„Żyje się tak, jak się śni – w pojedynkę.”
Joseph Conrad „Jądro ciemności”

* * *

W zimowe poranki w stałym miejscu nad brzegiem rzeki czyha na ryby samotna biała czapla. We mgle wygląda jak czyśćcowa dusza, jak mara w jasnym prześcieradle. Kiedy się do niej zbliżam, podrywa się do lotu, robi duże koło, wyczekując aż przejdę, i wraca na swoje miejsce. Wygina szyję w spłaszczone „S”, nieruchomieje i wpatruje się w wodę. Latem nigdy jej nie widywałem.

* * *

Raz na jakiś czas – raczej dla świętego spokoju niż z jakiejkolwiek konkretnej potrzeby – ostrożnie podchodził do granic miasta. Za każdym razem w innym miejscu. Jednak od razu kiedy pojawiały się sygnały, że niewidzialny „elektryczny pastuch” działa nadal – wycofywał się. Mimo że wyobrażał sobie czasem, co by było, gdyby mógł pójść dalej – robił to nie bez ulgi.

* * *

Ciągle uświadamiam sobie, jak wiele mam w zakamarkach pamięci obrazków, które właściwie nie miały prawa tam przetrwać. Przecież zapominam hurtem całe lata, różne wydarzenia, twarze i imiona ludzi, z którymi kiedyś podobno spędziłem dużo czasu, a to, że z chłopakami wykopaliśmy kiedyś przy osiedlowym boisku stary scyzoryk pamiętam do dziś. Był żółty.

* * *

Schodki nad rzeką. Spędzaliśmy tam całe wakacyjne, słoneczne, pachnące mułem godziny. Rzucaliśmy do wody kamieniami albo łowili rękami cierniki do słoika – czasami raki. A raz widziałem, przysięgam!, jak przepłynęła tamtędy absolutnie przepiękna złota rybka. Nie zwracała jednak na nas uwagi. Nie było żadnych trzech życzeń.

* * *

Tęsknił trochę za spacerami po lesie, ale prawdziwy, duży, szumiący i pachnący las był dopiero za miastem – a więc niedostępny. Małe zagajniki, park i zarastające przydomowe sady to było jednak trochę za mało.

* * *

Co tam się dzieje? „Kto tam jest? Czyja grzechocze jak grzech kostka lodu?”

* * *

Nigdy nie palił, nie ciągnęło go. Ale kiedyś w którymś ze sklepów kolonialnych trafił na mocno drogie kubańskie cygara w supereleganckim opakowaniu – i spróbował. Na początku był szok, ale po jakimś czasie znalazł w tym przyjemność. PRL-owska legenda głosiła jakoby liście tytoniu na cygara zwijane były na spoconych udach pięknych Kubanek.

* * *

Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie…”

* * *

Przy okazji palenia ognisk dawał czasami, starą indiańską metodą, dymne znaki. Wrzucał na płomienie gałęzie z liśćmi albo wiązki wilgotnego siana. I co? I nic.

CDN…

zdj.: Tomasz Młynarczyk