Wymierają stare profesje: szewcy, krawcy, rymarze. I grabarze niestety. To znaczy: grabarze są! Fach trwa i trwać będzie. Rzecz w tym, że zanikła, jakby na to nie patrzeć, godność grabarska. Godność, która nie pozwalała grabarzowi brać się za robotę, dopóki się porządnie nie nawalił. W grabarskim pijaństwie tkwi głęboki szacunek dla majestatu śmierci. Bo żeby zajmować się zmarłym, szacunek ten nakazuje samemu stanąć niemalże oko w oko ze śmiercią. Szkoda, że tak mało ludzi to pojmuje. Myślę, że podmiany pijanych grabarzy na trzeźwych dokonał już Sobór Watykański Drugi, ale trzeba by to jakoś udokumentować, bo to mógłby być ważki argument… Zatem:
O grabarza nawalonego jak stodoła na naszym pogrzebie, prosimy Cię, Panie!