W tym samym momencie Michał spojrzał na oddalone o kilkaset metrów armaty, po czym donośnym głosem zwrócił się do swoich podwładnych.


-Mości kosynierzy! Ruska piechota rozbita, ale musimy jeszcze zdobyć działa. Gdy podejdziemy bliżej, razem ze mną pobiegniecie na armaty. Wtedy macie się nie ociągać, tylko ruszyć biegiem, tak jakbyście gonili zająca. Za mną! – i szybkim krokiem skierował się w stronę rosyjskiej artylerii. Po kilkudziesięciu metrach kosynierzy zostali powitani salwą armatnią, która powaliła kilkanaście osób, jednak pozostali uparcie szli do przodu. W końcu, gdy już znajdowali się około trzystu metrów od dział Michał krzyknął „Biegiem!” i porwał za sobą bohaterskich kosynierów. To gwałtowne przyspieszenie zaskoczyło zupełnie rosyjskich artylerzystów, którzy zdołali oddać tylko jedną salwę z dział.

Niektóre z kul poraziły zbliżających się kosynierów, ale pozostali biegli ze wszystkich sił i niejako na wyścigi próbowali jako pierwsi dopaść rosyjskie działa. Zbliżający się Polacy wywołali popłoch wśród niektórych Rosjan, którzy zaczęli uciekać w przeciwną stronę. Jako pierwszy dobiegł Wojciech Bartosz, który ugodził kosą artylerzystę i powalił go na ziemię. W tym samym momencie dostrzegł, jak inny kanonier podbiegł do działa, chcąc go odpalić. Kosynier niewiele myśląc zerwał z głowy krakuskę i przykrył nią zapał armaty, przez co uniemożliwił oddanie strzału. W kolejnych sekundach nadbiegający chłopi zaczęli zdobywać inne armaty, zabijając przy tym stojących tam kanonierów, którzy nie uciekli z placu boju. W końcu przy baterii dział pojawił się zdyszany Michał, który odsapnąwszy nieco zwrócił się do kosynierów.

-Chłopcy, odwracajcie działa w drugą stronę! – i po chwili jego podwładni zaczęli pospiesznie wykonywać rozkaz. Zaledwie po kilku minutach kosynierzy i ich dowódca dostrzegli pędzących na nich kawalerzystów rosyjskich i wiedzieli, że czeka ich kolejne starcie. – Wysunąć kosy do przodu i stać w miejscu – rozkazał Michał i czekał na pędzących Rosjan. W tym jednak momencie odezwały się podciągnięte do przodu polskie działa, które z boku zaczęły ostrzeliwać rosyjską jazdę. Salwa armatnia odniosła swój skutek, gdyż kilkunastu Rosjan spadło z koni bądź też razem z nimi upadło na ziemię. Od razu też część rosyjskich żołnierzy zaczęło zawracać i tylko kilkunastu z nich, wraz z dowódcą, ruszyło w stronę ustawionych przy działach kosynierów. Ci zaś czekali niecierpliwie na nieprzyjaciela i gdy atakujący znaleźli się w ich zasięgu, skutecznie zaczęli ich eliminować.

Po kilkudziesięciu sekundach oddział rosyjskiej jazdy przestał istnieć i tylko niektórzy zdołali uratować życie dostając się ranni do niewoli. Jeden z nich klęknął przed dwójką chłopów i zaczął wołać „Pardon”, lecz zaraz został ugodzony kosą w brzuch i osunął się na ziemię. Zdarzenie to obserwował Michał i od razu podbiegł do owych kosynierów. – Czemuście go zabili? Przecież on wołał „pardon”?

-Panie rotmistrzu, my nie rozumieli co on godoł – oznajmił jeden z nich. Michał zdenerwował się nieco, ale szybko ochłoną i dodał.

-Może to i dobrze, bo Ruscy też nie biorą jeńców. – Następnie rozejrzał się wokoło i dostrzegł kilkunastu chłopów ściągających buty zabitym artylerzystom rosyjskim, zaś grupka innych pobiegła przed siebie, żeby rabować rosyjskie wozy. – Mości Bartoszu przyprowadź tamtych, bo bitwa jeszcze nie skończona. Ruscy mogą nas znowu zaatakować.

-Zaraz ich sprowadzę – odrzekł kosynier i pobiegł po swoich kolegów. Michał tymczasem spojrzał na siedzącego na armacie jednego z chłopów, który z dumą trzymał zakrwawiony sztandar z wizerunkiem świętego Floriana.

-A gdzie jest chorąży Szymon?

-Upadł, gdy za drugim razem strzeliła armata – odparł kosynier. – Wtedy podniosłem świętego Floriana i mam go teraz. – Usłyszawszy te słowa rotmistrz szybkim krokiem skierował się w stronę polany, na której leżało kilku zabitych i rannych kosynierów. W końcu, gdy tam stanął dostrzegł chłopskiego chorążego, który leżał w kałuży własnej krwi. Przykucnął więc obok niego i zamknął jego oczy. – Miałeś rację chłopcze, że się bałeś. – Następnie otarł ręką łzy z oczu i wolnym krokiem podszedł do zdobytych rosyjskich dział. Tam też pojawił się generał Wodzicki, który wzruszony zwycięstwem objął Michała i ścisnął z całej siły.

-Zrobiłeś panie rotmistrzu niebywałą rzecz.

-To oni to zrobili.

-Ale ty waszmość dowodziłeś – zauważył generał. Następnie usiadł na końcu armaty i zaczął płakać niczym dziecko. Zachowanie to zaskoczyło tak rotmistrza jak i kosynierów, którzy myśleli, że Wodzicki stracił kogoś mu bliskiego. Po dłuższej chwili generał opanował wzruszenie i zwrócił się do Michała. – Ojciec walczył z Ruskimi w czasie konfederacji barskiej, a dziadek pod obleganym Gdańskiem, po elekcji króla Leszczyńskiego. Jeden i drugi niestety przegrał, a ja dzisiaj wygrałem. Mój Boże, pokonaliśmy Ruskich. Po tylu latach wreszcie ich pokonaliśmy. – Następnie podszedł do Wojciecha Bartosza i uśmiechając się do niego poklepał go po ramieniu. – Słyszałem, żeś Wojciechu, czy też Bartoszu, jako pierwszy zdobył ruskie działo.

-Zdobyliśmy ich dwanaście, jaśnie panie generale.

-To jesteś lepszy od swojego pana, bo ja działa nie zdobyłem – rzekł uśmiechnięty. Następnie zbliżył się do Michała i przemówił cichym głosem. – Przyznam ci się panie rotmistrzu, że boję się dział, a wiesz waszmość, dlaczego?

-Nie wiem.

-Bo kula z działa może urwać głowę. – Następnie Wodzicki dostrzegł zbliżającego się Kościuszkę, który przybył, aby podziękować kosynierom za ich wyczyn. Nie zdołał jednak niczego powiedzieć, gdyż ci rzucali swymi czapkami do góry i wiwatowali na cześć zwycięskiego naczelnika.