-Mąż mój został aresztowany przez Gestapo niespełna miesiąc temu, na dzień przed wyzwoleniem, pod absurdalnymi zarzutami. Do dziś nie ma o nim wiadomości. Te faszystowskie kanalie kłamały, że że nie żyje. Nie wierzę. Proszę, Maurycy, pomóż mi go odnaleźć. Błagamy, pomóż mi! -podsunęła kartkę koloru sepii.

Mężczyzna szybko przebiegł wzrokiem po linijkach, zatrzymując się na ostatniej.

-Doprawdy, z samego PKWN-u? Nie trzeba było fatygować towarzysza Tomasza, zaraz wyjaśnimy tę sprawę po -jak to się mówi-starej znajomości

Wstał zza stołu.

Zmężniał i wyprzystojniał przez te lata-przyznała w duchu.

Mężczyzna podszedł do masywnej szafy, przekładając teczki w tekturowych okładkach

-K K K …Kwiatkowski …Adam …Andrzej …Bronisław …Dionizy… Edward…. Zenon… to popularne nazwisko. Nie ma żadnego Leopolda.

-Sprawdź pod B jak „Blumsztajm” albo „ Cwietajew”. To po matce Mąż miał rosyjskie korzenie.

-Ładne kwiatki! Obawiam się, że tamten gestapowiec nie kłamał. Przykro mi.

Wyjęła z czarnej torebki zwitek banknotów, położyła na stół.

-To chociaż ciało. Proszę…

-Funty szterlingi? Londyńskim srebrniki? Ze zrzutów? Tym wam płacą? – uniósł banknot do nosa

– Śmierdzi warszawską spalenizną., Gdyby nie ta awantura nasze dywizje stałyby już nad Odrą. – podniósł głos

-A czy wiesz, że posiadanie obcej waluty to poważne przestępstwo?

-Znalazłam to przypadkiem dziś w jego rzeczach, i pomyślałam, żeby przekazać je w depozyt zaufanej osobie., takiej jak ty.

-Taak…

Uśmiechnął się, ale jakoś tak niepokojąco. Wstał, okrążył stół oficerki skrzypiały na wypastowanym parkiecie, stanął za jej plecami. Odruchowo pochyliła głowę. Położył swą dłoń na jej lewej dłoni tak mocno, że obrączka boleśnie wbijała się w skórę.

-To zależy…

-od?

– od tego, co młoda żona-pardon- wdowa zrobi, aby godnie pochować zmarłego męża.

Zsunęła z palca zloty krążek i położyła na pliku banknotów. Nigdy wcześniej ani później nie czuła się równie naga.

– Nareszcie zaczynasz myśleć trzeźwo. Padłaś ofiarą swej młodzieńczej naiwności Herr Leopold pewnie siedzi bezpieczne gdzieś w Berlinie i szyfruje. Albo jego akowscy kompani ewakuowali go za Wisłę a tobie każą odgrywać komedie czarnej wdowy. Dość tej żałoby, skończmy z tą komedią! Przysłano cię tu, żeby wprowadzić nas w błąd, żebyśmy uwierzyli w tę bajeczkę o zniknięciu Leopolda Blumsztajna. O nie! Tacy ludzie jak on nie znikają tak po prostu. A propos- szukamy pewnej rzeczy, która należała do twego byłego męża. Drobiazg, taki brudnopis, bazgroły, nic ważnego, ale bardzo by nam pomógł. Obojgu. -podszedł do ściennej mapy.

-Myślisz, że po co ten cały „Rząd lubelski”? A bo to mało prowincjonalnych dziur na wschód od Wisły? Chełm, Białystok, Siedlce, Otwock, Praga. Dla niego! Ministrem miał być, ba-premierem! Czy wiesz, ile dobrego mógł zrobić dla tego kraju? Jeśli te bazgroły okazałyby się tak dobre, jak nam mówiono-kto wie, czy towarzysz-ponownie zasalutował do portretu- nie zgodziłby się nieco przesunąć granicę. Nie odmówiłby przecież premierowi Kwiatkowskiemu jego rodzinnego Lwowa? A może i Grodna? Wilna? Daj nam ten zeszyt, Marianno!

-Nie wiem, o czym mówisz.

-Wiesz doskonale. -podszedł do okna, rozchylił zasłony-Grozi ci ktoś? Jesteś szantażowana? Tak myślałem. Samochód pana majora. Przynajmniej o niego zadbali. -przyłożył lornetkę do oczu-Nie wierzę! Przywiózł cię głupi Jasiek, ten osiłek z parteru? Szybko znalazłaś pocieszenie! -zasłonił zasłonę, odsunął krzesło, usiadł obok.

-Pal licho Leopolda. Żywy czy martwy-już go nie zobaczysz i dobrze. Pewnie jego akowscy kompani odesłali go do Londynu albo zadekowali za Wisłą. Myśl o sobie. W PKWN-ie jest miejsce dla bystrych kobiet. Minister edukacji narodowej? Zgódź się. Jeśli nie ty, to znajdą tu jakiegoś szowinistycznego ciemniaka. Albo profesor uniwersytetu, jak Maria Skłodowska-Curie….

-…Maria Curie Skłodowska-poprawiła odruchowo. Kontynuował niezrażony:

-Otworzymy tu prawdziwy uniwersytet, zamiast tej śmiesznej szkółki parafialnej. Pani rektor? Tylko nie mów, że nie masz matury. Matura to bzdura! Doktorat? Habilitacja? Proszę bardzo-wyciągnął z szuflady plik kartek

-Jutro stu profesorów zaświadczy o twoim wybitnym dorobku naukowym. Za jeden mały kajecik. Co wybierasz: filologia angielska, romańska?

-…Leopold…

Podniósł się gwałtownie; krzesło przewróciło się z łoskotem na podłogę. Podszedł od tyłu, czuła na karku woń alkoholu i tytoniu oraz dotyk jego dłoni na brzuchu.

– Pomyśl o nim. Który to tydzień? Czwarty? Szósty? Tak Marysiu. Wiemy więcej niż przypuszczasz.

Zdrętwiała.

-Podobno geniusz przechodzi w genach. Poczekamy te kilka miesięcy, zadbamy o ciebie, pardon-o was- a potem wychowamy waszego wunderkinda go gdzieś w tam… wskazał ręką w nieokreślonym kierunku- ale ty nigdy go nie zobaczysz.

Pochylił usta nad jej uchem.

– Tu ściany mają uszy. Marianno, zaufaj mi. Uratuję cię, uratuję was. Generał-major spił się jak świnia, do rana nie wytrzeźwieje. Samochód czeka. Front stanął na Wiśle. Kraśnik Annopol. Przepłyniemy nocą. Z pewnych źródeł wiem, że po drugiej stronie, w Lasach Świętokrzyskich jest silne zgrupowanie naszych. Narodowcy. Wyobraź sobie, że, szerzy się wśród nich kult twego ojca. Tak. Czczą majora Bronisława „Tweeda” Kwiatkowskiego- żołnierza Pierwszej Brygady, legionistę, zdobywcę Kijowa, bohatera znad Niemna, niezłomnego przeciwnika sanacji i pierwszą ofiarę tragicznego Września. Wybaczyli mu nawet małżeństwo z Żydówką, niech spoczywa w pokoju pani Ludwika. Ci endecy nie są głupi-wiedzą, że ich los jest przesądzony. We wrześniu planują przebijać się na zachód. Dołączymy do nich. Przyjmą mnie jak bohatera, wybawcę córki majora Kwiatkowskiego z sowieckiego więzienia. Śląsk, Czechy, Bawaria, Alpy. Przebijemy się do aliantów, są blisko o ile nie ugrzęzną w Wogezach czy innych Ardenach. Mam wiadomości, za które zapłacą sto razy więcej, niż są warte te twoje-odsunął plik banknotów i obrączkę-precjoza. Potem do Ameryki Zadbam o ciebie, o was. Co wybierasz-Manhattan czy Beverly Hills?
Metaliczny głos dzwonów z kościoła Karmelitów obwieścił południe.

– Leopold…szepnęła. Mężczyzna poprawił mundur i zajął miejsce za biurkiem.

-Głupia burżujka! Uparta jak ojciec! Szkoda. Twój wybór. Właśnie wydałaś na niego wyrok. Urodzisz na Zamku i nigdy go nie zobaczysz.

-Mój ojciec przyszedł tu prosto z Oleandrów, z królewskiego grodu. Mamusia pochodziła z królewskiego pokolenia Judy. Zamek to godne miejsce dla ich wnuka!

– Nina! Wyprowadzić Mariannę Bronislawownę -podszedł do okna, odsłonił szeroko zasłony, wychylił się przez okno, wrzeszcząc:

-Straż! Maszynu wziat i szofiera! Żyw ili miertw!
Tymczasem czarna postać szła ku drzwiom, dumna i wyprostowana, nucąc cicho:

„Nigdy z królami nie będziem w aljansach,
Nigdy przed mocą nie ugniemy szyi;
Bo u Chrystusa my na ordynansach
— Słudzy Maryi!”