O tym, jak wielu wybitnych specjalistów miała Polska, dowiadujemy się najczęściej z nekrologów. Ale świat instytucji i świat wybitnych umysłowości to jakby światy równoległe. Owszem, zdarza się, że osobowość przez duże O, piastuje ważne stanowiska w państwie, ale trudno po skutkach ocenić jej wpływ na działanie czy to państwa czy choćby tylko urzędu. A wydawałoby się, że przechodząc ulicą obok jakiegoś ministerstwa kierowanego przez wybitną osobistość, powinniśmy to widzieć czy też odczuwać. Że o mierzalnych wskaźnikach efektywności nie wspomnę. Jednak nie. Dopiero trzeba się przekręcić, żeby zwrócić uwagę na swoją wybitność. W czym rzecz? O ile mnie intuicja co do logiki nie zawodzi, to właśnie w tym: w fakcie śmierci. Jesteśmy bowiem przekonani, że zwykły skurwysyn nie opuściłby intratnej posady w ministerstwie czy fundacji nawet za cenę paktu z diabłem o nieśmiertelności. Skurwysyn wybitny woli jednak śmierć niż pieniądze, co interpretujemy zgodnie z naszym kodem kulturowym jako zwycięstwo ducha nad materią. W ten sposób przestajemy drążyć temat, gdy tylko grabarze zaczynają drążyć ziemię dla kolejnego wybitnego…