A zaczęło się wszystko jeszcze we Wrocławiu kiedy to akurat powrócili z pracy.

” Festung Breslau „. Późna jesień. Bociany dawno odleciały, a tu … Masz babo placek ! – Wchodzą do domu i nie dowierzają własnym oczom.

– Siedzi na podłodze, pośrodku pokoju, trzymając flachę z naciągniętym na szyjkę smokiem.

– No trudno ! – Skoro już jest … – Trzeba ochrzcić !

Prawdopodobnie w obawie przed „Werwolfem” po kilku latach zanurzyli w jakiejś poniemieckiej kobiałce i przytaszczyli do niewielkiego kresowego miasteczka. Cośkolwiek obmyli, cośkolwiek nakarmili i ułożyli przy ciepłym piecu babci Florentyny rezydującej właśnie przy ulicy Wesołej.

– Co najmniej sto tysięcy powodów skłania mnie do przyjęcia takiej akurat właśnie wersji początkowych zdarzeń.

– Ale zaraz … – Do jakiego kresowego miasteczka ?

A no do takiego, któremu na imię Kock.

Dlatego kresowego, bo jak wiadomo, w czas niespokojny, pewien gruziński ” kamandirowszczyk „, któremu już nieco wcześniej niesłychanie posmakowała ” Maskowskaja „, tudzież drugi opasły ” cygarmen „ze znanym amerykańskim jegomościem, prawdopodobnie już podczas spotkania w najznakomitszym czarnomorskim kurorcie popchnęli czarodziejską pałeczką całe dawne Kresy ciut .. . ciut bliżej Atlantyckiego Oceanu.

Stąd powstały nowe kresy, choć bardziej znane potem jako „Ściana Wschodnia” lub też „Druga Polska.” – A gdzieś na tym właśnie terytorium znalazło się i znajduje do dzisiejszego dnia owe „City.”

– To prawie nieprawdopodobne żeby aż tak daleko sięgać mogła ludzka pamięć, ale jeżeli powiada się, że niczego z palca wyssać się nie da, to znaczy, że niechybnie tak być musiało.

Byłem wtedy niewiele wyższy od bujnych krzaków kartofli rosnących w ogrodzie pewnej pobożnej sąsiadki, toteż stawałem na pniaku służącym doprzygotowywania drewnianego paliwa, a także będącym początkiem technologicznego ciągu, który rozpoczynał proces sporządzania pysznego rosołu z dwułapego hultaja jaki o świcie, a więc o wiele za wcześnie spędzał błogi sen z utrudzonych powiek mojego tatusia.

Wytrzeszczając oczy, patrzyłem wtedy w miejsce gdzie na nocny spoczynek udaje się słońce oświetlające jeszcze zlewający się w ciemnozieloną linię zamykającą horyzont – rząd lip i gotów byłem dać każdemu w mordę, kto odważyłby się twierdzić, że nie tam właśnie znajduje się koniec świata.

Wzmagający się do poziomu niezliczonych decybeli, czyniony przez biesiadujące żaby hałas, przewyższał tylko donośny głos potężnej maszyny obsługiwanej przez nierozstającego się nigdy ze swoją szklaną cygarniczką – pana Ludwika. – Pach, pach ! – Pach, pach ! – zdawał się gadać jej mechaniczno – cieplny organizm wyrzucając jednocześnie i rytmicznie siwoniebieskie kółka, które unosząc się coraz wyżej nad kominem regularnie się powiększały i tajały gdzieś wysoko w nieruchomym powietrzu nad starą „Papiernią”.

– I jeszcze tylko niosące się nad wodami i ostatnie w tym dniu odgłosy wystrzałów z myśliwskiej broni przesympatycznego pana Tomasza i jego przyjaciół. – A potem noc. – I jeszcze nie usnąłeś, a już cieszysz się jutrzejszym porankiem.

Jak bardzo chcielibyśmy to przeżyć jeszcze raz przed nieuniknionym zameldowaniem się gdzieś tam w niebieskiej kancelarii…

Znam takich, którzy te wszystkie tkliwości mają serdecznie w miejscu, które zerżnąć może pasem rozgniewany ojciec za rażące nieprzestrzeganie domowej, rodzinnej lub szkolnej dyscypliny.

W miejscu, które każe całować niesforna, złośliwa i nie przebierająca w słowach sąsiadka.

I w końcu w miejscu, wobec braku którego niemożliwe byłoby posadzenie grzesznego ciała, w wyniku czego pozbawione odpoczynku nogi wychodziłyby nam prawdopodobnie udami do góry gdzieś w okolicach obojczyków.

– Ze mną jest trochę inaczej, ale …

Z ogromnej plejady istot, wywodzących się lub mających jakieś bezpośrednie powiązanie z rodem, którego nazwisko rozpoczyna się od litery ” P”, i których imiennie oraz detalicznie wymieniać się nie ośmielam, ponieważ wielka trwoga ogarnia mnie całego kiedy pomyślę, co by było gdybym kogoś pominął –

– najbardziej utkwiła mi w pamięci sylwetka mojego wuja Stanisława z sąsiedniej parafii.