, którzy najprawdopodobniej popełnili samobójstwo. Niechętnie, ale z obowiązku, wsiadł do samochodu i udał się do oddalonej o kilkanaście kilometrów wioski.

W swojej dotychczasowej kilkunastoletniej pracy w Policji spotykał się z różnymi przestępstwami i tragediami, gdzie nie brakowało przypadków samobójstw, ale tym razem była to nietypowa sprawa.

Kilka minut po dziesiątej komisarz Szumski znalazł się na miejscu. Były tam już dwa samochody policyjne oraz ekipa, która zamknęła wstępne czynności dochodzeniowe. Zaraz po wyjściu z samochodu komisarz usłyszał głos jednego z miejscowych policjantów, nazwiskiem Górski.

-Widzę, że pan komisarz nas znalazł.

-Zmarnowana niedziela – odparł nie ukrywając złości Szumski i zapalił papierosa.

-Co poradzić, taki już nasz los, chociaż mogli ich cholera znaleźć jutro. – Po chwili namysłu policjant jednak szybko dodał. – Chociaż wtedy, to by się tam nie dało wytrzymać.

-Podobno to matka i dziecko?

-Co to za matka, żeby własne dziecko zabić… tfu – i splunął na ziemię.

-Ale rezydencja – rzekł z uśmieszkiem na ustach komisarz. – Myślałem, że takie chatki to można już spotkać tylko w skansenie, a tu okazuje się, że pod samymi Kielcami takie bogactwo.

-Drugiej takiej to już chyba w całej gminie nie ma – dodał miejscowy policjant.

-Znał ich pan?

-Pewnie, że ich znałem. Kilka lat temu tośmy tu cały czas przyjeżdżali, dopiero jak ten Samosik poszedł do więzienia, to się uspokoiło.

-To za co go posadzili?

-Tłuk ją, znaczy się, swoją żonę i dziecko. Raz to tak ją utłukł, że musiało pogotowie przyjeżdżać i ledwo ją odratowali. I wtedy go posadzili, chyba na dwa lata.

-To teraz jest na wolności?

-Tak. Jak wyszedł z pierdla to zamieszkał u matki, niedaleko stąd, w Osinówce. Ale zanim się przeprowadził do matki to wszystko jej pozabierał, nawet szyby powybijał w oknach i pewnie by ją z tej chatynki wygonił, tylko, że to dom po jej rodzicach.

-No dobrze – rzekł komisarz skończywszy palić papierosa – niech pan prowadzi. – I ruszyli w stronę wejścia do niewielkiego drewnianego domu.

-Proszę uważać, bo schody ledwie się trzymają. – Po tym ostrzeżeniu weszli do środka budynku. W centralnym pomieszczeniu leżały dwa worki foliowe skrywające zwłoki ofiar, przy których lekarz spisywał protokół.

-Dzień dobry, komisarz Szumski.

-Dobry? – i spojrzał ironicznie na komisarza. – Do dupy taki dzień, ale co tam – i powstał z miejsca. – Niewiadomski.

-Samobójstwo?

-Wszystko na to wskazuje. W garnku znaleźliśmy resztki ugotowanych muchomorów, ale sekcja rozwieje wszelkie wątpliwości.

-A może ktoś im pomógł?

-Gdzie tam! Nie ma żadnych otarć, żadnych śladów szarpaniny. Znaleźliśmy ich przytulonych do siebie na łóżku, tak jakby usnęli. Ona w sukni ślubnej, a dziecko w albie z pierwszej komunii. Nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy decydują się na śmierć, tak jak gdyby nigdy nic.

-Czyli według pana to samobójstwo?

-Raczej tak – po chwili zaś dodał. – I jeszcze jedna sprawa. Ich organizmy były tak wychudzone, jakby wyszli z Auschwitz.

-To fakt – zaczął miejscowy policjant – w kuchence znaleźliśmy tylko trochę soli i pół proszku do pieczenia. Bieda tu była, że aż piszczało.

-Chce pan zobaczyć zwłoki, bo zaraz je wywozimy?

-To niech pan rozsunie – polecił komisarz i po chwili lekarz rozsunął worek, z którego wystawała wychudzona twarz dziecka.

-Jakieś dziesięć lat, może jedenaście – wtrącił lekarz.

-Tak jakbym go gdzieś niedawno widział – zastanawiał się Szumski. Po chwili otworzono drugi worek i wtedy komisarz zobaczył twarz trzydziestoletniej kobiety o jasnych włosach. Tyle tylko, że twarz wydała mu się znajoma.

-Skądś ją znam. Niedawno ją gdzieś widziałem.

-To tylko takie złudzenie – wtrącił lekarz i zasunął worek ze zwłokami.

-Nie, gdzieś ją widziałem. Niech pan ją jeszcze raz pokaże.

-Według mnie nie ma co oglądać, ale jak pan chce – i rozsunął worek. Nastała dłuższa chwila milczenia.

-Teraz już pamiętam – zaczął Szumski – kilka dni temu kupowałem od niej jagody.

-Prawda. Ona z tego żyła, ale w tym roku jagód jest mało, to i za bardzo nie zarobiła.

-Musiała się z panem nieźle targować, że ja pan zapamiętał – dodał lekarz, po czym zażartował. – A oprócz jagód oferowała jeszcze coś innego?

-Tylko niektórym lekarzom trzeba coś dodatkowego oferować, najlepiej kopertę z pieniędzmi – odciął się zdenerwowany Szumski.

-Co pan, na żartach się nie zna?! Zresztą wy w policji znacie się tylko na pałach i kajdankach – odparł z przekąsem lekarz i wyszedł z pomieszczenia.

-Panie komisarzu, on chyba nigdy jeszcze nie dostał po ryju.

-Przydało by się go zamknąć na 48 godzin. – W tym momencie Szumskiemu zadzwoniła komórka i wyświetlił się numer jego żony. Przyłożył więc komórkę do ucha i zaczął wysłuchiwać tego, co wysłuchiwał od kilkunastu lat. Następnie odszedł nieco od domu i zaczął mówić.

-Posłuchaj, tak szybko nie przyjadę. Ta kobieta, która popełniła samobójstwo to ta sama, którą w tamtym tygodniu o mało nie zabiłem. – I znów przez chwilę słuchał napomnień żony.

– Mówiłem ci, że jak jechałem samochodem to kawałek papierosa upadł mi na dokumenty i zaczęły się palić, ale zanim je zgasiłem to straciłem panowanie i wjechałem na pobocze, gdzie stała ta kobieta z jagodami.

– Tu znowu włączyła się jego żona i przez kilkanaście sekund dawała mu wskazówki. – No pewnie, że jej się nic nie stało, ani jej dziecku, tylko rozbiłem jej wszystkie słoiki z jagodami, a ona z tego żyła. – Po kilku kolejnych słowach żony zdenerwowany komisarz dodał.

– Nic jej nie zapłaciłem, bo mi te piepszone jagody zapaprały cały bok samochodu, a że zaczęła płakać i chciała pieniądze za jagody, to jej nagadałem, że zarabia na dziko i nie płaci od tego podatku. I wtedy się zamknęła. Tylko tak sobie myślę, że za te piepezone jagody zarobiłaby z kilkadziesiąt złotych – i tutaj znowu włączyła się żona komisarza.

– Nie trudno to policzyć, bo słoik kosztuje 10 złotych, a ona tych słoików miała kilka.

– W tym momencie Szumski usłyszał ironiczny głos swojej żony. – Może dla ciebie pięćdziesiąt złotych niewiele znaczy, ale dla niej to była duża kwota. Ja też kiedyś nie miałem pieniędzy i wiem jak to jest. I tak sobie myślę, że gdybym jej nie rozwalił tych jagód, to może by żyła. – Kolejne słowa żony Szumskiego wyprowadziły go z równowagi

– Posłuchaj, to jest moja praca i chcę tę sprawę do końca wyjaśnić, a ty wcale nie musisz na mnie czekać, jedź do swojej siostruni i słuchaj do wieczora, jaki to ten rząd jest wspaniały – zażartował na koniec.