Tamtejszej nocy sikały gwiazdy
Pot połączył się z grafitem
Koty marcowały się zawzięcie
Ktoś pozbawiał siebie życia

Kobiece serca są okrutniejsze od męskich – gdy do środka dostanie się zadra, będzie drapać i uwierać, aż do zapachu krwi- wykrztusił z siebie oburzony Filip. Uwielbiałem go za nadzwyczajne eksponowanie ewidentnie samczych cech charakteru oraz przeintelektualizowany, lekko poetycki sposób wysławiania się.

Co do jego stosunku do kobiet- no cóż, raczej nigdy nie bywał nadto optymistyczny i gdyby nie nasza długoletnia znajomość i wspaniałe zrozumienie, jakim się nawzajem darzyliśmy, odebrałbym zapewne większość jego wypowiedzi jako skrajną mizoginię. Traktowałem go jednak dobrodusznie i jego paranoiczne wizje przyjmowałem z uśmiechem na twarzy i niezwykłą pogodą ducha.

Doskonale wiedziałem, że jego nieufność co do kobiet, wiąże się z jego paniczną, obezwładniającą nieśmiałością, brakiem doświadczenia, a także wiszącą nad nim jak ponure widmo, przykrą możliwością utracenia kumpla od piwa. Zapewne dlatego, tak cierpko i bezdusznie przyjął moją wiadomość o oświadczynach z Rozalią. Towarzyszką moich dziecięcych zabaw i przez długi okres życia- jedyną powierniczką moich największych, najciemniejszych sekretów.

Ja bym to na Twoim miejscu jeszcze parę razy dokładnie przemyślał– nie dawał za wygraną- Kobiety są okrutne. To jedyny gatunek przyrodniczy na świecie, który jest w stanie porzucić swojego partnera z powodu zbyt małego ptaka, czy to nie obrzydliwe? Słyszałeś kiedyś może o tym żeby jakiś facet porzucił kobietę z powodu niewyjściowej psiochy?

Sugerujesz mi, że mam małego? – parsknąłem śmiechem.

Nie sugeruje Ci że masz małego, raczej próbuje Ci zasugerować to, że kobiety to same kłopoty.

Skąd wiesz, przecież nigdy żadnej nie miałeś– wybuchnąłem jeszcze większym rozbawieniem, które najwidoczniej wprawiło go w małym, znikomym stopniu, ale jednak -w zawstydzenie. Opuścił swoje wiecznie rozbiegane spojrzenie na dywan po czym pociągnął kolejny łyk piwa.

Coś ci pokaże kochasiu…może to cię trochę wystraszy i zaczniesz ponownie stąpać twardo po ziemi. Słyszałeś może o Plugawej Sonyi? – odparł tonem, który wskazywałby na to iż właśnie, niemalże rzucił mi pewnego rodzaju wyzwanie.

Plugawe, co ? – zdziwiłem się. -Wiesz co stary tak…znam Plugawego Daniego z zespołu Cradle Of Filh, ma może jakąś siostrę, żonę albo kochankę?

A żebyś wiedział… znaczy… tak do końca to nie wiadomo kim jest ta kobieta, ale myślę że nawet średnio chcę się tego dowiedzieć. Naprawdę nie słyszałeś o niej? Ty, zapalony student dziennikarstwa, śledzący codzienne nowe newsy, prasę, radio, internety i wszystko pomiędzy? Czy naprawdę taki koszmarny no- life, jak ja musi uświadamiać ci o istnieniu chodzącego damskiego demona? To już czwarty facet stracił przez to babsko fiuta– Filip wyjął ze swojej ciemnej torby gazetę codzienną i zamachał mi przed oczami jej okładką.

Widniał na niej, na samym środku, ogromny napis „Kolejna ofiara Plugawej Sonyi”. Poniżej, znajdowało się zdjęcie, okrutnie okaleczonego ciała młodego mężczyzny oraz ołówkowy szkic twarzy kobiety.

Coś wewnątrz mnie uderzyło mnie z nieprawdopodobną mocą. O dziwo, nie był to widok krwawych, bezradnych zwłok ofiary. Twarz kobiety, pomimo iż została naszkicowana ołówkiem i nie należała z pewnością do najlepszych rysunkowych dzieł- wstrząsnęła mną dogłębnie i począłem odczuwać dreszcze.

Rysy były bardzo stanowcze, ostre, linie ołówka sprawiały wrażenie jakoby ich autor, przyciskał go do kartki na siłę. Aż do silnego bólu, aż do złamania ołówka. Narysowana kobieta nie była z pewnością piękna, a jednak coś mnie w niej nad wyraz zaintrygowało. Zdawała się być jakby zuchwałą mieszaniną przeróżnych cieni. Przysiągłbym, że właśnie widzę karykaturę drugiego człowieka, ogólnie płci pięknej, gdyby nie to specyficzne, piorunujące wrażenie.

Coś, co nie potrafię określić, nazwać, ale co nadawało postaci prawdziwości. Była do tego stopnia karykaturalna, diaboliczna, że aż zdumiewająco realna. Miała bardzo długie, proste kruczoczarne włosy oraz długi, lekko zakrzywiony nos, który można byłoby zapewne zaliczyć do „rzymskiego” typu. Miała ciemne oczy jakby błyszczące zuchwale oraz ogromne czarne usta, wykrzywione w lubieżnym i bezlitosnym uśmiechu- byłem zafascynowany.

Szpetna, nie? Wygląda jak młodsza Baba Jaga– ekscytował się Filip- Ona jest prostytutką, wyobraź sobie. Współczuje tym gościom. Nie dość, że dymali wiedźmę za własny hajs, to jeszcze ich rytualnie obrzezała. Okropność. Chociaż w sumie to ich wina. Widzieli co biorą. Powinni pomyśleć, że ona może odreagowywać tak tą swoją brzydotę– podsumował.

Ona jest prostytutką? – zapytałem, lekko podejrzliwie.

Znaczy no… podobno tak. A podobno też jest i wampirem. Ciężko stwierdzić, kobieta zmienną jest, a tak samo zmienna może się okazać również i ta twoja Rozalia.

Przestań pieprzyć wreszcie i daj mi tą gazetę– odparłem. Przybrał najbardziej obrażoną minę, na jaką w tym momencie było go stać i niemalże rzucił we mnie pogiętym, periodykiem, który przez niewielki czas spędzony w jego torbie w towarzystwie rozgniecionych starych kanapek z serem, zdążył już zapracować sobie na wygląd solidnie doświadczonego przez życie.

Patrząc na niego przysiągłbym, że minęło więcej czasu, odkąd Filip znalazł się w jego posiadaniu. Znałem i zawsze byłem pod wrażeniem jego bałaganiarstwa i niszczycielskiej siły do przedmiotów i rzeczy jakimi włada, ale będąc miłośnikiem prasy, literatury pięknej, a także papieru samego w sobie- jako nośnika informacji i treści- ledwo mogłem przeżyć i zaakceptować taki stan rzeczy.

Ja zawsze wszystko skrupulatnie układałem, musiałem mieć uporządkowane i ten widok po prostu ranił moje oczy nad wyraz okrutnie.

Masz ją, degeneracie– odgryzł się gdy zacząłem w skupieniu przyglądać się magnetycznej okładce- Rozalia wie, że interesują Cię takie hocki-klocki?

Rozalia wie o wszystkim, o czym powinna była wiedzieć – odparłem, bardziej już do siebie niż do niego. Czułem coś nadzwyczajnego móc trzymać tą gazetę we własnych rękach.

Coś jakby ciągnęło mnie do niej w niewytłumaczalny sposób. Patrząc na wizerunek kobiety, czułem jakbym patrzył zarazem na istotę szpetną i obrzydliwą, jak i w pewien pokrętny, diaboliczny sposób piękną. Miałem już ją w rękach. Cała tajemnica była już w moich rękach, zamiast w plecaku pełnym rozgniecionych kanapek, papierków po cukierkach i przeróżnych śmieciach.

Była w rękach bezpiecznych. Wiedziałem, że od poznania tajemnicy i zatopienia się w tej symfonii piękna i okrucieństwa, wystarczy jedynie otworzyć gazetę i przeczytać pełen artykuł. Wiedziałem o tym, jednak nie chciałem niczego przyśpieszać. Nie chciałem się z tym zapoznawać w towarzystwie Filipa.

Był on społecznie nieszkodliwy, ale potrafił solidnie zdenerwować swoim jestestwem chyba niemalże każdego. To była ciężka sytuacja. Nie chciałem otwierać gazety, chciałem się rozkoszować tym prymitywnym, groteskowym rysunkiem kobiety.

Nędznym, wyrysowanym w pośpiechu portrecie postaci rodem z horrorów. A przy tym- każda mała mrówka przepełzająca przez moją skórę w tym momencie, błagała mnie o otwarcie gazety i zerknięcie dalej.

Błe, stary! – Filip zdradził swoją odrazę w chwili gdy począłem dotykać rysunku palcami- Masz okropny gust! Rozalia przypomina Plugawą Sonyę?

Przecież widziałeś Rozalię na zdjęciu... – odrzekłem, nie zaprzestając dotykania portretu. Wodziłem delikatnie palcami po wszystkich konturach twarzy. Ona już nie patrzyła się na mnie z pierwszej strony gazety. Ona patrzyła się już na mnie.

Ale stary... – wyjąkał Filip, patrząc na to co robię w totalnym osłupieniu. Teraz jego twarz przybrała nad wyraz dziecinny wyraz.

Patrzył się na mnie jak obrzydzony dziesięciolatek patrzy się na ogromnego robala. Jego pyzata twarz, przerodziła się w pełną zdziwienia i zniesmaczenia maskę.

Ale stary… to zwykły szmatławiec… ta gazeta… kupiłem ją dla starszego, on chyba jako jedyny na świecie kolekcjonuje nadal to gówno… ale chyba wydrę mu tą pierwszą stronę. Bo albo się zrzygam, patrząc jak on robi to samo co ty w tym momencie, albo mi matka rano ususzy głowę, że się napatrzył na brzydkie baby w gazetach i nawet viagra nie dała rady– kontynuował.

Wiem, że to szmatławiec...-odrzekłem

– To czemu go głaszczesz? – wyjąkał, a jego mimika w niczym nie przestawała zdradzać radykalnej odrazy.

Nie głaszczę... odrzekłem i w tymże momencie rzeczywiście zaprzestałem dalszego wodzenia po konturach portretu tej dziwnej kobiety. Jego twarz nadal była jednak maską.

On nie poczuł wyjątkowości, tego magnetycznego uroku. Z pewnością nie. Teraz do mnie dotarł z pełną świadomością, faktyczny stan rzeczy: tylko ja zacząłem tkwić w tym uroku.

Filip nie poczuł zupełnie nic. Przez moment zrobiło mi się ekstremalnie głupio. Poczucie dzikiej, niepożądanej fascynacji i chęci dowiedzenia się więcej o tym morderstwie, ustąpiło poczuciu zawstydzenia i lekkiej żenady.

Faktycznie. Filip ma rację. To co robiłem przed chwilą, to cale głaskanie portretu kobiety w gazecie było żenujące i nienormalne. Albo prawie że chore, biorąc pod uwagę fakt iż nie zrobiłem tego wcale dla żadnego żartu.

W tym momencie, stanęła mi przed oczami moja Rozalia. To okropne i niedorzeczne! Gdyby zobaczyła jak pochłonięty bez reszty, wręcz zahipnotyzowany dotykam portretu, ohydnej, zwyrodniałej morderczyni w gazecie codziennej, na pewno zrobiłoby jej się bardzo przykro. Lub zaczęłaby powątpiewać w moje zmysły.

Chociaż raczej to pierwsze… tak to moja Rozalia. Moja piękna Rozalia. Jest tak ekstremalnie wrażliwa, że wszystko na tym świecie potrafi ją zaboleć. Nie powinienem nigdy, przenigdy w życiu, ani jako jej chłopak, ani mąż, ani nawet przyjaciel sprawiać jej bólu. Zrobiło mi się bardzo źle na sercu.

Zabierz tą gazetę– odrzekłem zniechęcony – Widzę, że nadal żywi się durnymi, tandetnymi i obciachowymi akcjami- sięgnąłem po swoje piwo pierwszy raz od dłuższego czasu. Wypiłem dość sporego łyka.

Czułem się do bólu upokorzony własną reakcją oraz odczuciami. Nie wiem co się wydarzyło w tamtym momencie, ale na pewno nie powinno się to wydarzyć ani ponownie powtórzyć.

Chyba studia oraz praca dziennikarza powoli zaczyna mi odciskać swoje piętno na psychice. Tak na pewno to zboczenie zawodowe. Ta chorobliwa i nieustępliwa chęć wiedzenia wszystko o wszystkim tu, teraz i natychmiast. Ta potrzeba bycia zawsze i wszędzie pierwszym. Dzika pogoń za sensacją, za najbardziej głośnymi wydarzeniami. Taki pościg nigdy nie kończy się zbyt dobrze. Dochodzi w rezultacie do tego, że przez dłuższy czas podziwiasz rysunkowy portret pamięciowy mordercy w gazecie codziennej. Morderczyni. W dodatku jakiejś Sonyi. Imię zupełnie jak dla psa. Sonyi, której nadali ksywę podpierdoloną wokaliście Cradle Of Filh. Co za mózgi pracują w tej redakcji.

Nie akurat ta kobieta jest prawdziwa…wydarzenia też…Są różne interpretacje tego kim ona jest …niektórzy mówią że zwyrodniałą morderczynią, inni czarownicą, wampirzycą, jeszcze inni uważają że najzwyklejszą w świecie prostytutką, która mści się na facetach, tak naprawdę chuj wie za co – kontynuował Filip. Jego osłupienie moim zachowaniem, należało już do przyszłości.

Szybko odzyskał spokój ducha i zaczął sam rozwijać temat. Lubiłem go przede wszystkim za to, że nigdy nie drążył żadnych dziwnych zachowań ani wypowiedzi. Przyjmował je do wiadomości i tyle.

Nie należał do ludzi szukających dziury w całym. Gapiłem się na ten rysunek wzrokiem fanatyka to się gapiłem. Dotykałem konturów twarzy diabolicznej kobiety- to dotykałem. To była już przeszłość.

Byliśmy tu teraz we dwaj i na nowo jak gdyby nigdy nic, mogliśmy rozmawiać o tym co przed chwilą nas oboje delikatnie poróżniło. Co wytworzyło między nami niezrozumienie. Było też z nami piwo, które Filip jak zwykle kupił, w monopolowym przed swoim blokiem,a o istnieniu którego właśnie sobie dopiero przypomniałem.

Tak ono było. I było naprawdę dobre. Bez piwa ciężko byłoby mi znieść wiele spotkań w życiu, rozmów, wiele ludzi. Do spotkań z Filipem nie musiałem pić. Ale jego pierdoły znacznie lepiej czymś jednak czasem podlać.

Wiesz Stary…. nie interesują mnie takie bzdety – odpowiedziałem, znów pociągając łyk piwa.

Nie interesują, bo teraz będziesz miał żonę, więc już nie musisz się bać że Plugawa Sonya, wbije ci sztylet,w ciemnej alejce pod latarnią

Jesteś durny… – chciałem sprzedać mu, koleżeńskiego kuksańca w ramię, po czym obydwoje zaczęliśmy rechotać, ponieważ okazał się on być wyjątkowo niecelny.

Widzisz… w tych czasach już trochę strach chodzić na dziwki, zwłaszcza jak się nie umie nawet strzelić kumpla porządnie– odrzekł rozbawiony

W tych czasach to dziwki same przychodzą po ciebie– wydusiłem, w sumie sam nie wiem jak i po co. Ta sentencja nie miała żadnego podłoża, przemyślenia ani sensu. Po prostu to powiedziałem- Zabieram – wskazałem na pomiętą gazetę, w naprawdę nieszczęsnym stanie. – Ty i tak nie potrafisz traktować dam z należytym szacunkiem.