-Potrzeba będzie dużo pieniędzy na wojnę, a na szlachtę za bardzo nie można liczyć.

-To prawda – przyznał rację Dąbrowskiemu naczelnik i od razu dodał. – Nie mamy wyjścia. Musimy zrobić to co Francuzi.

-Co masz na myśli panie naczelniku? – zapytała wyraźnie zaciekawiona Dembińska.

-Musimy drukować banknoty.

-Szlachta i mieszczanie nie będą chcieli papieru, tylko brzęczącą monetę – zauważył Zajączek.

-Monety też będą potrzebne, ale nie zdobędziemy tyle złota i srebra, żeby wybić miliony monet.

-A gdyby tak zabrać złoto i srebro z kościołów i klasztorów? – zaproponował Zajączek.

-A gdyby tak zabrać złoto i srebro z pałaców i dworów? – wtrąciła przewrotnie Dembińska, wywołując zakłopotanie u generała Zajączka.

-Przecież ołtarze nie muszą być pozłacane.

-Ramy obrazów też nie muszą być pozłacane – nie ustępowała starościna. – Złoto i srebro na ołtarze dawali nasi przodkowie, a my mamy to zabierać?

-Nie przekonasz panie generale naszej dobrodziejki – włączył się Wodzicki.

-Mniemam, że księża nie poskąpią złota i srebra, które jest w kościele, ale nie można im zabierać wszystkiego, bo tak nie można.

-Ja bym widział inny sposób na znalezienie pieniędzy – włączył się Michał, zaskakując wszystkich biesiadników.

-Masz na myśli, panie rotmistrzu, konfiskowanie majątku zdrajców? – zapytał Dąbrowski.

-Majątki zdrajców też, ale najpierw trzeba ich pochwycić, potem osądzić i ogłosić konfiskatę, a w końcu znaleźć nowych nabywców, a na to potrzeba czasu.

-Waszmość masz tęgą głowę i nie jesteś kąpany w gorącej wodzie jak niektórzy – wtrąciła starościna i wymownie spojrzała na Zajączka. – Ciekawa jestem, co to za sposób?

-Można by zastawić skarbiec koronny z Wawelu?

-Waszmość chyba oszalał? Chcesz waszmość zastawić skarby koronne? – zapytał ironicznie Zajączek.

-Nikt tu nie oszalał, panie generale! – skarciła go Dembińska. – Szukamy najlepszego sposobu.

-A u kogo chciałbyś waszmość zastawić skarbiec koronny? Może u króla pruskiego Fryderyka Wilhelma?

-Miałem na myśli świątobliwego papieża – odpowiedział Michał spoglądając gniewnie na Zajączka. – Papieże wielokrotnie wspomagali Rzeczpospolitą, to i teraz może nam dopomogą.

-Zastawianie skarbca koronnego to świętokradztwo – włączył się Dąbrowski.

-A jeśli Rosjanie wejdą do Krakowa i zabiorą skarbiec? – zapytał Michał.

-Przez pół roku Rosjanie stacjonowali w Krakowie i niczego nie zabrali. Żaden z zaborców nie odważyłby się tego zrobić – stwierdził z przekonaniem Wodzicki.

-Zastawienie skarbca koronnego dałoby nam dużo pieniędzy, ale ja na takie działanie nie pozwolę – włączył się Kościuszko. – Nasi przeciwnicy od razu by nas przedstawili jako rewolucjonistów.

-Może dajcie waszmościowie temu spokój i powiedzcie mi, jeśli to nie tajemnica – i tu Dembińska uśmiechnęła się do Kościuszki – czy będziecie zwoływać pospolite ruszenie?

-Od stu lat nie zwoływano pospolitego ruszenia i w mojej opinii nie ma sensu go zwoływać – oznajmił Dąbrowski.

-Szlachta nosi wprawdzie szable, ale nie umie nimi walczyć. Potrafi się jedynie odgrażać szablą na sejmikach – dodał Zajączek.

-Zamiast pospolitego ruszenia każdy szlachcic będzie musiał wyprawić na wojnę uzbrojonego chłopa. Na to się szlachta zgodzi, bo sama na wojnę nie pójdzie – oznajmił Kościuszko.

-Jestem tylko generałem, ale ciekaw jestem czym chłopi będę walczyć? – zapytał Zajączek i spojrzał wymownie na naczelnika.

-A czym chłopi mogą się bić! Siekierami i widłami, bo czym innym – zauważył Dąbrowski.

-Siekiery i widły były dobre na Krzyżaków pod Grunwaldem, ale nie teraz przeciwko ruskiemu wojsku – skwitował Zajączek.

-Można by ich uzbroić w strzelby, ale ich nie mamy – dodał Wodzicki.

-To prawda. A gdybyśmy je nawet mieli to nie byłoby czasu, żeby nauczyć chłopów strzelania – zauważył Zajączek.

-Trzeba kazać szlachcie, żeby uzbroiła chłopów w szable, bo innego wyjścia nie ma – wyjaśnił Kościuszko i napił się wina.

-Szlachta nie zgodzi się dać chłopom szable, bo szabla to atrybut szlachcica.

-Miałbym pewien pomysł, ale nie wiem, czy jest dobry? – włączył się Michał.

-Ocenimy, jak nam powiesz panie rotmistrzu – zaproponowała starościna uśmiechając się przy tym do Michała.

-Dziś rano widziałem jak pani generałowa Wodzicka malowała chłopa z kosą.

-Ależ waszmość wymyślił. Przedni pomysł – roześmiał się Zajączek. – Gdyby ruscy żołnierze położyli się na ziemi to chłopi mogliby kosami podrzynać ich szyję – i po tych słowach roześmiał się na całego.

-Miałem na myśli coś innego – odparł krótko Michał.

-Ja cię chętnie posłucham panie rotmistrzu – wsparła go Dembińska.

-Można by kosy oprawić na sztorc. Wtedy będą dłuższe niż karabin z bagnetem.

-Taka chłopska pika – rzekł Kościuszko i uśmiechnął się do Michała. – Przedni pomysł panie rotmistrzu.

-Zatem wypijmy za kosynierów – zaproponowała Dembińska i wzniosła toast, a za nią zrobili to siedzący przy stole goście.

-Mniemam, że z samego województwa krakowskiego zbierzemy kilka tysięcy kosynierów – ucieszył się Kościuszko.

-Może nie od razu kilka tysięcy, ale kilkuset na pewno – uznał Wodzicki.

-To który z panów generałów podejmie się dowództwa nad kosynierami? – zapytał naczelnik, ale nie dostrzegł entuzjazmu na twarzach oficerów.

-To byłby dyshonor, żeby generał miał dowodzić chłopami – zdobył się na oświadczenie Zajączek.

-Gdy byłem na wojnie w Ameryce generałowie dowodzili murzynami, a niektórzy z nich byli niewolnikami i nikt tego nie odbierał jako dyshonor – zdenerwował się wyraźnie Kościuszko.

-Może niech któryś z rotmistrzów poprowadzi kosynierów – zaproponował Wodzicki i spojrzał na Michała.

-Mogę dowodzić, jeśli tylko pan naczelnik powierzy mi dowództwo.

-A pewnie, że powierzę – rzekł z uśmiechem Kościuszko. – Jak to dobrze pani dobrodziejko, że zaprosiłaś na obiad pana rotmistrza.

-Też się cieszę i zapewne jeszcze kiedyś ponownie zaproszę pana rotmistrza na obiad.

-Na taki obiad zawsze przyjdę – odparł uśmiechnięty Michał.

-Zdrowie pani starościny wolbromskiej – zaproponował Kościuszko i wzniósł toast. – Żal opuszczać tak smacznie zastawiony stół, ale musimy iść do naszych zajęć.

-Może jeszcze jeden kwadrans? – zaproponowała Dembińska.

-Dłużej nie możemy. Przed samym obiadem dostałem wiadomość, że generał Tormasow idzie na Kraków. Musimy szykować się do bitwy. Wielce dziękuję i żegnam panią dobrodziejkę. – Po tych słowach naczelnik i jego generałowie pożegnali się z Dembińską i ruszyli do wyjścia.

-Panie rotmistrzu! Proszę jeszcze zostać na chwilę.

-Na chwilę zostanę – potwierdził Michał.

-Chcę waszmości wynagrodzić mój afront, jaki popełniłam przed obiadem.

-Nic wielkiego się nie stało.

-Proszę za mną panie rotmistrzu – i skierowała się w stronę schodów, którymi wraz z Michałem wyszła na plac wewnętrzny przed kamienicą. Tam też opodal karety czekał woźnica wraz z bagażowym starościny. – Zauważyłam, że nie masz waszmość żadnego sługi?

-Od dwóch lat sam sobie służę – odparł Michał.

-Rotmistrz kosynierów musi mieć sługę, bo wtedy łatwiej będzie mu dowodzić.

-Pan naczelnik mi kogoś przydzieli – oponował Michał.

-Ja na wojnę nie pójdę, ale w ramach pospolitego ruszenia dam do insurekcji jednego z moich chłopów – i po tych słowach zwróciła się do bagażowego. – Janie! Od dziś będziesz służył panu rotmistrzowi. Dostaniesz konia i broń.

-Jaśnie pani dobrodziejko, przecie wiernie służyłem i niczego nie zawiniłem – bronił się chłop.

-I dlatego będziesz służył panu rotmistrzowi.

-Dziękuję pani za wszystko – rzekł Michał.

-Nie daj się waszmość zabić – rzekła starościna i po tych słowach podała dłoń Michałowi, który ją ucałował. Następnie rotmistrz zamienił kilka słów ze swoim nowym sługą i obaj ruszyli w stronę kwatery.