Rozdział V. Punktualnie o godzinie piętnastej Michał zapukał do drzwi okazałej kamienicy starościny wolbromskiej. Od razu też pojawił się lokaj, który zaprowadził go do gustownie urządzonego w stylo Rokoko dość dużego salonu. Następnie gość usiadł na jednym z krzeseł i oczekiwał na pojawienie się starościny. Po krótkiej chwili Michał usłyszał jej głos i dostrzegł wychodzącego szlachcica ubranego w popularny wówczas w Rzeczypospolitej strój na modłę francuską.


-Mówiłam już mości kasztelanie trzy, a może nawet cztery razy, że nie wyjdę za waszmość pana!

-Ale dlaczegóż? Przecież jestem kasztelanem zawichojskim, a być może niedługo awansuję na wojewodę sandomierskiego.

-Nawet, gdybyś waszmość został kanclerzem, to nie wyjdę za waszmość pana.

-Nie pojmuję, dlaczego?

-Bo przez jedenaście lat zaznałam tyle małżeńskiego szczęścia, że do końca życia mi wystarczy – oznajmiła zdecydowanie starościna. W tym momencie kasztelan zawichojski dostrzegł Michała, który powstał i skłonił się lekko przed starościną.

-Już wiem w czym rzecz! Pani dobrodziejka gustuje w młodszych. Skoro tak, to więcej moje nogi tu nie postoją – oświadczył zdenerwowany kasztelan i skłoniwszy się nieco ruszył w stronę drzwi. Gdy tylko zostały one zamknięte przez lokaja starościna przemówiła z uśmiechem na ustach.

-Dziękuję panie rotmistrzu za ocalenie. Jest szansa, że kasztelan zawichojski przestanie mnie wreszcie nagabywać do małżeństwa.

-Aż taki natarczywy?

-Przepuścił posag pierwszej żony, a kiedy mu zmarła, to szuka kolejnej, żeby mógł trwonić jej pieniądze. – Tu spojrzała na chwilę na Michała i dodała. – Szkoda mi czasu na takich amantów. Mam trójkę dorastających dzieci i ojczyznę będącą w potrzebie. Mam się czym zajmować.

-Ładnie to powiedziałaś, pani starościno.

-Przecież ja się waszmości nawet nie przedstawiłam. Jestem Urszula z Morsztynów Dembińska – i podała dłoń Michałowi, który ją pocałował.

-Jestem Michał Kossakowski.

-Ale chyba nie jesteś waszmość krewnym tych zdrajców Kossakowskich z Litwy? – zażartowała Dembińska.

-Niestety, ale biskup inflancki i hetman wielki litewski to moi stryjowie – odparł Michał i dostrzegł, jak starościna straciła swój piękny uśmiech.

-Tego nie wiedziałam. Myślałam, że jesteś waszmość z tych Kossakowskich z Mazowsza.

-Wiem pani, że jesteś patriotką, a moja rodzina kojarzy się w tym kraju tylko ze zdrajcami. Rozumiem to i najlepiej będzie, jak się pożegnam.

-Spokojnie waszmość. Zaprosiłam cię na obiad, a skoro sam naczelnik ma do ciebie zaufanie to i ja powinnam ci zaufać, panie rotmistrzu – rzekła Dembińska i ponownie uśmiechnęła się do Michała. – Nie każdy może być dumny ze swej rodziny, tak samo jak nie każda żona może być dumna ze swego męża.

-Na sejmie słyszałem wielokrotnie, że jesteś pani błyskotliwą niewiastą i teraz widzę, że nie ma w tym przesady.

-Szkoda, że mój świętej pamięci mąż nie był podobny do waszmość pana, tylko był taki jak większość tutejszej szlachty. Ale dajmy temu spokój. Waszmość jesteś żonaty czy też jeszcze kawaler? – Tu spojrzała na rękę Michała i zauważyła, że nie ma obrączki. – Pytam, bo moja starsza córka kończy siedemnaście lat i chciałabym jej znaleźć takiego męża, jakiego sama bym chciała mieć.

-Byłem żonaty bardzo krótko, ale od blisko dwóch lat jestem wdowcem. – Po tych słowach w drzwiach prowadzących do salonu pojawił się naczelnik Kościuszko wraz z trójką generałów.

-Nasza pani dobrodziejka flirtuje, chociaż zaczęła się insurekcja – zażartował Wodzicki i przywitał się z starościną, a po nim to samo zrobili pozostali goście.

-Zapraszam panów generałów i pana rotmistrza do stołu. Honorowe miejsce jest rzecz jasna dla pana naczelnika, a ja siądę obok pana generała Wodzickiego i generała Zajączka. – Zapowiedź ta oznaczała, że Michał usiądzie obok generała Dąbrowskiego, który już w czasie ogłoszenia insurekcji zrobił dobre wrażenie na rotmistrzu litewskiego wojska.

Po krótkiej chwili pojawiła się służba, która zaczęła wnosić wyszukane dania i stawiać je na pięknie wyszytym obrusie. Jednocześnie starościna wraz z oficerami zaczęli dyskutować nad różnymi kwestiami związanymi z insurekcją.

-Dawno nie widziałem takich tłumów, jak dzisiaj na krakowskim rynku – stwierdził generał Zajączek.

-Tłumy to jedno, a wiwaty to drugie – dodał generał Dąbrowski.

-Pod koniec niektórzy mieszczanie domagali się zbudowania gilotyny dla zdrajców – zaczął generał Zajączek – tylko, że kto by ją tu w Krakowie potrafił zrobić?

-Obejdziemy się bez gilotyny. Postawimy szubienicę, żeby wywieszać zdrajców – stwierdził stanowczo generał Wodzicki.

-W tym roku kaci będą mieć dużo roboty – dodała Dembińska wywołując uśmiech wśród gości.

-Na rozliczanie przyjdzie czas, a najpierw musimy przepędzić Rosjan i wyłapać tych, co zdradzili ojczyznę – oznajmił Kościuszko. – Vivat Rzeczpospolita. Vivat nasza insurekcja. – Po tych słowach naczelnika wszyscy chwycili kielichy i wznieśli toast.