W tym też momencie cała trójka wjechała na krakowski rynek, gdzie zgromadzono kilkuset żołnierzy rozstawionych w trzech szeregach wzdłuż Sukiennic. Dalszą część rynku wypełniły tłumy mieszczan i przybyłej szlachty, która z niepokojem czekała na pojawienie się naczelnika. Gdy tylko go zauważono, zaczęto wznosić okrzyki „Vivat Kościuszko”.

Ten zatrzymał się przed żołnierzami, oddał konia jednemu z nich i czekał na rozpoczęcie insurekcji. Gdy tylko tłum przestał wiwatować na środku placu pojawił się generał Wodzicki, który trzymając kilka kart papieru zaczął mówić donośnym głosem.

-Wiadomy jest światu stan teraźniejszy nieszczęśliwej Polski. Niegodziwość dwóch sąsiedzkich mocarstw i zbrodnie zdrajców Ojczyzny pogrążyły ją w tę przepaść. Zawzięta na zniszczenie imienia polskiego Katarzyna II w zmowie z wiarołomnym Fryderykiem Wilhelmem dokonała zamiarów nieprawości swojej. Nie masz rodzaju fałszu, obłudy i podstępu, którymi by się te dwa rządy nie splamiły dla dogodzenia swojej zemście i chciwości. Przytłoczeni tym ogromem nieszczęść, znękani bardziej zdradą aniżeli mocą oręża nieprzyjacielskiego, ogłaszamy niniejszy Akt powstania, poświęcając Ojczyźnie życie nasze”.

– Dalsze słowa odczytywanego dokumentu wywoływały wzruszenia wśród osób zebranych na krakowskim rynku. Podniosły nastrój udzielił się również Michałowi, w którego oczach pojawiły się łzy. Siedząc na koniu obok kilkunastu kawalerzystów miał dobry widok na Kościuszkę i otaczający go tłum.

-Dzięki ci Panie Boże, że tu jestem – rzekł sam do siebie i spoglądał na czytającego dokument generała Wodzickiego. Po kilku minutach, gdy odczytał on Akt powstania głos zabrał Tadeusz Kościuszko, który złożył ręce do ślubowania i przemówił donośnym głosem.

-Ja, Tadeusz Kościuszko, przysięgam w obliczu Boga całemu Narodowi Polskiemu, iż powierzonej mi władzy na niczyj prywatny ucisk nie użyję, lecz jedynie dla całości obrony granic, odzyskania samowładności Narodu i ugruntowania powszechnej wolności używać będę. Tak mi Panie Boże dopomóż”. – Tuż po wypowiedzeniu roty przysięgi zaczęły się rozlegać niekończące się głosy „Vivat naczelnik” i „Vivat Kościuszko”.

Poruszony tym Michał zaczął wodzić wzrokiem po wiwatującym tłumie i dostrzegł w oddali szlachciankę w średnim wieku, która ubrana była w suknię przypominjącą biało-czerwoną szachownicę. Zaczął przyglądać się jej pięknej twarzy oraz długim czarnym kręconym włosom i do reszty skupił na niej swój wzrok. Uśmiechnięta kobieta nie zauważyła nawet, że tuż za nią stanął młody mężczyzna, który przeciął dyskretnie pasek jej torebki i pochwyciwszy ją schował pod pazuchę. Następnie złodziej delikatnie cofał się do tyłu, korzystając ze sprzyjających mu okoliczności. Całe to zajście zauważył Michał i zaczął przemieszczać się w stronę wycofującego się złodzieja. Wkrótce potem znalazł się przy ulicy, w którą skierował się przestępca. Nie chcąc wywoływać zamieszania postanowił jechać za nim i dopiero później się z nim rozprawić. Gdy w końcu już znaleźli się przy końcu ulicy Michał przyspieszył i podjechał do złodzieja, który był tak zadowolony z siebie, że zaczął sobie pogwizdywać. Wtedy też został uderzony pistoletem w bark przez Michała, który zeskoczył z konia i przewrócił złodzieja jęczącego z bólu.

-Wiersz łotrze, co grozi w Krakowie za kradzież torebki?

-Panie, miej litość i nie bij już więcej.

-Masz wybór – zaczął zdecydowanie Michał – albo ci obetnę dużego palca, albo złamię rękę, abyś już nie mógł więcej kraść.

-Nie rób mi panie tego. Miej litość – rzekł błagalnym głosem złodziej, którego Michał przycisnął do ziemi.

-Okażę ci litość złodzieju tylko dlatego, że dziś zaczęła się insurekcja. I dawaj mi torebkę. – Po tych słowach złodziej wyciągnął torebkę szlachcianki i podał Michałowi.

-Nic nie zabrałem ze środka, tylko paseczek się przerwał.

-Widziałem łotrze jak go przeciąłeś. I zejdź mi z oczu – przemówił podniesionym głosem Michał. Po chwili wsiadł na konia i pogalopował w stronę rynku. Gdy już przybył w to miejsce zobaczył, że mieszczanie zaczęli rozchodzić się do domów, komentując całe wydarzenie. Wtedy też zobaczył ową szlachciankę, która rozmawiała z naczelnikiem i stojącymi przy nim generałami. Po chwili pojawił się obok niej i czekał na odpowiedni moment, aby jej oddać torebkę.

-Panie rotmistrzu – zaczął Wodzicki – musisz poznać panią starościnę wolbromską. To najurodziwsza i najbardziej rezolutna niewiasta w całym województwie krakowskim.

-Bardzo mi miło poznać cię, pani – przemówił Michał i ucałował dłoń starościny.

-Wyglądasz waszmość na przyzwoitego człowieka – rzekła z uśmiechem.

-Złapałem złodzieja i odzyskałem pani twoją torebkę, tylko niestety paseczek jest zerwany.

-Ojej – ucieszyła się starościna. – Myślałam, że już po mojej torebce. Dziękuję waszmości.

-To dobry prognostyk dla naszego powstania – włączył się generał Jan Henryk Dąbrowski.

-Skoro waszmość uratowałeś mi torebkę to przyjmij zaproszenie na dzisiejszy obiad. Będzie na nim pan naczelnik i z panami generałami – oznajmiła starościna i zalotnie uśmiechnęła się do oficerów.

-Gdzież mi tam być na obiedzie z panem naczelnikiem i generałami.

-Mam do ciebie zaufanie panie rotmistrzu, a jeśli obiad ci posmakuje, to może nawet otrzymasz ode mnie generalstwo. – Słowa Kościuszki rozbawiły wszystkich zgromadzonych wraz z Michałem.

-Panie rotmistrzu. Wierz mi, że w całym Krakowie, ba, w całym województwie krakowskim nie zjesz tak dobrego obiadu, jak u pani starościny wolbromskiej – przemówił Wodzicki.

-Pan generał jest tak miły, bo pewnie liczy na podwójny deser – zażartowała starościna.

-Dziękuję pani – zaczął Michał – tylko przyznam się, że nie wiem, gdzie mam się udać?

-To tuż obok na Sławkowskiej. Łatwo znajdziesz waszmość moją kamienicę, bo dopiero co jest odnowiona. – Następnie starościna skłoniła się przed naczelnikiem oraz generałami i dodała. – Zapraszam na piętnastą – i po tych słowach z wdziękiem ruszyła przed siebie.

Kościuszko zaś razem z generałami oraz Michał, spoglądali jak odchodzi i przez dłuższy czas wodzili za nią wzrokiem.