Wchodzą do środka.
Sprawdza skrzynkę – najczęściej ulotki i rachunki –
„Akcentu” nie ma – nie mieli czasu i możliwości zrobić prenumeraty – trzeba będzie kupić w Empiku albo u Pani w Kiosku na Bursztynowej – u Niej jest zawsze – a i nawet ten Kiosk jest wymieniony – wymieniany – na końcu
„Akcentu”.
Czasami jakaś płytka lub książka się trafi – od znajomych. A tak, pusto – wiatr prawie wieje bez przeszkód.

Wchodzą na górę.
Przemyka mu przez głowę – jeszcze się dzień nie skończył – w przypływie endorfin z wysiłku – i dotlenienia – czuje być może jakiś rodzaj szczęścia – jeszcze wraca żona z pracy – nie wiadomo, jaki ma dzień – więc nie wiadomo – na razie o tym nie myśli. Czuje – fajne, pozytywne – zmęczenie – i dość duże – lepiej patrzy oczami – dotlenienie.

Błogosławić będzie czy przeklinać. Będzie kłótnia czy rozmowa, która przerodzi się w kłótnię. A może tylko omówienie bieżących spraw. I, gdy czasami się wkurza – strasznie mną rządzisz cały czas – wy faceci byście zginęli bez nas – kobiety potrafią to wszystko jakoś ogarnąć.
W sumie – prawda pewnie – i innej alternatywy nie ma – osobą LGBT nie jest, żeby sobie szukać faceta – a każda inna byłaby po jakimś czasie taka sama. W tych sferach życia. Tych sferach życia. Sferach życia. Życia.
Więc facet jak kot – całe życie przy jednej dziurze.

-Rozbieramy się, Mała.
-Tatu, tatu, siusiu.
-No to już, szybciutko. – Zrzuca z niej spodnie, buty, polarek, komin, czapkę, kurtkę. – Leć.
-Tatu, światło. – Idzie w butach zapalić. Mała zamyka za sobą drzwi.
– Tatu, tatu, to moja sprawa. – Zamyka. W międzyczasie on się rozbiera.
-Już.
-Super. Chodź, odsapniemy. Oboje zmęczyliśmy się trochę.
-Tatu, tatu, sinka Pepa. Tylko jedna.
-Nie, sinka Pepa jest zawsze po kolacji. Możemy włączyć Kwiat Jabłoni albo Guzowiankę.
-Guziowiankę, Guziowiankę.
-Okay, ale tylko dwie piosenki. – Kładzie się na łóżku chwilę odsapnąć. Atena siedzi obok niego – po stronie, po której zawsze śpi Penelopa. Włącza jej Guzowiankę – ma z 10 minut, aby odsapnąć. Być może i papierosa.

Dochodzi 17:00.
-Gdzie Mama? Jak myślisz, będzie na 17:00? – pyta retorycznie Małą. – Taka pogoda, to pewnie będzie na 17:15. Jak dobrze pójdzie.
-Sinka Pepa. Sinka Pepa. Jedna. Tylko jedna.
-Mała. Nie. Sinka jest zawsze po kolacji. Już obejrzałaś, wyłudziłaś od taty Guzowiankę. Zresztą zaraz będzie Mama. Jak Mama pozwoli, to będzie sinka Pepa. Tata już głodny. Ciekawe, na którą będzie kolacja?

Zawsze – przeważnie – je o 17:30. Najpierw owoc przed obiado-kolacją. Przy jego otyłości ( już niedużej) pilnuje się. Penelopa zawsze szykuje obiado-kolacje. Wszystko odmierza – ile mięsa – ile kaszy lub ryżu ciemnego lub makaronu ciemnego. Z warzywami na luzie – zresztą on lubi warzywa.

Drzwi szczęknęły. Nie było słychać dźwięku otwieranych drzwi, na dole, przy domofonie.

-Mama? Mała, Mama? Niemożliwe, jest punkt 17:00. Leć zobacz.

Już ją słychać krzątającą się w korytarzu.
-Mama. Mama.
-Mama! – krzyczy lekko Mała i biegnie do korytarza.
-Cześć, Myszko – mówi Penelopa, jeszcze niepełnym oddechem, zmęczona drogą do domu. Przeważnie chodzi całą drogę z pracy do domu na piechotę. Około 5 kilometrów. Trasa – Konopnicka, Narutowicza, Nadbystrzycka, Jana Pawła II, Kościół Świętej Rodziny i już jest w domu.
Mama, mama, sinkę Pepę.
-Mała, ledwo weszłam do domu, a Ty już Pepę?
-Pepa, Pepa. – Mała zaczyna prawie krzyczeć.
-Dziś jestem wykończony. Idę spać. Szykuj kaszę albo ryż, albo makaron. A mięso jakie dzisiaj?
– Stek. Zrobisz w grillu? – Chodzi jej o elektryczny grill. – A na surówkę z pora albo grecka, może być?
Może być. – Zaczyna się krzątać po kuchni. Ciemny ryż – kasza pęczak – makaron razowy. – Jeszcze pewnie z 20 minut? – Bierze owoc – jabłko albo gruszkę – winogrona – albo mandarynki. W lecie większy wybór owoców – sezonowych – świeżych.

-Tak. – Podłącza komórkę do ładowarki. Ma jakieś 15 minut. Po czym zaczyna ścielić, otwiera balkon – aby przewietrzyć przed snem – zawsze – bez znaczenia pory roku – przekręca, układa poduszki – podusie. Wyłącza radio – lampkę zostawia – i idzie do kuchni. Przeważnie jest już po zjedzeniu owocu – tak powinno być – najpierw owoc – później obiadokolacja. Punkt 17:30.
Siada za stołem. Jeśli stek jest na obiad z grilla – sam go szykuje – smaży sobie – tak jak lubi. W międzyczasie dogotowuje się ryż albo kasza lub makaron, a Penelopa szykuje surówkę.
W tym czasie Atena jest już przy laptopie i ogląda Świnkę Pepę.

Jak on się cieszy na tą Świnkę Pepę – czasami ogląda przy nim – i zerka – jest okay. A nie ta „Masza i Niedźwiedź” – radziecka propaganda – nie zdziwiłby się, gdyby były w niej przekazy podprogowe.

-Jak noga?
-Boli. Wczoraj na noc musiałem wziąć Ibuprom.
Dieta i Mobilizacja powinny pomóc. Zaczyna jeść. Głodny. Skupia się na jedzeniu.
-I oczywiście ruch.
Skupia się na jedzeniu. Smakuje mu, nawet bardzo.
Sałatki greckie robi wybitne.

-Nawet Penelopa stwierdziła, że organizm mi się zbuntował. Do 40stki na nic nie chorowałem.

Powiedział „Hola, hola, kolego”. – Przypomina sobie rozmowę z kimś w ciągu dnia albo może ta rozmowa mu się śniła. – Teraz musisz się zająć mną. Żyłeś mocno, żyłeś intensywnie. Za dwóch, czasami za trzech. Teraz czas się zająć mną. Ciałem. Zdrowiem.