-Panie doktorze, ale ja nie czuję się na siłach.

-To niech pan sobie zje batonika „Mopersa”, pokrzepi się pan i dokończy. Tu już niewiele zostało. W końcu kiedyś trzeba zacząć. Ja za jakiś czas wrócę – oznajmił Jan.

-Panie doktorze, czemu pan wychodzi. Ja nie chcę, żeby mnie operował jakiś stażysta – lamentował pacjent.

-Po pierwsze, to nie jest operacja. Po drugie, to nie jest jakiś tam stażysta, tylko kolega Zbyszek Niemojewski. I nie powinien pan niczego się obawiać, bo pradziadek kolegi Niemojewskiego był znachorem, dziadek był weterynarzem, a rodzice są uznanymi lekarzami. To powinno pana uspokoić. A po trzecie to nie wypada, aby w tym wieku tak się bać.

-No dobrze, niech tak będzie. – Po chwili jednak zapytał. – Panie doktorze, ale dlaczego pan tak nagle wychodzi?

-Jak to dlaczego? To nie słyszał pan o akcji protestacyjnej lekarzy! Przy wejściu do szpitala jest plakat wielki jak byk.

-Słyszałem o proteście, ale przecież lekarze dostali podwyżki.

-Podwyżki owszem, ale teraz domagamy się urlopów za granicą. Mojemu koledze – i spojrzał z uśmiechem na brata – skończył się dyżur protestacyjny i muszę go zastąpić.

-To ja zapłacę pańskiemu koledze, żeby jeszcze godzinę podyżurował.

-Za godzinę to kolega musi być w pracy w prywatnej klinice. – i wychodząc dodał – Do widzenia panu. Jest pan w dobrych rękach. – Pacjent nie był wprawdzie tego zdania, ale cóż mógł zrobić.

Obaj bracia Kochańscy udali się pospiesznie do pokoju lekarskiego. Na ich widok pielęgniarka Zofia Sawicka rzekła z uznaniem.

-Nie myślałam, że pan doktor tak szybko skończy ten zabieg.

-Jeszcze nie skończyłem, ale kolega Niemojewski to dokończy.

-Panie doktorze! On ledwie zaczął staż – mówiła z przerażeniem Zofia.

-Kolega Niemojewski jest zdolny, jakoś sobie poradzi – skwitował Jan.

-Powiem panu szczerze, że nie wiem jak on skończył tę medycynę?

-A wie pani, że jest dzieckiem lekarzy, a predyspozycje lekarskie po prostu się dziedziczy.

-Pan doktor chyba sobie żartuje. Uważam, że chociaż jestem pielęgniarką to wiem więcej niż on po medycynie.

-Tylko, że jak pani zauważyła, jest pani tylko pielęgniarką. – Zofia przełknęła ślinę i na chwilę zamilkła.

-A jeśli ten utalentowany stażysta – zakpiła – spartaczy zabieg, to kto będzie odpowiadał za błąd lekarski?

-No kto, kolega Niemojewski. A po drugie, to co pani się o to martwi. W razie czego to przecież nie my będziemy płacić, tylko fundusz zdrowia. – Następnie założył płaszcz i uśmiechając się dodał. – Ja za jakieś czas wrócę. Gdyby pani mogła, to proszę przejść się do barku i kupić mi kawę i jakąś dobrą bombonierkę.

-Proszę mi zatem zostawić pieniądze.

-U mnie w biurku są dwie koperty. W każdej jest po sto złotych. To proszę wziąć jedną – i będąc w samych drzwiach dodał – może pani z tych pieniędzy kupić sobie batonika.

-Dobroczyńca zakichany – rzekła do siebie Zofia. Natomiast doktor Kochański wraz ze swoim bratem pospiesznie kierowali się na parking.