Było to już za późnej komuny, zaraz po stanie wojennym. Ojciec przyszedł wieczorem z jakiegoś zebrania letko trącony i zapytał matkę, co robię czy gdzie jestem. Rok szkolny był, przypomnę, w nudnej jak pizda komunie, to co i gdzie miałbym robić? Siedziałem w swoim pokoju i, jak to się mówi, odrabiałem lekcje. Ojciec wparował, coś tam do mnie zagadał, wyciągnął z kieszeni jakiś drobiazg i podał mi go ledwo zachowując równowagę. Prezentem od ojca był mały znaczek na szpileczce. Znaczek przedstawiał zgrabny emblemat złożony z liter: ttt. Towarzystwo Trzeźwości Transportowców. Tak obaliliśmy komunę, panie Wałęso!