Dzisiaj chcielibyśmy napisać tytułem wstępu co nieco o XVII- wiecznych autografach, które zostały odkryte przy okazji konserwacji kaplicy. Jest ich około trzydziestu i jak Państwo dobrze wiedzą, pochodzą z różnych okresów.

Naszym zdaniem najwcześniejsza data widnieje przy Mateuszu Domańskim radzyńskim zakrystianie i odczytujemy ją jako prawdopodobną datę 1668 r. Żałujemy, że bogaty w treść zapis został w dużej części zniszczony, na szczęście w zachowanym fragmencie kryją się cenne informacje. Po pierwsze, jeśli faktycznie mamy do czynienia z datą 1668 to Stanisław Antoni Szczuka miał wówczas 14 lat, więc nie mógł tej kaplicy ufundować, tym bardziej że dobra radzyńskie otrzymał od króla Jana III w latach 80-ych XVII wieku. Po drugie, wspomniany Mateusz o radzyńsko brzmiącym nazwisku Domański podpisał się łaciną kuchenną jako zakristianvs radzynessis, a nie murarz. Dlaczego murarz? Ano dlatego, że mówi się, że właśnie murarze i ich pomocnicy, którzy pracowali przy budowie kaplicy, zostawili na ścianach te pamiątki. Wykluczyć tego na tym etapie badań nie można i bierzemy pod uwagę, że jakaś część tych osób mogła być murarzami, ale kolejny jegomość, którego przywołamy, a mianowicie Albertus Dzieżyc też prawdopodobnie murarzem nie był. W takim razie kim był? Irena Grochowska w swojej książce „Stanisław Antoni Szczuka- jego działalność w ziemi wiskiej (1682- 1710)” wspomina o kupcu Wojciechu Dzieżycu( Dzieżyczu), który za życia Szczuki pełnił funkcję wójta szczuczyńskiego, miał w Szczuczynie nadaną łaźnię, dwie ćwierci gruntu wolne od opłaty i sprzedawał swojemu mocodawcy różne rzeczy:

” W 1705 roku pożyczył Szczuce 260 zł oraz przywiózł z Królewca flaszeczek 4 na ewangelie do zakładania pałacu. W 1706 r. nabyto od niego półtorej sztuki kamki… sztuka po 14 talarów bitych.” Imię Albertus i Wojciech w tamtych czasach stosowano zamiennie, a datowanie widniejące ( co do którego nie jesteśmy pewni, 1690?) wskazuje na okres prac w Radzyniu przy zamku Szczuki, co mogło znaczyć, że kupiec Dzieżyc pojawiał się w Radzyniu w interesach. O ile oczywiście szczuczyński Wojciech jest radzyńskim Albertusem, co naszym zdaniem jest bardzo prawdopodobne. Pojawiła nam się również między innymi Krystyna Chrościorowska oraz Gabriel Sobol żak, którzy też zapewne nie byli murarzami czy pomocnikami murarzy, a ten ostatni przypuszczalnie mógł być ówczesnym studentem.

Mamy jedną osobę, która prawdopodobnie wpisała się kilka razy, niejaki Joannes Misziarski.

Kolejne imiona i nazwiska odczytane to między innymi: Antoniy Berhard, Marcin Żukowicz, Albertus Słupski, Michael Jablonoski ( 1679), Andreas Olchnosky ( 1679), Jan Sczurowsky, Matevs Psukolek ( 1679), Franciskus Chmiel, Andreas Żatudski ( 1679),Walentinus Piotrowicz ( 1678), Joannes Casimirus Voynosky, Jakub Rzoszuwsky. Ten ostatni z wymienionych wpisał się w sposób , jaki widzimy współcześnie w różnych miejscach: „Był tu Jakub Rzoszuwsky 1679″.

Kolejną uwagę, którą chcielibyśmy poczynić to lokalizacja autografów na ścianach. Pojawiają się one od wysokości 62/82 cm ( w zależności od ściany) do około 254/276cm. Wysokość od podłogi do początku dekoracji sklepienia to około 463cm ( najwyższy punkt sklepienia to około 599cm). Dlaczego wydrapane imiona i nazwiska są na wysokości dostępnej z poziomu podłogi, lub niskiego siedziska, a nie ma ich w wyższych partiach? Czy domniemani murarze nie mogli zaznaczyć swojej obecności w innych, mniej dostępnych miejscach?

Zastanawia nas również okres powstawania tych wpisów. Pierwsza data odczytana to naszym zdaniem 1668, a ostatnia to 1693 rok ( przy nazwisku Albertus Dzieżyc podawana jest przy różnych okazjach data roczna 1698, co naszym zdaniem jest błędne). Dlaczego nie ma datowania późniejszego, z wieku XVIII czy XIX, ale również wcześniejszego? Jeśli kaplica powstała na miejscu starego drewnianego kościoła św. Trójcy, to naszym zdaniem musieli ją wybudować Mniszchowie, a co najwyżej wyremontował ją w latach 90-ych XVII wieku Szczuka.Być może przez te dwadzieścia kilka lat, ze względu na zawieruchę wojenną ( wojny kozackie i potop szwedzki) i powojenną biedę kaplica była opuszczona, zaniedbana i poza kontrolą ogólnie dostępna.

Warto w tym miejscu przypomnieć fragment pamiętnika Czecha Bernarda Leopolda Franciszka Tannera, który w październiku 1677 roku wraz z wojewodą wołyńskim Michałem Jerzym Czartoryskim, księżną Joanną Weroniką i 3-letnim synkiem Kazimierzem bawili trzy dni w Radzyniu: ” Zrana podług zwyczaju napiwszy się wódki, wyjechaliśmy do Radzynia, gruzy tylko zburzeń Kozackich zastawszy, tam przez trzy dni , przez Łuzickiego kasztelana Podlaskiego, gościnnie zatrzymani, przybyliśmy nakoniec do Siedlec.”

Do historii kaplicy na pewno wrócimy. Mamy nadzieję, że wkrótce będziemy wiedzieć znacznie więcej o niej, o jej miejscu lokalizacji i lokalizacji drewnianego kościoła pw. św. Trójcy.