*

Pan coraz rzadziej mnie głaszcze. Jakby zapominał, że jestem pieszczochem. Dobrze, że dziewczynki o tym pamiętają, szczególnie ta, która jeździ na wózku inwalidzkim. Chciałaby mnie przytulać cały dzień. Mój pan robi to inaczej – po męsku. Brakuje mi tego. Chyba dopadły go jakieś demony. Chciałbym mu pomóc, lecz nie potrafię. Nic nie pomaga. Kiedyś śmiał się, gdy biegałem w kółko próbując złapać swój ogon. Teraz nawet się nie uśmiechnie. Jest nauczycielem i na co dzień ma kontakt z ludźmi. Kiedyś, gdy wychodził z domu, kichałem od zapachu jego perfum, jakby nimi chciał zabić swój własny zapach. Ostatnio zdarza mu się, że zapomni się wykąpać czy ogolić. Coś go gryzie od środka jak mnie czasami pchły.

*

Doceniam, że jest pani, która nie spaceruje z głową w chmurach, tylko widzi rzeczy takimi, jakie są. Kiedyś w naszym domu miała swój gabinet. Przyjmowała w nim ludzi z ich chorymi zwierzakami. Jest weterynarzem i uwielbia wszystkich czworonogów. Jakiś czas temu pan zrobił jej awanturę przy kocie, że jego właściciel za długo był w gabinecie. A przecież zwierzak rozciął sobie o coś ostrego łapę i pani musiała ją zszyć tak, by nie było śladu. To wymaga czasu. Nawet ja o tym wiem. Dobrze, że my psy nie bywamy zazdrosne.
Niedługo po tym incydencie pani zlikwidowała gabinet. Urządziła w nim duży pokój zabaw i ćwiczeń dla dziewczynek, no i dla mnie. Słyszałem, jak sąsiedzi plotkowali na ten temat, gdy pani nie słyszała:

– On ją musi bardzo kochać.

– Tak pani myśli?

– Inaczej czemu byłby taki zazdrosny? Gdyby mu nie zależało, to by się nie przejmował.

– No, ale żeby aż tak? To aby nie przesada?

– Ja tam bym chciała, żeby ktoś był o mnie zazdrosny. A zły nie jest i do kościoła chodzi, sama widziałam.

– Wszyscy chodzą, w każdą niedzielę.

Takie to były mniej więcej rozmowy. Widziałem jak pani często siada nad kubkiem kawy i myśli o tym gabinecie. Brakowało jej go. Jestem przekonany, że przestała pracować tylko po to, by pan nie miał pretensji. To jednak nie pomogło. Znajdował sobie inne powody do awantury. Krzyczał coraz częściej. Teraz bywało, że dziewczynki też płakały. Pani straszyła, że się wyprowadzi.

Musiałem coś zrobić i to szybko. Przecież tego nie chciałem. Kto by gotował mi płucka z kaszą? Kto by mnie głaskał? Kto chodziłby ze mną na spacery po okolicy? Tak, tak, pani często przypinała mi smycz i wyprowadzała poza obręb naszego podwórka. Mogłem poznawać okolicę i inne psy. Szczególnie przypadła mi do gustu mieszkająca dwa domy dalej suczka. Zrobiłbym wiele, by się do niej zbliżyć. A może którejś nocy zrobię podkop i do niej pobiegnę? Przecież mnie nie odtrąci, ona nie z takich. To genialny pomysł! Muszę tylko wybrać dobre miejsce przy naszym ogrodzeniu, by zbytnio się nie napracować.