Autor: RANA.

Fragment większej całości (być może).

„Kruk”

Urodziłem się w Solcu nad Wisłą, bliscy wołali na mnie Antek, moje nazwisko to Kowalski. Moi rodzice od zawsze wpajali mi, że najważniejszy jest Bóg, twoja ojczyzna to mimo zaborów Polska i nieprzeciętnie ważny jest honor. Jak każdy z moich rówieśników lubiłem pogonić za kłusującym koniem, położyć się w przydrożnym rowie policzyć płatki na kwiatku, a czasem poczuć ich piękną woń. Kiedy przychodziła niedziela całą rodziną szliśmy do kościoła, słuchać kazania po polsku, za co nie raz ucierpiał od caratu proboszcz. Jednak tam budziły się w nas kropelki bohatera. Gdy wracaliśmy zmęczeni długim powrotem do domu, wielokroć słyszałem od mamy, słuchaj głosu serca, nie rób koleżankom i kolegom krzywdy.

Tato rzadko coś mówił, wystarczyło jego bystre spojrzenie w oczy. Pokazali mi książki, w których szybko się zakochałem, to ich treść pozwalała mi wędrować do wód, biec ze zgrają maluchów przy żniwiarzach, czy skradać się na polowaniu za Adasiowym Tadeuszem. Znałem wszystkich zdolnych sportowców, na naszej krainie. Mijał rześko czas w szkole. Lubiłem najbardziej nasz ojczysty język i zajęcia ruchowe, jeszcze nie urosły mi wąsy, a już wybuchła wojna światowa w 1914 roku. To trudne do ogarnięcia umysłem młodzieńca, trzeba było pomagać w domu i unikać niebezpieczeństw frontu, szybko niemieckojęzyczni przegnali Rosjan.
Teraz nastąpiło rabowanie naszych lasów i plonów, dla nowych najeźdźców. Obcy język, zarządzenia, strach przed represjami. Te lata nauczyły mnie rozwagi i prawdziwego posłuszeństwa. Więc po skończeniu szkoły wstąpiłem do seminarium nauczycielskiego, bardzo chciałem przekazywać moją wiedze młodszym.

Lata nauki zaowocowały wiedzą, fajnymi przyjaźniami. Choć ciągle brakowało spokoju, powolutku rodziło się moje kochane Państwo Polska. Po wielu perypetiach, czasie bycia nauczycielem wychowania fizycznego i przysposobienia wojskowego. Zostałem powołany dowojska, tam pracowałem bardzo pilnie, poznawałem wiele ciekawych rzeczy, łapałem bakcyla jeszcze lepszego nauczyciela, wreszcie zostałam podporucznikiem rezerwy. I razem z moją młodzieżą (dziewczęta i chłopcy) startowałem w zawodach sportowych i sprawnościowych. Młodzi adepci bardzo mnie lubili i przepadali za zajęciami, które prowadziłem, byłem także kierownikiem Strzelca. Udało mi się poznać wspaniałą kobietę, która wkrótce została moją żoną, po czasie urodziła mi dwie córeczki.


Tato, mąż, nauczyciel, Polak, porucznik WP, członek konspiracji; po denuncjacji… aresztowany, ostatecznie w Auschwitz, tam zamordowany.


 

„Styczeń”

Urodziłem się w Radzyniu, bliscy wołali do mnie Julek, po tacie mam nazwisko Nowak. Rodzice byli bojarami, mieliśmy lichą ziemię, ciężko było z niej wyżyć. Miałem kilkoro rodzeństwa, część w dzieciństwie zmarła. Otaczała mnie miłość bliskich, ale czasy były trudne, zabory, trzeba było walczyć o każdą misę jedzenia. Ledwo byłbym po piastowskich postrzyżynach, a tu zapukała do drzwi wojna. Było jeszcze o chleb i wodę ciężej, ale rodzice bardzo o nas zabiegali. Przyszedł czas na głębszą edukację, więc po szkole wybrałem seminarium nauczycielskie w Leśnej Podlaskiej. Tam nauczyłem się cennych rzeczy, które pomogły mi w kształceniu dzieci chłopskich.

Dostałem pierwsze samodzielne prace, jednak czułem się dyskryminowany, w jednej szkole dyrektorka zakonnica zmusiła mnie do zdania matury z religii. Ja zawsze stałem okoniem do kościoła, do niczego nie był mi potrzebny. Szybko poznałem wspaniałą dziewczynę, która zawróciła mi w głowie, zostaliśmy szczęśliwym małżeństwem, wkrótce urodziło się nam dwóch chłopców. Byłem członkiem ZNP, ale zawsze rzucano mi kłody pod nogi i wolno awansowałem, kiedy w Ostrówkach i w Dawidach zostałem dyrektorem, wreszcie się do mnie uśmiechnął los, choć praca w małych wioskach była nigdy niedoceniana, jaka może być wdzięczność pacholęcia, które niczego nie umie. A rodzice jego prowadzili gospodarstwo i najchętniej nie puściliby go do szkoły, tylko zaprzęgli na stałe do pługa. Kilka razy byłem powołany do wojska, tam też mnie nie polubiono i słabo awansowałem. Koledzy z moim stażem, nawet mieli gwiazdki, zazdrościłem im.

Ciągła praca w szkole męczyła, było łatwiej, ma luba była także nauczycielem. Wspierała mnie, dbała bym czuł się jak prawdziwy bohater. Lubiłem czyn rąk chłopa i robotnika, dlatego wstąpiłem do wolnomyślicieli. Ale nie przyniosło mi to oczekiwanych zysków, tylko wrogość przedwojennych u władzy.


Chłop, wykształcony w Leśnej Podlaskiej, należący do GL-AL i AK, kolaborujący z Sowietami, donoszący na żołnierzy AK i WiN (skazany na śmierć, wyroku nie wykonano), za zasługi dla Polski sowieckiej późniejszy starosta powiatu zamojskiego i lubelskiego oraz starosta radzyński, kiedyś wykluczony z PZPR.