Dawno temu opracowałem taki patent na psa sąsiadów wyjącego z tęsknoty za swoimi panami, że jak tylko zaczyna wyć, to ja zaczynam gwizdać i się sukinsyn uspokaja. No i dzisiaj złapałem się na tym, że gwiżdżę na dziecko płaczące na placu zabaw. Skutek można powiedzieć połowiczny: ojciec się wkurwił i zabrał dzieciaka do domu…