Ze mną było trochę tak, jak z Jankiem Muzykantem. Człowiek więcej widzi, czuje. W szkole nie zapowiadało się, że będę rzeźbiarzem. To chyba palec z góry ukierunkowywał tak, a nie inaczej. Z Marianem Korczykiem podczas jego premierowego wernisażu rzeźb i akwarel w Galerii „Oranżeria” rozmawiał  Jakub Hapka.

J. H.: Radzyńscy miłośnicy sztuki mają okazję po raz pierwszy zobaczyć Pana malarstwo. Czy były one tworzone do tzw. szuflady?

To praktycznie dorobek całego mojego życia. Nie czułem się rzeźbiarzem, dopiero później  potrzeba chwili, zarobku, spowodowała, że zacząłem zajmować się rzeźbą. Malarstwo lubiłem zawsze. Z ciężkiej ręki od siekiery przejść do akwareli nie jest łatwo. Żeby dobrze malować, potrzeba konsekwentnej pracy. Jak na dorobek życia, nie jest ich zbyt wiele. Nie jestem z nich zadowolony. Są wypracowane, ale akwarela powinna być lekka, rozmazana. Ale miło, że podobają się ludziom.
J. H. : Chciałbym zapytać o rzeźby, które ozdabiają kościoły w naszym regionie. Jak wygląda sam proces tworzenia – czy jest w niej ciężar, poczucie odpowiedzialności, że tworzy pan w sferze sacrum?
Moje pierwsze rzeźby były wizerunkami, przedstawieniem. Natomiast spotkałem się z takimi sytuacjami, kiedy ksiądz zadał mi pytanie, czy jestem w stanie wyrzeźbić ukrzyżowanego Chrystusa, na którego twarzy będzie widać boskość i człowieczeństwo. Postukałem się wtedy w głowę. To niemożliwe, nie potrafią tego najwybitniejsi artyści.
Inny zleceniodawca prosił  o zrobienie rzeźby, żeby ludzie patrząc na nią, płakali. Dało mi to sporo do myślenia. Istnieje coś takiego jak mistycyzm, sacrum. Nie potrafię do końca tego zdefiniować, zrozumieć. Jeśli człowiek nastawia się na to, że trzeba czegoś takiego szukać w tej rzeźbie,  jednak coś się w tym znajdzie, zawiera. Przynajmniej ludzie to widzą.
Miałem takie zdarzenie – jeden z księży spojrzał na wyrzeźbioną twarz Chrystusa.  Zapytał mnie: Jak pan to zrobił? Jest tutaj tyle godności, człowieczeństwa, pewnej dumy w tej twarzy, a jednocześnie jest boskość i cierpienie. Pomyślałem – „coś takiego zdołałem zrobić?”.
Robiłem kaplicę koło Nepli.  Na podłodze kościoła leżał robiony przeze mnie krucyfiks. Rozmawiamy z księdzem o sprawach technicznych, on stuka mnie w bok i pokazuje. Zobaczyłem starszego człowieka, który klęka i płacze. Pewne rzeczy potrafią się ziścić, jeżeli człowiek chce i szuka, to jakoś się znajdzie.

J. H. : Robił pan ołtarz podczas wizyty Jana Pawła II w Drohiczynie.

Na wystawie znajduje się zdjęcie tronu. Jak to realizowaliśmy, zastanawiałem się: „Jak ja teraz zacznę teraz coś nowego robić? Jak to przeskoczyć?”. Z tak wielkiej, ważnej rzeczy na jakąś taką bardziej przyziemną. Po miesiącu to minęło. Następne wyzwanie było tym najważniejszym.

J. H.: Plany?

Żyję już spokojnie na emeryturze. Zresztą zawsze byłem dość spontaniczny, nie planowałem. Reagowałem na daną potrzebę.

Wystawa rzeźby i akwareli Mariana Korczyka