-I najlepiej szybko – dodała Maria – żebyś się nie rozmyślił tak jak twój brat.

-W tobie Michałku nadzieja, bo z Andrzejem nic nie wiadomo, a twoi stryjowie to już się chyba nie ożenią – westchnął Zygmunt.

-Dwadzieścia lat Michałku daję na mszę w każdą pierwszą niedzielę miesiąca, żeby któryś z nich się ożenił, a tu nic z tego – rzekła ze smutkiem Maria.

-Chyba nasz proboszcz źle się modli. Trzeba będzie chyba dawać na mszę w inny parafii.

-Przecież my Michałku nie jesteśmy złym małżeństwem. Nie mieli i nie mają złego przykładu z domu, tylko dobry.

-Babcia ma rację, bo przecież tyle lat jesteśmy po ślubie i tam raptem dwa czy trzy razy myśleliśmy o rozwodzie. – I teraz zwrócił się do Marii.

– My już chyba z pięćdziesiąt lat jesteśmy po ślubie.

-Za rok będziemy Zygmuś.

-Jest tylko jeden problem – zaczął Michał

-A co ona jest rozwódką?

-Nie dziadku, to nie to. Problem w tym, że stryjowie zapowiedzieli, że nie dołożą się do wesela i przestaną mnie finansować.

-Jak to przestaną?! – oburzył się Zygmunt.

-A ja niestety nie mam żadnych pieniędzy – odparł smutno Michał.

-A skąd ty dziecko masz mieć pieniądze, jak ty studiujesz? – odparła Maria.

-To na co oni będą te pieniądze wydawać? Przecież dzieci nie mają, kochanek chyba też nie mają, a zarabiają niemało?

-Mają inne wydatki.

-Tak! To na co Adaś wydaje tyle pieniędzy? – zapytał Zygmunt.

-Stryj Adam kupuje dużo książek, a książki są drogie.

-A po co mu te książki, jak ten wasz uniwersytet ma taką dużą bibliotekę. Przecież może te książki wypożyczać.

-Ale stryjek woli mieć swoje – dodał Michał.
-A Jaś na co wydaje? Przecież wódki nie kupuje, bo mu dają łapówki. W naszym sklepie nie ma tyle wódki, ile on ma w domu od pacjentów.

-Stryj Jan dużo wydaje na garnitury.

-A po co jemu garnitury – włączyła się Maria – jak on chodzi tylko w białym fartuchu.

-Masz rację Maryś – i znowu zwrócił się do Michała. – A Stasiu na co wydaje?

-Wujek Staszek to cały czas zmienia samochody.

-A po co w ogóle jemu samochód, jak jego policjanci wszędzie zawiozą i przywiozą. Też nie mają na co wydawać pieniądze – zdenerwował się Zygmunt i nie czekając na wnuka przechylił kieliszek z wódką.

-Ale żeby dać dwieście złotych matce i ojcu, to im nie przyjdzie do głowy. A człowiek odmawiał se wszystkiego, żeby ich wyuczyć – wtrąciła Maria i łzy stanęły jej w oczach.

-My Michałku mamy po tysiąc złotych emerytury, bo wiesz, że w naszym kraju to kto uczciwie pracował, to mu tyle dają, żeby z głodu nie umarł. Tylko ten kto kradł albo donosił na innych, to ma tyle, że nie wie co z pieniędzmi robić.

-Dziadku, ja sobie jakoś poradzę.

-Nie mamy ci Michałku za bardzo co dać.

-A babcia gdzie poszła? – pytał Michał.

-Pewnie jej się spać chce, ale mogłaby się przynajmniej pożegnać. – W tym samym momencie Maria pojawiła się znowu.

-Masz Michałku – i podała mu pieniądze.

-Babciu nie mogę ich wziąć.

-Bierz, kupisz za to pierścionek Asi – rzekła z uśmiechem. – Sprawisz mi tym radość.

-Dziękuję babciu – rzekł Michał i ucałował Marię w dłoń.

-Maryś, a skąd ty masz dwa tysiące?

-Z kieszonkowego, bo ja na piwo i wódkę na chodzę. A ty, Zygmuś, chyba o czymś zapomniałeś.

-A o czym to miałem zapomnieć?

-A lasek?

-Racja, zapomniałem o lasku. Michałku – mówił ucieszony – przecież my mamy jeszcze prawie pół hektara lasu. Sprzedamy go i będzie wesele jak się patrzy.

-To ten lasek za górką? – pytał Michał.

-Tak. Jak dobrze mieć lasek. Polej Michałku, to wypijemy za lasek.

-Dziadku, ale jak wy macie tak mało pieniędzy, to mielibyście z czego dokładać do emerytury.

-Nie frasuj się dziecko, nam już wiele nie potrzeba, a grobowiec już mamy zrobiony – dodała Maria. – A tak to akurat będą pieniądze na wesele.

-Pewnie jeszcze wystarczy ci na garnitur i inne potrzeby. Ja to po niedzieli załatwię.

-Dziękuję dziadku – i uścisnął go mocno.

-Nie będziesz się Michałku prosił tych dziwaków o pieniądze – rzekła Maria.

-Pewnie że tak. Na pierścionek już masz…

-Wystarczy mi na pierścionek i jeszcze na uroczystą kolację – cieszył się Michał.

-A jak się sprzeda las, to sobie pokupisz co ci będzie potrzebne i zapłaci się za wesele – stwierdził Zygmunt.

-Wiedziałem, że na was zawsze można liczyć.

-Bo Michałku dziadek z wnuczkiem zawsze się dogadają.
-Bo mają taki sam rozum – odparła Maria.

-Wasze zdrowie – rzekł Michał i opróżnili kieliszki.

-Z wesela trochę pieniędzy zbierzecie, to na początek będziecie mieć. A później dorobicie się powoli wszystkiego – stwierdziła Maria.
-A najpierw dziecka – rzekł Zygmunt.

-Michałku ja już idę spać. Przygotuję ci spanie. A jutro sobie jeszcze pogadamy.

-Dobranoc babciu.

-Dobranoc – i zwróciła się do swego męża – Zygmuś tylko nie pijcie już więcej, bo on nie ma takiego końskiego zdrowia jak ty.

-Idź spać Maryś. My tylko to dopijemy i też idziemy spać. – Gdy tylko Maria zamknęła drzwi Michał zabrał głos.

-Wy jesteście jednak dobrym małżeństwem.

-Powiem ci Michałku, że twoja babcia to dobre babsko. Powiem ci tylko, że dwa razy to mnie tak zdenerwowała, że już miałam iść do piwnicy i odkopać karabin…

-Dziadku, co ty opowiadasz?

-Jeden raz to nawet już wszedłem do piwnicy i chciałem z nią zrobić porządek, tylko że byłem po spowiedzi wielkanocnej i jej wybaczyłem.

-To ty, dziadku, masz karabin?

-Mam i kiedyś ci pokażę, bo jakby cię kiedyś ta Asia wkurzyła, to będziesz miał argument w ręku. – Michał zaczął się śmiać, lecz nic nie odpowiedział.

– Polej Michałku, bo mi się wydaje, że ta wódka już trochę zwietrzała.

Michał spełnił więc prośbę dziadka, po czym nieśmiało zapytał.

-Dziadku, powiedz mi dlaczego żaden z stryjów się nie ożenił i czemu tak bardzo nie lubią ślubów?

-Oni tak się boją ślubu, jak diabeł święconej wody.

-Ale czemu?
-W końcu, czemu ci mam tego nie powiedzieć, przecież w gazetach o tym pisać nie będą. A teraz Michałku to nie napiszą o takich normalnych ludziach jak ja i twoja babcia, tylko piszą o takich szajbusach, którzy tylko się rozwodzą i nie pamiętają, który już raz biorą ślub.

-Bo to taka moda dziadku. Bo o takich się mówi.

-Ludzie to niech się zajmą własnymi sprawami, a nie czytają tych głupot o tych szajbusach, bo oni nie wiedzą po co w ogóle jest małżeństwo.

-To prawda dziadku – potwierdził Michał i nastała chwila milczenia.

-Twój stryj Adaś to tak latał za dziewuchami, że myślałem, że nawet liceum nie skończy. Latał za tymi dziewuchami, jak radni przed wyborami. No, ale w końcu zrobił tę maturę i dostał się na studia. Jak pojechał po Wszystkich Świętych do akademika, to przyjechał do domu dopiero na święta Bożego Narodzenia. Ale taki był markotny, jakby go wymiśkowali. Dopiero po wigilii, jak wszyscy poszli spać, to rozpiął gacie i pokazał czego się nabawił. Uważaj Michałku i nie żałuj pieniędzy na prezerwatywy.

-Uważam dziadku – uspokoił go Michał.

-Ile ja się z nim wyjeździłem po doktorach i ile straciłem pieniędzy, to chyba bym konia za to kupił. Ale w końcu interes twojego stryjka ozdrowiał. Tylko, że od tamtej pory zamienił dziewczyny na książki i nawet nie chce o nich słyszeć.

-Trochę mu się nie dziwię.

-Z kolei Jasiu, to zawsze był porządny. Jak zobaczył sąsiadów świntuszących w sadzie, to spuścił psa z łańcucha, otworzył furtkę i pies przeszkodził im w czułościach – zaśmiał się Zygmunt. – I od tamtej pory barbarzyństwa w ogródku nie było.

-Niezłe pomysły miał stryjek – rzekł rozbawiony Michał.

-Zawsze był nieśmiały, znaczy się grzeczny dla dziewczyn. Aż kiedy już skończył medycynę i odrabiał staż, przyjechał z jakąś dentystką. Nawet dobrze, że wtedy z nią przyjechał, bo tak to mi zrobiła za darmo protezę.

-No i co – pytał zaciekawiony Michał.

-Tylko, że ona miała tylko ładne zęby i nic poza tym. Twoja babcia jak ją zobaczyła, to aż się przeżegnała, a pies to urwał się z łańcucha i przez trzy dni go w budzie nie było. Grzeczna była dziewuszka, ale brzydka jak jesień – i skinął na Michała, żeby nalał po kolejnym kieliszku. – Twój stryj Jaś nawet myślał się z nią żenić, tylko że miesiąc później jak poszedł na wieczór kawalerski to okazało się, że jego najlepszy kolega żeni się właśnie z nią.

-To taka była brzydka, a miała takie powodzenie ? – zdziwił się Michał.

-Ano miała powodzenie, bo była gościnna – stwierdził Zygmunt i po chwili kontynuował. – Przyjechał z tej imprezy pijaniutki jak nigdy. W końcu zaczął mi bredzić, żebym go pochował w lekarskim fartuchu. To wtedy go opieprzyłem i poszedł spać. Ledwie zasnąłem, a już się obudziłem, bo pies zaczął cholernie wyć. Ja patrzę, a jego w łóżku nie ma. Poleciałem na podwórko i patrzę, że wrota do stodoły są otwarte. Zdążyłem w ostatniej chwili, bo już zaczął dyndać – i po tych słowach w oczach Zygmunta pojawiły się łzy. Szybko je otarł i sam wypiwszy kieliszek, kończył opowiadać. – Powiesił się na nowiusieńkim postronku. Jak go odciąłem i już doszedł do siebie, to takie mu spuściłem smary tym postronkiem, że przez dwa dni na tyłku nie mógł usiedzieć. Ale od tamtego zdarzenia, już o wieszaniu nie myślał. No bo pomyśl Michałku, wieszać się przez dziewuchę…

-I to jeszcze brzydką – potwierdził Michał.

-Tak, jakby innych brakowało. Poczekaj Michałku, bo muszę iść na podwórko zobaczyć czy gwiazdy świecą.

-Idę z tobą dziadku – i powoli wyszli na podwórko.

-W mieście by się nie dało, a tu na wsi możesz wyjść na podwórko i wysikać się na łonie przyrody.

-Fajna sprawa dziadku – stwierdził podpity już Michał.

-Powiem ci tylko, że od tamtego momentu twój stryjek dał sobie spokój z dziewuchami i to na dobre.

-Miał trochę pecha.

-Ano miał – i wolnym krokiem wrócili do domu.

-Zostało nam jeszcze tylko po kieliszku. Wiesz co Michałku, uchyl drzwi i zobacz czy babcia chrapie? – Wówczas Michał uchylił drzwi i potwierdził.

-Chrapie.

-A jak chrapie? Tak achryyy, czy uchraaa?

-Tak uchraaa – odparł Michał.

-To znaczy, że śpi mocno. – Następnie Zygmunt wyszedł na chwilę i wrócił z pełną butelką trunku. – Piłeś Michałku kiedyś bimberek?

-Bimbru to jeszcze nie piłem.

-To dzisiaj spróbujesz. Nalej po jednym.

-A stryj Stach?.

-Stasiu, to miał być księdzem. Matka bardzo chciała, a i ja nie broniłem, bo przecie jakby został księdzem to pieniędzy by nie brakowało, a do tego miałbym rozgrzeszenie na zawołania. – Tu Michał zaczął się śmiać. – Przecież ojca by rozgrzeszył – i w tym momencie opróżnili kieliszki. Po chwili Michał z trudem łapał powietrze.

-Mocne, co? – zapytał Zygmunt.

-Dziadku, ile to ma procent?

-Jakbyś miał Michałku tyle na liczniku w terenie zabudowanym, to byś musiał zapłacić mandat – odparł z uśmiechem Zygmunt i opowiadał dalej. – Twój stryj Stach był przeszło dwa lata w seminarium i już zaczął nosić sutannę, tak że ksiądz proboszcz to mnie zapraszał w niedzielę po sumie na plebanię, na nalewkę samarytańską. Myśleliśmy z twoją babcią, że będzie księdzem. A tu przyjeżdża jakoś na początku maja i mówi, że porzucił seminarium, bo poznał jakąś dziewczynę.

-Dziewczynę? – zdziwił się Michał.

-No przecie nie chłopaka – odrzekł Zygmunt. – Okazało się, że była to siostra jego kolegi z seminarium. Mój Boże, jaki to był wstyd, to aż mi się mówić nie chce. Do kościoła nie chodziłem pół roku. Zakupy my robili w sąsiedniej wsi, a w pole to jeździłem dopiero na wieczór.

-No i co z tą dziewczyną?

-Zbałamuciła go tylko, a pół roku później sama poszła do klasztoru do Tybetanek.

-Ale numer – stwierdził zaskoczony Michał.

-Lepszego numeru to nam nikt nie zrobił. No i od tamtego czasu Stasiu nie myślał już o żeniaczce, tylko poszedł na prokuratora. Zdrowie Michałku – i wraz ze swoim wnukiem wypili po kolejnym kieliszku.

-Wiesz co dziadku, kręci mi się w głowie.

-A dojdziesz do łóżka?

-A mogę na czworaka?

-Możesz.

-A ty dziadku dojdziesz?

-Ja to Michasiu jeszcze nie pójdę spać. Tylko pójdę do Cześka i pogadam z nim, czyby tego lasku nie chciał kupić ode mnie.

-O tej porze? – zdziwił się Michał.

-Czesiek do późna słucha „Radia Magdalena”, to jeszcze nie śpi – po czym dodał. – Idź spać Michałku, kolorowych snów. – Po czym zabrał niedopitą butelkę bimbru i poszedł do sąsiada, zaś Michał na czworaka szedł do swego łóżka.