Kilkanaście minut później był już w Sośnicy i zaparkował przed domem Samosikowej. Przez chwilę wahał się co robić dalej, aż w końcu dostrzegł dwójkę małych dzieci, które szły ze sklepu i z zadowoleniem lizały lody. Ponieważ dzień był gorący, postanowił również się ochłodzić i przy okazji porozmawiać z właścicielem sklepu.


-Dzień dobry. Poproszę małą wodę gazowaną, ale z lodówki.

-Z lodówki jest 10 groszy droższa – oświeciła go sprzedawczyni, nazwiskiem Biernacka.

-Ciekawe – zażartował Szumski.

-Prąd jest drogi, a za luksus się płaci. To jak, podać z lodówki, czy z półki?

-Z lodówki.

-Dwa złote.

-Taka mała woda kosztuje u pani dwa złote?

-Paliwo coraz droższe, a samo się do sklepu nie przywiezie – oznajmiła zdecydowanie Biernacka.

-Pani jest właścicielką sklepu?

-Jestem, a pan może jest z Sanepidu? – zapytała niepewnie.

-Jestem z policji. Komisarz Szumski.

-Już wolę policjanta, niż kogoś z Sanepidu.

-Tak dokładnie sprawdzają?

-Szkoda mówić. – W tym momencie pojawił się mężczyzna w średnim wieku i z uśmiechem na ustach zwrócił się do sprzedawczyni.

-Pani Janineczko, jedno wineczko.

-A pieniądze są?

-Będą za tydzień, jak będzie emeryturka. Zapisze mnie pani do notesika. – Tu Biernacka spojrzała na niego złowrogo i po odnalezieniu nazwiska delikwenta, dopisała kolejną kwotę.

-Jest mi pan dłużny 52 złote i 2 grosze.

-Oddam co do grosika, tak jak zawsze.

-No dobrze – rzekła sprzedawczyni i podało mu butelkę jednego z mniej wyszukanych win, które w sklepie miały największe powodzenie wśród klientów.

-Dziękuję i życzę udanego dnia – wtrącił mężczyzna i pospiesznie opuścił sklep.

-Widzę, że oprócz sklepu prowadzi pani kasę zapomogową – zażartował Szumski.

-W tym kraju wszyscy żyją na kredyt.

-A Samosikowej też pani dawała na kredyt?

-A z czego ona by mi oddała! Te pijusy to mają emeryturę, albo rentę, to wcześniej czy później mi oddadzą, a ona z czego? Ona miała tylko pieniądze w wakacje, jak były jagody i grzyby. Wtedy jak przychodziła to miała pieniądze, a jak nie miała, to czasami jej dawałem na zeszyt, chociaż powiem panu, że ona nie chciała brać na zeszyt, a jak już brała, to najwyżej chleb i margarynę.

-Czyli u pani długów nie miała?

-Żeby wszyscy mieli takie długi jak ona, to ja bym nie musiała tego zeszytu prowadzić. Chociaż w tamtym tygodniu to mnie zezłościła.

-Można wiedzieć dlaczego?

-W wakacje dawałem jej słoiki na jagody, które jak sprzedała, to mi za nie płaciła. A w tamtym tygodniu dałam jej dziesięć słoików i zakrętek. Myślałam, że przyjdzie i za nie zapłaci, ale ta nie przychodziła, więc w końcu sama poszłam do niej wieczorem. – Tu Biernacka zawahała się na chwilę, po czym mówiła dalej. – Zaczęła mi płakać i powiedziała, że jakiś kierowca potłukł jej słoiki z jagodami. Wkurzyłam się wtedy i powiedziałam jej, że taki rzeczy to może opowiadać pijakom pod moim sklepem, jak się już napiją, ale nie mnie. I zapowiedziałam, żeby już do mnie nie przychodziła, i że już nigdy nic ode mnie nie dostanie.

-To pani jej coś dawała?

-Niewiele, ale czasami jak coś było coś przeterminowane, albo już się nadpsuło, to jej zanosiłam.

-I ona to brała? – zdziwił się komisarz.

-A co miała jeść! Tak to sobie odkrajała to nadpsute, albo obgotowała i dawało się to zjeść.

-Niezła pomoc – wtrącił bezpardonowo Szumski.

-Pomagałam jak mogłam. Inni w ogóle jej nie pomagali, a mogli, bo mają pieniądze i możliwości.

-Pani też nie jest biedna, skoro ma pani sklep.

-Mam też trójkę dzieci, które muszę utrzymywać, bo mój stary jak pojechał za granicę, to od roku się nie odzywa i żadnych pieniędzy nie przysyła. To co miałam dawać za darmo Samosikowej, a kto da moim dzieciom?

-Przepraszam, przesadziłem – dodał Szumski i już miał wychodzić, gdy dostrzegł z boku stojące na półce puste słoiki. – A te słoiki po ile pani sprzedaje?

-Z nakrętką, po złoty pięćdziesiąt.

-Mówiła pani, że Samosikowa wzięła od pani 10 słoików.

-A tam, było minęło. Zapalę na jej grobie tańsze świeczki, to się wyrówna.

-Proszę – rzekł Szumski i podał Biernackiej 20 złotych – reszty proszę nie wydawać. – Słowa te wyraźnie zaskoczyły sprzedawczynię.

-A czemu pan za nią płaci?

-Bo to ja potłukłem jej te słoiki z jagodami. – Po tych słowach Szumski zawahał się przez chwile, po czym dodał. – Za jagody jej nie zapłaciłem i już nie zapłacę, ale mogę zapłacić za słoiki.

-Naprawdę, pan to zrobił?

-Niestety ja – odparł łamiącym się głosem komisarz.

-Mój Boże, a jaj jej tyle nagadałam.

-Do widzenia – rzekł na koniec Szumski i wyszedł ze sklepu, zaś Biernacka rozpłakała się w głos.