CIEMNE ILUBLINACJE

 

 Zaduszki na Lipowej

Autobus linii „200”, czerwono-biało-zielony wąż, z sykiem otwieranych drzwi wypluł z wnętrza dwa ludzkie języki. Szary orszak żałobników – i tych przezornie zaopatrzonych w supermarketach i tamtych nieroztropnie przepłacających hic et nunc za chryzantemy i znicze – podążył w kierunku ucha igielnego bramy cmentarnej. Ostateczne wejście wabiło perspektywą wiecznego odpoczynku w kwartałach łacińskich krzyży, z rzadka przetykanych nagrobkami predestynowanych i prawowiernych. Tymczasem kolorowy tłum konsumentów ruszył na północ, w kierunku kubistycznej bryły galerii handlowej. Automatycznie otwierające się drzwi, niczym paszcza kananejskiego Molocha, pochłaniały swych wyznawców.

„SALE! SALE! SALE!” -krzyczały rozświetlone witryny.

„SALE! SALE! SALE!” -odpowiadali, wniebowzięci ruchomymi schodami.

Stał nieruchomo pośrodku przejścia dla pieszych. Antracytowe buty zdawały się wyrastać z asfaltu, przechodząc w pień czarnych spodni, płaszcza i kapelusza, spod którego spływały kruczoczarne loki. Staromodny elegant, niczym ubogi krewny z prowincji, przybywający nieśmiało choć niezawodnie na pewną smutną rodzinną uroczystość; stał w miejskim wąwozie, ograniczonym od południa cmentarnym murem a od północy ściana galerii, omijany strugami przechodzących klientów i żałobników. Obecny choć niewidoczny, nie zaszczycany dobrym, złym ani obojętnym słowem; nie wadzący nikomu lisznyj człowiek bez właściwości; bazaltowy obelisk, słup czarnej soli, Czarny Pielgrzym zatrzymany w drodze do Hadżar; wędrowiec u kresu wędrówki. Nieruchomy i niemy NN, aktor nieistniejącego teatru, jedyny ocalały na świadectwo, jak ostatni więzień Arbeitslager Lublin; Lindenstrasse 7.