Gdy już wyjechali z rynku dostrzegli na drodze jadącą w ich kierunku okazałą karetę ciągniętą przez dwie pary koni.


-Panie pułkowniku to kareta jaśnie pani dobrodziejki – ucieszył się Jan.

-Jesteś pewien, że to kareta starościny wolbromskiej?

-Pięć lat nią jeździłem to bym i po ciemku ją poznał.

-To dobrze by było się przywitać – uznał Michał i czekał aż kareta podjedzie do nich.

-Ejże, Stanisławie – krzyknął Jan – zatrzymaj karetę.

-To ty Janie? – zapytał woźnica i uśmiechnąwszy się do kompana zatrzymał konie. Po chwili starościna wolbromska wychyliła głowę z powozu i zapytała.

-Znowu jakiś pijany szlachcic leży na drodze?

-Jaśnie pani dobrodziejko, to ja, Jan! – przemówił jej były sługa i skłonił głowę.

-Jak dobrze cię widzieć, Janie – rzekła starościna, po czym otworzyła drzwi i wyszła z karety. – A gdzie twój pan?

-Tu jestem – oznajmił Michał i skoczywszy z konia podbiegł do Dembińskiej, a następnie ucałował jej dłoń.

-Prędzej bym się tu w Opatowie spodziewała kasztelana zawichojskiego, niż ciebie panie rotmistrzu – oznajmiła uśmiechnięta.

-Pan rotmistrz jest już panem pułkownikiem – włączył się Jan.

-Gratuluję awansu panie pułkowniku. Winszuję też zwycięstwa nad Rosjanami, bo wiem, żeś waszmość dowodził kosynierami.

-Pan naczelnik dał mi sposobność do tego.

-Mniemam panie pułkowniku, że nie zjechałeś na tutejszy sejmik z polecenia pana naczelnika.

-Nie wiedziałem o sejmiku, a w Opatowie stanęliśmy tylko na posiłek.

-A gdzie waszmość jedziesz, jeśli to nie tajemnica?

-Mogę tylko powiedzieć, że jadę na Litwę.

-Dostojnie wyglądasz panie pułkowniku w tym mundurze – pochwaliła starościna, wywołując zakłopotanie u Michała. Ten szybko jednak zrewanżował się komplementem.

-A mnie urzekłaś pani swoją suknią, jako że bardzo lubię zieleń.

-Pani matko, a któż się tak tobą zachwyca – rzekła starościanka, która dopiero co wysiadła z karety.

-Poznaj panie pułkowniku moją starszą córkę Anastazję. – Wówczas ta skłoniła się nieco przed Michałem i uśmiechając się zalotnie podała mu dłoń do pocałowania.

-Mniemam, że moja suknia też podoba się panu pułkownikowi? – zapytała zalotnie Anastazja. – Wszakże też jest zielonego koloru.

-Anastazjo, stajesz się nieznośna. Proszę o wybaczenie, bo Anastazja skończy dopiero siedemnaście lat i pomimo moich starań nie nabrała jeszcze ogłady – tłumaczyła się starościna. – Skoro stanęliście w Opatowie na posiłek to dobrze się składa, bo my właśnie jedziemy na obiad do księdza Turskiego, który jest proboszczem tutejszej kolegiaty.

-Nie chcę się narzucać – oznajmił Michał.

-Wcale się waszmość nie narzucasz, a ksiądz Turski jest wielkim patriotą i ucieszy się, że będzie mógł gościć naszych dzielnych żołnierzy.

-Bohaterskich żołnierzy – dodała Anastazja.

-Skoro tak, to się zgadzam.

-Pani matko, może niech pan pułkownik pojedzie z nami w karecie? – Tu uśmiechnęła się zalotnie i dodała. – Mamy bardzo wygodną karetę.

-Zaczynam żałować, że cię zabrałam ze sobą – rzekła Dembińska i powoli wsiadała do karety.

-Pan pułkownik nie odpowiedział na moje pytanie?

-A o co waćpanna pytałaś? – rzekł Michał i przekazał swego konia Janowi.

-Czy podoba się panu moja suknia?

-Nie może mi się nie podobać, skoro jest zielona – zażartował Michał i czekał aż starościanka wejdzie do karety. Następnie odpiął swoją szablę i wszedł do środka pojazdu.

Dwie godziny później zakończył się obiad wydany przez księdza Turskiego, który zadbał o to, żeby żołnierze dostali prowiant na drogę. Gdy goście odeszli od stołu proboszcz opatowskiej kolegiaty zabrał ponownie głos.

-Jaśnie panie mi wybaczą, ale muszę na chwilę porwać pana pułkownika.

-Dobrze. Poczekamy przy karecie – rzekła starościna i skierowała się tam razem z córką. Ksiądz zaś zabrał Michała i zaprowadził go do swojej sypialni. Następnie otworzył pokaźny kufer i wyjął z niego pięknie ozdobiony pistolet.

-Panie pułkowniku, kiedyś byłem konfederatem barskim i strzelałem z niego do Ruskich. Mnie już się nie przyda, a waszmości będzie pomocny.

-Dziękuję księdzu dobrodziejowi – rzekł Michał i wziął od duchownego pistolet. – Zrobię z niego użytek.

-Wybacz mi moją śmiałość panie pułkowniku, ale przy obiedzie zauważyłem, że waszmość spoglądałeś pożądająco na panią starościnę.

-Może ze trzy razy, nie więcej – tłumaczył się Michał.

-Nic w tym złego, bo przecież pani starościna wolbromska to urodziwa i wyjątkowo poczciwa i jakże roztropna kobieta, a waszmość pewnie jesteś kawalerem?

-Od dwóch lat jestem wdowcem.

-A pani starościna jest wdową, a co więcej lubi patriotów i żołnierzy – rzekł z uśmiechem Turski.

-Pochowałem żonę i drugiej już nie chcę pochować – odparł stanowczo Michał.

-Podobnie mawiał mój świętej pamięci ojciec – i po tych słowach duchowny poprowadził gościa na podwórze, gdzie stała kareta Dembińskiej. – Zauważyłem też przy obiedzie, że spodobałeś się waszmość pannie starościance. – Tu Turski dostrzegł uśmiech na ustach Michała i dodał. – Gdybyś kiedy pułkowniku zmienił zdanie to pamiętaj, że jedna i druga pasuje do waszmości.

-Dziękuję za pistolet i za dobre rady – oznajmił Michał i podszedł do stojącej przy karecie Dembińskiej. – Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś spotkam panią dobrodziejkę.

-A ja myślę, że spotkamy się rychło. Zatem, do zobaczenia. – Następnie spojrzała na swego dawnego sługę i przemówiła do niego. – Dbaj Janie o siebie i o swego pana – i po tych słowach wsiadła do karety.

-Gdy znowu się spotkamy waszmość, to też będę w zielonej sukni – oznajmiła z uśmiechem Anastazja i wsiadła do karety. Michał zaś dosiadł swego konia i zadowolony ze spotkania ruszył ze swoim sługą w przeciwną stronę.