„Żyje się tak, jak się śni – w pojedynkę.”
Joseph Conrad „Jądro ciemności”

* * *

Pszesiesz wiesz że ciebie kurwa kocham i szanuje jak brata!

* * *

Któregoś roku postanowił wykosić kawałek głównej płyty na stadionie. Straszna to była praca, ale opłaciło się. Wymalował sobie pole karne przy ulubionej bramce od strony starej szatni i ćwiczył rzuty wolne z 20-25 metrów. Po miesiącu treningów zdejmował pajęczyny niczym Diego Maradona albo Roberto Baggio. Tylko co z tego? No właśnie…

* * *

Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: „Bezbożniku”, podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę, powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz.” 

* * *

Najgorsze było to, że dawniej musiałem mimo wszystko jakoś funkcjonować. Rozłaziłem się w szwach, zachowywałem coraz bardziej irracjonalnie, dołowałem sam siebie i innych natrętnymi myślami, ale trwałem, podpierając się o ścianę, choć czułem, że dla zdrowia psychicznego lepiej byłoby raz na jakiś czas rozpaść się zupełnie.

To, co się stało, paradoksalnie, uratowało mnie. Teraz nie ma żadnej rodziny, żadnej pracy, żadnego tak zwanego środowiska… Nie potrzebuję się podpierać o żadną nieistniejącą ścianę, bo nikt na mnie nie musi patrzeć i nikt nie musi mnie słuchać. Jest trwanie, atawistyczna chęć przetrwania, proste życie w nieprostej sytuacji. I próby znalezienia soli do poprawienia smaku codzienności. Może to niewiele, ale mimo wszystko coś. Mimo wszystko coś.

* * *

W upały najchłodniej było w parku, w głębokim cieniu starych drzew. Były już mocno przetrzebione przez wichury, ale trochę ich zostało. Niektóre były brodate od mchu, pochylone i garbate jak złamany życiem starzec.

Jak zawsze ponad wszystko wybrzmiewało tam złowieszcze krakanie gawronów i kawek. Jak w Barańczakowym przekładzie słynnego „The Raven” Edgara Allana Poe: KRRRes i KRRRach!

* * *

A ja mam taki gust wypaczony, że lubię wrony…”

CDN…

zdj.: Tomasz Młynarczyk