Dopiero po 12 dniach Janina Baranowska i Adela Idzikowska zawiadomiły towarzyszy resortowych z radzyńskiej Komendy Powiatowej Milicji Obywatelskiej o zaginięciu swych mężów. Zaniepokoiło je to, że pomimo, iż fałszywe wybory do sejmu już się odbyły, zaangażowani w komunę mężowie nadal nie wrócili do domów z propagandowych wojaży.

Na radzyńskim cmentarzu parafialnym, przy drugiej od wejścia alejce na lewo od głównego traktu kłują oczy przechodniów dwa stare, pochyłe, lecz nadal szydzące z historycznej prawdy i polskości (niczym dziarscy emeryci bezpieczniaccy na manifestacji w obronie demokracji) nagrobki. Na obu, poza imieniem i nazwiskiem, napis jest taki sam:

CZŁONEK PPR ZABITY PRZEZ BANDĘ NSZ.

Przyjrzyjmy się historycznemu kontekstowi wydarzeń sprzed lat, które przyczyniły się do powstania tych nagrobków.

Przełom 1946 i 1947 roku był dla komunistów w Polsce bardzo pracowity. Pomimo przekonania opartego na bagnetach moskiewskiego okupanta, że władzy nic nie może ich pozbawić, przed wyborami do sejmu ustawodawczego ustalonymi na 19 stycznia 1947 r. prowadzili wzmożoną akcję propagandową w duchu sowieckim. Na ziemię radzyńską wyruszyły grupy sowieckich kolaborantów, by nieść mieszkańcom komunistyczną iluzję.

W jednej z takich grup znaleźli się dwaj sowieciarze z Radzynia: Grzegorz Baranowski, 27-letni propagandzista z Komitetu Powiatowego PPR, oraz Jan Idzikowski, 52-letni komunista w łonie PPS. 9 stycznia 1947 r. wysłani zostali na południowy wschód powiatu radzyńskiego, by przekonywać do nowej, świeckiej wiary mieszkańców gmin: Suchowola, Siemień i Wohyń. W Suchowoli grupa rozdzieliła się. Baranowski z Idzikowskim pozostali na miejscu, reszta wyruszyła do Wohynia. Przez dwa dni przebywali na terenie gminy Suchowola, po czym furman Stanisław Łuciński 11 stycznia obu odstawił do Siemienia. Długi, zimowy wieczór trwał już od kilku godzin, gdy komuniści stawili się u sołtysa wsi Siemień nazwiskiem Sulej. Przedstawili się jako członkowie PPR z Radzynia i kazali podać kolację. Nie było wyboru, młodszy, jak większość ówczesnych członków partii komunistycznej, uzbrojony był w broń krótką. Przed północą Sulej zaprowadził ich na nocleg do sąsiada.

Przełomowym dla sprawy był kolejny dzień. Nazajutrz, 12 stycznia obaj uczestniczyli w sesji rady narodowej, a następnie udali się do wsi Miłków w towarzystwie tamtejszego sołtysa, Władysława Rudnika. W Miłkowie zorganizowano naprędce zebranie propagandowe, na którym przemawiali. Po suto zakrapianej kolacji sołtys zaprowadził gości na nocleg do Jana Kurkowskiego. Pozbawiony damskiego towarzystwa dom gospodarza nie spodobał się podochoconemu PPR-owcowi, który stwierdził, że „woli tam, gdzie są panienki”. Idzikowski pozostał zatem u Kurkowskiego, a awanturującego się Baranowskiego sołtys, chcąc nie chcąc, musiał zaprowadzić do domu w którym mieszkały dwie kobiety, samotna matka z córką. Była godzina 20.00.

O tym, co działo się potem wiemy z zeznania starszej z kobiet. Niespełna pół godziny później do domu wkroczyło trzech uzbrojonych, ubranych w polskie mundury mężczyzn. Rozbroili Baranowskiego, związali mu ręce i zagroziwszy, by nic nikomu nie meldować, wyszli z domu. Stara nie rozpoznała napastników. Rysopis, który podała później bezpieczniakom, brzmiał następująco: Pierwszy – „wzrostu wysokiego, dobrze zbudowany, twarz okrągła, ubrany po wojskowemu, z automatem”. Drugi – „wzrostu średniego, twarzy pociągłej, ubrany po cywilnemu, z automatem”. Trzeci – „podobnie jak drugi, z pistoletem”.

Napastnicy zabrali Baranowskiego do domu, w którym nocował Idzikowski, po czym obu wyprowadzili na zewnątrz i odtąd wszelki ślad po nich zaginął.

Zakrojone na szeroką skalę śledztwo milicji i ubecji nie przyniosło rezultatów. Nie wykryto sprawców zadowalając się konkluzją, że „sprawców uprowadzenia nie ustalono, natomiast ustalono, iż byli to członkowie bandy Jastrzębia, która grasowała na tamt.[ym] terenie”.

Ubecy sugerowali zatem, że obaj komuniści padli ofiarą żołnierzy polskiego podziemia antykomunistycznego z oddziału Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia”, operującej na terenie powiatu włodawskiego. Z biegiem czasu sprawstwo zostało przypisane oddziałowi zbrojnemu WiN Rejonu I (gm. Siemień) Obwodu Radzyń  pod dowództwem Jerzego Skolińca „Kruka”.

Wracając do pustych nagrobków obu komunistów stwierdzić należy, że niosą one potrójnie szkodliwy (a w dodatku kłamliwy) przekaz:

  • po pierwsze, są reliktem komunizmu, jak sowieckie mauzolea i ulice Armii Ludowej;
  • po drugie, obaj komuniści byli kolaborantami Sowietów okupujących Polskę, a wzmiankowane na nagrobkach Narodowe Siły Zbrojne nie były bandami, lecz najwierniejszą zbrojną strukturą niepodległej Rzeczypospolitej;
  • po trzecie, nie jest prawdą, że zostali zlikwidowani przez Narodowe Siły Zbrojne. NSZ w powiecie radzyńskim posiadał, co prawda, jedną placówkę w gm. Komarówka, ale w tym czasie nie prowadziła ona już samodzielnych działań, lecz połączyła się z podziemiem WiN-owskim, do którego należały także wzmiankowane przez ubeków, jako domniemani sprawcy, oddziały Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia” i Jerzego Skolińca „Kruka”.