Ciąg dalszy rozdziału X, w którym Michał Kossakowski chce iść w ślady króla Zygmunta Augusta.


-Panie weź mnie do siebie na służbę. Dobrze gotuję i sprzątam bez zastrzeżeń – i powiedziawszy to spojrzała błagalnie na Michała. – Będziesz panie ze mnie zadowolony.

-Nie mogę pani – odparł łamiącym się głosem Michał.

-Zlituj się panie nade mną i pozwól mi służyć u ciebie panie.

-Nie mogę – powtórzył Michał. Słysząc to Azeja pospiesznie zsiadła z konia i szlochając oznajmiła.

-Nie chcę panie tego konia i nie chcę, żebyś do mnie przyjeżdżał. – W tym samym momencie Michał zeskoczył ze swojego konia i chwycił Azeję za rękę.

-Nie możesz pani być moją służącą, bo będziesz moją żoną. – Słowa te sprawiły, że Azeja zaniemówiła na chwilę, po czym podniosła do góry głowę i przełknąwszy ślinę, zapytała.

-Ty panie kasztelanicu chciałbyś się ze mną ożenić?

-Pewnie żebym chciał – odparł Michał i widząc uśmiech na twarzy Azeji zaczął szybko mówić. – Chciałem najpierw kupić pierścionek i następnym razem poprosić cię pani o rękę, ale wyszło jak wyszło.

-Gdyby to słyszała moja pani matka to by pomyślała, że to po tej polewce grzybowej, bo grzybki potrafią czasami zamieszać w głowie.

-To nie grzybki, tylko ty mi pani namieszałaś w głowie. – Michał chciał jeszcze dodać kilka słów, ale wtedy Azeja dotknęła jego ust i nie pozwoliła mu już nic powiedzieć. Trwali w takim pocałunku jeszcze przez pewien czas, aż w końcu przytulili się do siebie i w milczeniu przypominali sobie o tym, co zrobili przed chwilą. – Gdy przyjadę w grudniu powiem o wszystkim twojej matce pani, a później twojemu ojcu – oświadczył Michał i zaczął głaskać włosy Azeji.

-Tylko, że ty panie jesteś szlachcicem z senatorskiego rodu, a ja jestem tylko biedną Tatarką.

-Ale też jesteś szlachcianką, a majątek to rzecz nabyta.

-Dalej nie chce mi się wierzyć, że ty panie chcesz mnie poślubić?

-To mogę ci to pani napisać – zażartował Michał, ale bynajmniej nie rozbawił tym Azeji.

-Tylko, że ja nie potrafię czytać – odparła zrezygnowanym głosem. – Jaki ty panie będziesz miał ze mnie pożytek?

-Wystarczy, że kiedyś urodzisz mi pani dziecko – zażartował ponownie Michał.

-Za dużo nas panie dzieli – odparła i zbliżyła się do swego konia.

-Czytać i pisać można się szybko nauczyć. A najważniejsze jest to, że cię pani kocham.

-Trzeci raz dopiero mnie widzisz panie i już mnie kochasz? – zapytała weselszym głosem Azeja.

-Nikt nigdy mi się tak nie podobał, jak ty pani i mam nadzieję, że ja też ci się trochę podobam? – i po tych słowach Michał przycisnął jej dłoń do swoich ust i mocno ją ucałował. Azeja zaś objęła go za szyję i ścisnęła z całej siły.

-Chcę być panie twoją żoną, tylko boję się, że za dużo nas dzieli.

-Słyszałaś pani o naszym ostatnim księciu jagiellońskim Zygmuncie Auguście? – Tu Azeja spuściła głowę na dół udając, że nie słyszała, po czym szybko ją podniosła i wesoło odparła.

-Pewnie ze słyszałam.

-To pewnie słyszałaś pani, że chociaż był wielkim księciem Litwy to poślubił zwykłą szlachciankę Barbarę z Radziwiłłów.

-U nas w Niemieży nawet o tym śpiewają pieśni.

-Skoro wielki książę mógł poślubić szlachciankę, to ja mogę poślubić ciebie pani.

-Ale pod jednym warunkiem! – rzekła stanowczo Azeja.

-Zrobię co tylko mi pani każesz.

-Mów mi panie po imieniu. I powiedz to teraz.

-Dobrze Azejo – rzekł Michał i po chwili na moment ją pocałował.

-Jeszcze raz Michale – rzekła słodko Azeja i tym razem to ona go pocałowała. Następnie Michał spojrzał na zachodzące słońce i westchnąwszy, zwrócił się do Azeji.

-Muszę już jechać, bo obiecałem stryjowi, że wrócę na kolację. – Następnie pomógł Azeji wsiąść na jej konia, a potem sam dosiadł swojego. – Czy u was w Niemieży jest ktoś, kto potrafi czytać i pisać?

-Jest stary Burkiewicz, ale bez pieniędzy nie chce uczyć. – Po tych słowach Michał sięgnął po sakiewkę i podał ją Azeji. –Tu jest kilkanaście złotych i powinno wystarczyć.

-Ale ja nie mogę przyjąć tych pieniędzy – odparła Azeja.

-Musisz się Azejo nauczyć czytać i pisać, bo wtedy będzie nam łatwiej. Sam bym cię uczył, ale muszę wracać do Warszawy.

-Dobrze Michale, zrobię jak zechcesz – i nieśmiało sięgnęła po sakiewkę z pieniędzmi. – Nie możesz wcześniej przyjechać.

-Jakże bym chciał, ale nie mogę.

-Będę czekać – oznajmiła Azeja i po tych słowach raz jeszcze ucałowała Michała.

-Będę w trzecią niedzielę grudnia.

-A ja będę już umiała czytać i pisać.

-Nie wiem czy zdołasz się tego nauczyć w dwa miesiące.

-Skoro mam być twoją żoną to zdołam.

-Żegnaj Azejo i bądź zdrowa – rzekł Michał i powoli oddalał się w przeciwną stronę. Azeja zaś czekała dotąd, aż narzeczony zniknął jej z pola widzenia, po czym pospiesznie pogalopowało do swego domu.

 

ciąg dalszy za tydzień