ciąg dalszy rozdziału XXI, w którym Michał dowiaduje się o drugim rozbiorze Polski

-Poleciłem Antosiowej, żeby nam przyniosła coś do picia i do jedzenia.

-To dobrze, chociaż nie chce mi się ani pić, ani jeść – oznajmił Michał.

-Mnie też szkoda Kożuszki, ale to i może dobrze, że nie doczekał tego co się stało.

-O czym ty mówisz stryju?

-Przedwczoraj dotarła do Wilna wiadomość, że Rosja i Prusy postanowiły o nowym rozbiorze Polski – oświadczył łamiącym się głosem Józef.

-Przecież Prusy są naszym sojusznikiem!

-Niech diabli wezmą takiego sojusznika.

-A co z Austrią, bo przecież dwadzieścia lat temu też do nich dołączyła.

-Na szczęście cesarz Leopold to przyzwoity człowiek i zapowiedział, że nie weźmie udział w tym bezprawiu – mówił zdenerwowany Józef.

-No i do czego doprowadzililiście z to waszą zakichaną Targowicą.

-To nie przez Targowicę jest drugi rozbiór Polski, tylko przez tę waszą nieszczęsną konstytucję. Gdybyście jej nie uchwalili, to by nowego rozbioru nie było.

-Nie było by rozbioru, gdybyście nie jechali do Petersburga i nie skamlali u carycy o pomoc – wrzasnął Michał.

-Przecież ja nigdzie nie jeździłem – bronił się Józef.

-A kto przystał do Targowiczan, może ja? – zakpił Michał.

-Targowica miała tylko przywrócić stary porządek i nic więcej.

-Myśleliście głupcy, że caryca wam pomoże tak za nic i nic z tego nie będzie miała.

-Tylko, że pomysł rozbioru wyszedł od króla Prus, a nie od carycy – wrzasnął Józef i z emocji powstał z krzesła. W tym momencie pojawiła się Antosiowa, która postawiła picie i jedzenie na stole, po czym nieśmiało oznajmiła.

-Wstyd to panowie, że zmarły jeszcze nie ostygł, a wy już kłócicie się o jego majątek – i skłoniwszy się wyszła pospiesznie z salonu.

-Dajmy temu spokój, bo faktycznie Kożuszko ledwie co umarł – oznajmił Michał i sięgnął po butelkę z winem, aby napełnić nim kielichy.

-Wszystkich nas oszukali, a historia uczy, że ani Niemcom, ani Ruskim nie powinniśmy ufać.

-Król pruski okazał się większym szubrawcem niż jego poprzednik Fryc.

-Wypiłbym za Kożuszkę, ale za zmarłego nie wypada pić, tylko się modlić – rzekł Józef.

-Ja wypiję za to, żeby diabli wzięli tych, co sprowadzili tu Rosjan.

-Życzysz śmierci stryjowi Szymonowi. Bój się Boga! – oznajmił Józef.

-Ta nasza biedna Rzeczypospolita ginie tylko dlatego, że są wśród nas tacy zaprzańcy jak stryj Szymon – wrzasnął Michał, lecz dostrzegł, że stryj Józef tym razem nie oponuje.

-Mój Boże, na naszych oczach ginie ten kraj – i po tych słowach biskup inflancki na chwilę się rozpłakał.

-To Gdańsk już stracony i pewnie cała Wielkopolska – zezłościł się Michał.

-Może Wielkopolski nie zabiorą.

-A Rosja pewnie zabierze z połowę Litwy i nie będziesz miał biskupstwa wileńskiego, które masz obiecane – zadrwił Michał.

-Może Rosjanie nie zabiorą Litwy, tylko może Podole – rzekł przestraszony Józef.

-Ja już się z wami nie napiję, szubrawcy – zdenerwował się Michał i rzucił kielich o podłogę, który rozbił się na drobne kawałki.

-Jak ty mówisz, opanuj się!

-Zabraliście co swoje i po pogrzebie Kożuszki nie chcę was tu widzieć w Janowcu. Odczekam miesiąc i ożenię się z Azeją. Dłużej już czekać nie będziemy.

-Dobrze, że o niej powiedziałeś. Bo grozi jej niebezpieczeństwo.

-Już coś uknuliście?

-To nie ja, tylko stryj Szymon – bronił się Józef.

-Coście uknuli?

-Po tym jak znieważyłeś pannę Potocką w Wilnie, stryj Szymon powiedział mi, że znajdzie sposób na to, żeby ta Sękowiczówna odczepiła się od ciebie raz na zawsze. – Słowa te wywołały od razu niepokój w myślach Michała.

-Co on chce zrobić?

-Nie wiem. Wtedy na balu myślałem, że tak sobie powiedział w złości, po pijaku. Ale przedwczoraj, gdy był u mnie w katedrze, to mi powiedział, że musi ściągnąć kontrybucję z Niemieży.

-A skąd on wiedział, że Azeja mieszka w Niemieży?

-Niechcący mu powiedziałem.

-Jeśli tak, to poczekasz z pogrzebem do mojego powrotu.

-A gdzie ty chcesz jechać?

-Jadę po Azeję. Za tydzień wrócę.

-Mam czekać tydzień z pogrzebem? – zapytał Józef, lecz nie usłyszał odpowiedzi, gdyż Michał pospiesznie poszedł po swoje niezbędne rzeczy, a następnie wybiegł przed dwór i krzyknął na Walentego, aby ten szybko zaprzęgał konie do karety.

 

ciąg dalszy za tydzień