Po kilku minutach samochód braci Kochańskich dojechał na ulicę Buczackiego, który wskazała studentka.


-Jesteśmy na miejscu – oznajmił Jan. Wówczas dziewczyna wyciągnęła lusterko i umalowała sobie usta. Nagle spojrzała tak, jakby dostrzegła ducha.

-Co się stało? – zapytał Adam.

-Jak to, co się stało? To pan profesor nie widzi?

-A co mam widzieć, panią widzę – odparł zdziwiony.

-A moje włosy! Jak ja jutro pokażę się na zajęciach. Jutro przecież mam seminarium u profesora Misiowskiego.

-Proszę się nie przejmować, kolega Misiowski ma słaby wzrok – uspokajał ją Adam.

-I co z tego, jak ja mam zniszczoną fryzurę, a ledwie przed tygodniem wydałam na nią tyle kasy.

-To ile kosztowała panią wizyta u fryzjera? – zapytał Adam

-Prawie dwieście złotych – odparła ze smutkiem.

-Proszę sto złotych…

-Ale ja wydałam dwieście – upomniała się dziewczyna.

-Chwileczkę – po czym zwrócił się do brata. – Jasiu daj dwieście złotych.

-Chyba sto, skoro ty już dałeś sto – oponował Jan.

-Daj dwieście. Co to na ciebie, raptem jedna koperta – rzekł Adam i zaraz też Jan podał mu dwieście złotych. – Proszę – i wręczył jej pieniądze. – Dwieście za fryzurę i sto za inne uszkodzenia pani ubrania.

-Dziękuję panie profesorze. Do widzenia.

-Do widzenia pani i jeszcze raz przepraszam. – W tym momencie dziewczyna zamknęła drzwi i szybko weszła do bloku.

-Coś ty taki rozrzutny – skrytykował go Jan.

-Ty się ciesz, że zadowoliła się tylko tymi czterema stuwkami, bo gdyby to była większa cwaniara, to wtedy kosztowało by nas to dużo więcej.

– W tym momencie do samochodu wsiadł Stanisław.

-Kogo wyście porwali. Przecież to nie była Asia?

-Była blondynką i myśleliśmy, że to ona – bronił się Adam.

-Przecież mieliście zdjęcie.

-Łatwo ci mówić, bo ty sobie siedziałeś z tyłu i tylko się przyglądałeś – odciął się Jan.

-Czyli wszystko na nic.

-Teraz to już na pewno jest w drodze – stwierdził Adam.

-A może by ją tak porwać sprzed tej restauracji? – zaproponował Stanisław.

-Ja już się na to nie piszę – odrzekł Jan.

-A ja to będę musiał chyba chodzić na uniwerek w tych okularach przeciwsłonecznych.

-Czemu?

-Bo porwaliśmy moją byłą studentkę – rzekł zrezygnowany Adam.

-Chłopaki mam pomysł? – zaczął Stanisław

-Jaki? – zapytał Jan.

-Widzicie te dwie Cyganki – i wskazał na dwie idące w ich kierunku Cyganki.

-A co nam te Cyganki mogą pomóc? – zapytał Adam.

-Mogą im popsuć całą tę uroczystość swoimi wróżbami. To będzie dla nich taki zły znak, powiedzmy że omen. Zaufajcie mi chłopaki – i poczekał aż Cyganki zbliżą się do samochodu. Wówczas Stanisław uchylił drzwi i zaproponował.

-Panie Cyganki, chcecie zarobić sto złotych? – Te spojrzały na siebie zaskoczone ofertą Stanisława, a po chwili starsza z nich zabrała głos.

-Piękny panie, ja mogę panu powróżyć, ale dupy to pokazywać nie będę.

-A kto by ją chciał oglądać – odparł zdecydowanie Stanisław. – Zarobi pani sto złotych, jeśli powróży pani jednej dziewczynie. Tylko, że tak, jak ja pani powiem.

-Znaczy się, że mam zmyślać? – zapytała Cyganka.

-Powiedzmy.

-Za zmyślanie to dwieście złotych – targowała się Cyganka.

-Przecież wy zawsze zmyślacie – stwierdził Stanisław. – Ale niech będzie, sto pięćdziesiąt złotych.

-Ale musi być zaliczka.

-Dobrze – i wyjął pięćdziesiąt złotych. – Masz pani pięćdziesiąt, a sto dostaniesz jak powróżysz.

-Dobra. To komu mam wróżyć?

-Wsiadajcie do samochodu. To niedaleko – i tamte szybko poszły za Stanisławem do jego samochodu. – Chłopaki jedźcie za mną – krzyknął do braci i odpalił samochód.

-Co on planuje? – zapytał Adam.

-Nie wiem, ale w końcu to prokurator, to chyba wie co robi – odparł Jan i ruszył swoim samochodem.