Ciąg dalszy rozdziału VI, w którym Michał wybrał się ze stryjem na ryby, i co z tego wynikło.


-Tak, stryju – potwierdził krótko Michał.

-Pomyślałem wtedy, że skoro mnie nie poczęstowali czarną polewką i nie odmówili, to zacząłem się jeszcze bardziej starać i wtedy świętej pamięci król August III mianował mnie swoim szambelanem. Gdy tylko zostałem szambelanem znowu przyjechałem prosić o rękę Katarzyny, bo pomyślałem sobie, że przecież królewskiemu szambelanowi nie odmówią. – Po tych słowach zamilkł na chwilę i Michał dostrzegł łzy w jego oczach. – Gdy wszedłem do dworu, zastałem tam konkurenta, z naszego kowieńskiego powiatu. Pół godziny wcześniej się oświadczył i rodzice Katarzyny się zgodzili. Później się dowiedziałem, że nie brali mnie pod uwagę, tylko od początku chcieli ją wydać za niego.

-To czemu cię stryju zwodzili? – zapytał nieśmiało Michał.

-Chcieli, żeby Katarzyna miała większe powodzenie, a że tamten się wahał, to mnie przyjmowali, chociaż od początku nie miałem szans.

-Podli ludzie – wtrącił Michał i słuchał dalej.

-Tym sposobem im pomogłem, bo wtedy tamten się w końcu zdecydował. – Tu nastała dłuższa cisza, aż w końcu Józef przemówił. – Na koniec powiem ci Michale, że kara ją spotkała, bo szybko owdowiała. – W tym samym momencie Józef poczuł szamotanie się ryby i szybko wyciągnął ją z wody. Zaraz potem okazały karp znalazł się w wiadrze. – O święty Antoni. Dzięki ci za pomoc – krzyknął uradowany Józef i z radości podskoczył w łódce. Ta zachwiała się na chwilę, aż Michał stracił równowagę i o mało nie wypadł do wody.

-Pohamuj się stryju! – zaapelował do niego i w tym samym momencie zauważył, że łódź się rozszczelniła w środku i po chwili zaczęła się do niej dostawać woda.

-Łódź się popsuła – rzekł z zakłopotaniem Józef, patrząc z przerażeniem na wlewającą się coraz bardziej wodę. Widząc to Michał wyrzucił rybę do jeziora i podał drewniane wiadro stryjowi. – Moja ryba! Czemuś ją wyrzucił?

-Pal licho rybę. Wylewaj stryju wodę, a ja będę wiosłował, to może dopłyniemy do brzegu.

-Tylko wiosłuj szybko Michale, bo ja nie umiem pływać – oznajmił Józef i złożywszy ręce, zaczął się modlić. – Święta Maryjo łaskiś pełna…

-Módl się stryju, ale wylewaj też wodę – zaproponował Michał. Wówczas Józef chwycił za wiadro i modląc się po cichu, zaczął wylewać wodę ze środka łódki. Po dłuższej chwili Michał dostrzegł w niewielkiej odległości płynącą łódkę, na której znajdowała się jedna osoba. – Hejże, pomocy. Pomocy – krzyczał donośnie Michał i zauważył, że został usłyszany, gdyż druga łódka zaczęła się kierować w ich stronę. Wkrótce potem znalazła się ona na tyle blisko Kossakowskich, że zorientowali się, że płynie ku nim kobieta.

-To kobieta i to jeszcze Tatarka – rzekł zaskoczony Józef.

-I co z tego.

-Będzie nas ratować jakaś Tatarka! – zaakcentował Józef.

-Za chwilę nasza łódź zatonie, więc nie wymyślaj stryju, tylko ciesz się, że ta kobieta była w pobliżu – odparł zdenerwowany całą sytuacją Michał i czekał, aż druga łódź dopłynie bezpośrednio do nich.

-Z waszej łodzi panowie już nic nie będzie – oznajmiła młoda dziewczyna, która pochodziła z Tatarów litewskich. – Wsiadajcie szybko do mojej łodzi.

-A czy czasem twoja łódź niewiasto nie zatonie? – zapytał wystraszony Józef.

-A czemuż miałaby zatonąć? – zapytała zaskoczona takim pytaniem dziewczyna.

-Ja przechodzę, a ty stryju jak chcesz to zostań – oznajmił Michał i spojrzał na dziewczynę, która od razu mu się spodobała. Uśmiechnął się więc do niej, a ona spuściła nieco głowę i dodała.

-Radzę się spieszyć panowie – i po tych słowach też uśmiechnęła się do Michała. Po chwili Józef przeszedł na łódkę dziewczyny, a następnie to samo zrobił Michał.

-Tylko siedź stryju spokojnie, bo trzeciej łódki już może nie być na jeziorze – zażartował Michał, a następnie zwrócił się do dziewczyny. – Skoro nam pani uratowałaś życie, to może ja będę wiosłował?

-Dam sobie radę – odparła dziewczyna i zaczęła odpływać od łódki Kossakowskich, która po dłuższej chwili znalazła się pod wodą. Młoda dziewczyna zaczęła płynąć w drugą stronę jeziora, gdzie znajdowała się duża wioska tatarska. W niewielkiej już odległości od brzegu Michał odważył się i zadał jej pytanie.

-Jak masz na imię, pani?

-Nie jestem żadna pani – odparła dziewczyna i ponownie uśmiechnęła się do Michała. –Jestem Azeja. Azeja Sękowicz.

-Ja jestem Michał Kossakowski, a to mój stryj Józef, biskup inflancki. – Słowa te od razu wywołały reakcję Azeji.

-Naprawdę jesteś panie biskupem inflanckim?

-Biskupem inflanckim i sufraganem wileńskim – zaakcentował Józef.

-Nigdy dotąd nie płynęłam z biskupem – wtrąciła wyraźnie zakłopotana dziewczyna.

-Spotkał cię pani zaszczyt uratowania mi życia. – Słowa te od razu wywołały uśmiech u Michała. – Z czego ci tak wesoło?

-Ładnie to stryju powiedziałeś – i po tych słowach raz jeszcze uśmiechnął się do Azeji. Wkrótce potem łódka dobiła do niewielkiej przystani, przy której znajdowała się dróżka prowadząca do okolicznej wioski.

-Jesteście waszmościowie w Niemieży. Tutaj mieszkam.

-Czy nie zechciałabyś pani popłynąć z nami do Szymonic, jako że tam czeka na nas kareta? – przemówił stanowczo Józef.

-To przecież po drugiej stronie jeziora! – oznajmiła wyraźnie zaskoczona tą propozycją. – Ja muszę przygotować obiad dla rodziców. – Po tych słowach wyciągnęła z łódki wiadro pełne ryb i postawiła go na przystani. W tym samym momencie podbiegła do niej niespełna dziewięcioletnia dziewczynka i zadała jej pytanie.

-Przywiozłaś Azejko kawalera?

-Nie Helenko, to nie jest mój kawaler.

-Wybierz tego młodego, bo on ładny.

-Poczekaj na mnie przy domu, zaraz przyjdę – poleciła Azeja.

-Tego starego nie bierz, bo byś szybko była wdową – wtrąciła dziewczynka i pospiesznie oddaliła się z przystani. Słowa te rozbawiły Michała, a zarazem mocno zirytowały Józefa.

-Nie chcesz odwieźć nas do karety. Mnie biskupa?

-Wybacz mi panie, ale to daleko, a ja już nie mam czasu.

-Nie przesadzaj stryju. Dość, że ta pani uratowała nam życie, to jeszcze ma z nami płynąć na drugą stronę jeziora! – wtrącił się Michał.

-To może piechotą obejdziemy to jezioro. Akurat przed wieczorem dojdziemy do karety! – zakpił na koniec Józef.

-Mam inny pomysł – rzekł Michał i uśmiechnął się do Azeji. – Nie chciałabyś pani odsprzedać nam tej łódki?

-Ale to łódka mojego ojca! – odparła nieco zakłopotana.

-Twój ojciec pani kupi sobie nową, a my mielibyśmy czym wrócić.

-Niech będzie. W końcu ta łódka ma już kilak lat – oznajmiła Azeja i uśmiechnęła się do Michała.

-Ale chyba dopłyniemy nią na drugi brzeg? – zaniepokoił się Józef.

-Dopłyniemy stryju, jeśli tylko będziesz w niej siedział spokojnie – zażartował Michał. – Ile chcesz pani za te łódkę.

-Sama nie wiem. Tak ze trzy, cztery złote.

-Nie masz serca dziewczyno. Tak dużo? – zapytał Józef i sięgnął po sakiewkę.

-Tylko mi nie rób wstydu stryju i nie zapominaj, że ta pani nas uratowała – przypomniał mu Michał.

-No dobrze, zatem cztery złote?

-Dobry uczynek trzeba wynagrodzić. Zaokrąglimy to stryju do pięciu złotych. Bo cóż to jest pięć złotych na biskupa – i spojrzał na rozbawioną Azeję.

-Niech tak będzie. Masz pani – i podał jej pieniądze. W tym samym momencie Michał sięgnął do swojej sakiewki i również wyciągnął pięć złotych.

-Ale przecież twój stryj panie już zapłacił!

-To dobrze, że zapłacił. Ale ja też chcę zapłacić, bo też będę płynął tą łódką – i podał jej pieniądze. Azeja wahała się przez chwilę i w końcu wyciągnęła po nie rękę.

-Dziękuję ci łaskawy panie.

-To my dziękujemy, pani. A ja mam nadzieję, że kiedyś się zrewanżuję i też przyjdę ci z pomocą. – Po tych słowach Michał skłonił się przed dziewczyną i uśmiechając się do niej zalotnie, wsiadł do łódki, a po nim to samo zrobił Józef.

 

Ciag dalszy za tydzień