Zwycięski remis na Wembley. Wiktoria z Portugalią (Bronowicki!). Historyczna wygrana z Niemcami. Październik z reprezentacją Polski dobrze się kojarzy. Tegoroczne mecze rozgrywane w tym miesiącu nie miały ciężaru gatunkowego wymienionych, ale stanowiły duży materiał poglądowy dla selekcjonera Jerzego Brzęczka. Drużyna narodowa stoczyła aż trzy potyczki – wszystkie u siebie.

Towarzyskie spotkanie z Finlandią było rozgrzewką przed bataliami o punkty w Lidze Narodów. Okazją do przetestowania nowych zawodników. Brzęczek z niej skorzystał: w bramce stanął Drągowski, na środku obrony (obok Bednarka) po czterdzieści pięć minut zagrali Walukiewicz i Bochniewicz, z lewej strony defensywy Karbownik, a jako rozgrywający Moder. Pierwszą od dawna szansę w „podstawie” dostał Linetty. Robert Lewandowski obserwował z trybun duet Milik – Piątek w ataku.

Polacy zaczęli bardzo żywiołowo. Atakowali szybko i konkretnie, co przełożyło się na klasyczny hat-trick grającego „strzelecką życiówkę” Kamila Grosickiego. Wreszcie naprawdę działało rozegranie – Moder był zdecydowany i odważny, a Linetty najlepszy na boisku. Nieźle, choć z kilkoma nieprzemyślanymi zagraniami, zadebiutował Karbownik. Imponował Walukiewicz, grający pewniej od Bednarka. A wszystko to na tle słabiutkiego przeciwnika…

Poziom zaprezentowany przez Finów w Gdańsku to – nawiązując do naszych bojów w eliminacjach EURO 2020(21) – półka Łotyszy. Suomi zagrali w rezerwowym składzie. Jakiekolwiek zagrożenie stworzyli dopiero przy czterobramkowym prowadzeniu Biało-Czerwonych. Po błędzie beznadziejnego Krychowiaka strzelili zresztą honorową bramkę. Nasi w drugiej połowie ściągnęli nogę z gazu, ale swoje gole zdobyli mający problemy w klubach Piątek (słaba gra w Hercie) i Milik (dziwaczna i zakończona niepowodzeniem saga transferowa, perspektywa braku gry jesienią). Mecz z Finlandią nie był stratą czasu, czego dowodem skład na spotkanie z Włochami.

Brzęczek dopuścił do egzaminu dojrzałości Modera i Walukiewicza, który wyraźnie wygrał fiński konkurs na partnerowanie Glikowi (Bednarek pauzował za kartki). Młodzi zaprezentowali się obiecująco. Selekcjoner znowu kazał Bereszyńskiemu męczyć się na lewej obronie. Tym razem efekty były lepsze, ale… Nawyki obrońcy Sampdorii z gry po przeciwnej stronie niemal wykorzystał Chiesa, marnując doskonałą okazję po tym, jak w zasadzie obiegł Beresia. To powinna być opcja ostateczna, kiedy zabraknie nominalnego lewego beka. Po co zatem testowana w meczu z poważnym rywalem?

Włosi oczywiście wyraźnie lepiej radzili sobie w operowaniu piłką, ale, poza dwiema bramkowymi sytuacjami i dużą przewagą w liczbie strzałów, niewiele z tego mieli. Polacy nie grali wielkiej partii, ale bardzo skutecznie przeszkadzali Azzurrim. W odróżnieniu od meczu z Holandią, nie zostawiali przeciwnikowi dużo miejsca, próbowali też wypadów. Nie miał swojego dnia Lewandowski, toteż siła naszej ofensywy nie mogła być duża. Lewy zresztą zszedł w końcówce z urazem, na szczęście (jak się kilka dni później okazało) niegroźnym.

W drugiej połowie dominowała walka; przypominało to trochę futbol amerykański. Zmusiliśmy Włochów do takiego grania swoją nieustępliwością. Ten mecz nie pozostawił wrażeń estetycznych, ale budujące jest, że Polacy się przed faworytem nie położyli. Może to jest pomysł/sposób na grupowe starcie z Hiszpanią na EURO? Tylko z jeszcze większą koncentracją (która i tak była na dobrym poziomie)?

Rewanż z Bośnią i Hercegowiną zapowiadał się ciekawie, bo tym razem Dusan Bajević posłał do boju galowy skład, z Dżeko i Pjaniciem na czele. Po teście z europejskim potentatem, mieliśmy zmierzyć się ze średniakiem z ambicjami. Nie minął kwadrans, a apetyty na zacięte starcie można było wyrzucić do kosza – czerwoną kartkę dostał faulujący Lewego Ahmedhodzić. Nie minęły dwa, a goście stracili pilota w wyniku kontuzji Pjanicia. A to Bośniacy wyglądali lepiej, kiedy jeszcze grali w komplecie. Potem do głosu doszli Polacy. Lewandowski zmarnował „setkę”, po cudnej akcji Góralskiego i Linetty’ego (znowu najlepszy na placu!), ale niedługo potem pokazał klasę, strzelając z bliska na 1:0 i kapitalnie asystując na 2:0 (strzelił Linetty). Po przerwie, po świetnej piłce od Klicha, Lewy ustalił wynik.

Wtedy w zasadzie mecz się skończył. Brzęczek zmieniał; wprowadził Piątka i Milika, którzy jednak nie dali niczego ekstra. Bośniacy po godzinie gry mieli już dosyć. Fajnie, że Polacy przeprowadzili sporo ciekawych akcji, przy użyciu różnych wariantów ich rozegrania, ale co z tego, skoro plan przeciwnika runął już na samym początku? Jasne, to nie nasz problem. Tyle, że trudno w takiej sytuacji o konkretne wnioski.

Kilka jednak z tego trójboju można wyciągnąć. Moder i Walukiewicz to nowi, którzy w tej drużynie zostaną. Jóźwiak już się w niej zadomowił. Problem z lewą obroną jak był, tak pozostał (Reca nie przekonuje wystarczająco). Linetty w zaprezentowanej dyspozycji musi grać w podstawowym składzie – i to do niego należy dobierać pozostałych środkowych pomocników. Natomiast Krychowiak w zaprezentowanej dyspozycji nie ma prawa grać od początku. Milik powinien zastanowić się nad priorytetami, bo w normalnej formie to zawodnik do wyjściowej jedenastki. Szkoda tylko, że czeka go co najmniej kwartał bez gry w klubie…

Za miesiąc ponownie gramy trzy razy. Reprezentację czeka symulacja fazy grupowej – najpierw towarzysko Ukraina; potem, w ramach Ligi Narodów, wyjazd do Włoch i podjęcie Holandii. Potentaci mogą chcieć awansować do turnieju finałowego, a tak się składa, że to Polska jest liderem grupy!