Rozdział IV. W drugiej połowie marca 1794 roku Michał Kossakowski dotarł do Krakowa. Dawna stolica Polski nie przypominała już miasta, w którym mieszkał król wraz ze swoim dworem i gdzie rezydowali najważniejsi urzędnicy państwowi. Mimo to miasto zrobiło pozytywne wrażenie na przybyszu z Wilna, który po zatrzymaniu się w jednej z karczm usytuowanych w pobliżu Barbakanu przez kilka godzin przechadzał się po tamtejszych uliczkach.

Rankiem 24 marca Michał dosiadł konia i wyruszył do pałacyku generała Józefa Wodzickiego, który usytuowany był za murami miejskimi koło klasztoru Kapucynów. Po dotarciu na miejsce został wpuszczony przez lokaja do salonu, w którym powitała go żona generała, Teresa Wodzicka.

-Witam wielmożną panią. Jestem umówiony z generałem Kościuszką – oznajmił Michał i chciał ucałować dłoń Wodzickiej.

-Nie witaj mnie waszmość, bo mam dłonie pobrudzone farbami – poinformowała go generałowa i uśmiechnęła się do gościa. W tym momencie Michał dostrzegł najpierw na sztaludze niedokończony obraz, a następnie pozującego chłopa trzymającego kosę. – Nie dziw się waszmość, ale tak bardzo nudzę się w Krakowie, że tylko malowanie trzyma mnie przy życiu. Bycie żoną generała i komendanta miasta jest nie lada wyzwaniem. Ale cóż, ktoś musi sypiać z generałami – zażartowała na sam koniec.

-Nie wiedziałem, że wielmożna pani jest malarką?

-Coś tam potrafię namalować. A że już malowałam męża na koniu, przy koniu, a nawet za koniem, to uznałam wczoraj, że namaluję chłopa z kosą.

-Takiego obrazu jeszcze nie widziałem – przyznał Michał.

-To niedługo waszmość zobaczysz. Zanim zejdzie generał Kościuszko, możesz mi waszmość towarzyszyć – i zalotnie uśmiechnęła się do gościa.

-Chętnie popatrzę – i stanął obok powstającego obrazu.

-Bartoszu! Przestań się kręcić. Przecież nie obsiadły cię mrówki.

-A mogę jaśnie dobrodziejko podrapać się za uchem? – zapytał niepewnie chłop.

-Skoro musisz to się podrap, ale tylko za uchem. – W tej samej chwili trzymający kosę chłop spełnił swoją zachciankę i znudzony spoglądał na Wodzicką.

-Bartoszu! Czemu ty jesteś taki ponury. Uśmiechnij się trochę.

-Ale jaśnie dobrodziejko, już mnie ręce bolą od trzymania kosy.

-Przecież nie kosisz, tylko stoisz i nic nie robisz.

-Już wolałbym dobrodziejko kosić trawę przed pałacem niż tak próżnować.

-Widzieliście go – zaczęła Wodzicka i uśmiechnęła się do Michała – ledwie śnieg stopniał, a ten już chciałby kosić trawę. Najpierw musi urosnąć. – Słowa te wywołały uśmiech na twarzy Michała, który po chwili dostrzegł schodzącego po schodach Tadeusza Kościuszkę. Generał zbliżył się do niego i przemówił zdecydowanie.

-Mości rotmistrzu przeczytałem raport od porucznika Wawrzeckiego i jak tylko rozpoczniemy insurekcję, pojedziesz waszmość do niego z moimi rozkazami.

-Wedle rozkazu, mości panie generale.

-Proponuję byśmy przestali sobie, mościować panie rotmistrzu – zaproponował Kościuszko i uśmiechnął się do Michała.

-Dobrze, panie generale.

-Widzę, że pan kasztelanic jeszcze nie przywdział munduru, tylko prezentuje się w kontuszu – zauważył generał Wodzicki, który pojawił się na schodach.

-Jutro już będę w mundurze, gdyż krakowscy krawcy nie nadążają ich szyć – wyjaśnił Michał.

-Moja droga, czy jedziesz z nami zobaczyć początek insurekcji? – zapytał Wodzicki.

-Pojadę za wami, tylko skończę malować tę kosę – wyjaśniła Teresa. Wtedy też Michał skłonił się przed nią i szedł za Kościuszką i Wodzickim. Następnie trójka oficerów siadła na konie i ruszyła w stronę krakowskiego rynku. Wodzicki, który jechał po prawej stronie Kościuszki postanowił zadać mu dość trudne pytanie.

-Panie generale – i tu się uśmiechnął – panie naczelniku. Nie boisz się brać na siebie takiej odpowiedzialności? – Kościuszko spojrzał wówczas na niego i po chwili namysłu odpowiedział.

-Bałem się i boję się, bo wiem, że jeśli insurekcja upadnie, zaraz potem nasza biedna Rzeczpospolita przestanie istnieć. Nigdy nie myślałem, że wezmę taki ciężar na siebie. Mam tylko nadzieję, że Pan Bóg mi dopomoże.

-A ja myślę, że skoro sto lat temu podczas „potopu” zdołaliśmy się uratować, to i teraz się uratujemy.

-Wtedy pomogła nam Austria, a teraz nam nie pomoże – stwierdził naczelnik.

-Ale w „potopie” walczyliśmy jednocześnie z Rosją, Szwecją, Prusami i Siedmiogrodem.

-Nie będę sprzeczał się z tobą panie generale, bo wiem, żeś lepszy ode mnie z historii, ale przypomnę ci, że gdy Amerykanie zaczęli wojnę z Anglikami też im nie dawano szansy.

-Ale Amerykanom pomogli Francuzi. Bez nich nie wygraliby tej wojny.

-Mniemam, że Francja też nam dopomoże. Robespierre ma zacząć ofensywę i wierzę w to, że spuści lanie Austriakom i Prusakom. – Tu Kościuszko odwrócił się w stronę Michała i zapytał. – A ty panie rotmistrzu ,co myślisz o naszych szansach?

-Nie śmiem zabierać głosu między generałami – słowa te wywołały uśmiech na twarzach Kościuszki i Wodzickiego.

-Może niedługo panie rotmistrzu i ty będziesz generałem – oznajmił naczelnik.

-Słyszałem panie naczelniku, że planowaliście zacząć insurekcję na Wawelu.

-Prawda to, ale uznaliśmy, że Wawel kojarzy się ludowi z królami, a na naszego króla nie możemy liczyć.

-Gdy tylko zajmiemy Warszawę, króla uwięzimy, a później zapewne zrobimy to, co Francuzi zrobili z Ludwikiem XIV – stwierdził Wodzicki.

-Nie będziemy tu robić rewolucji – skarcił go Kościuszko.

-Panie naczelniku, ale to co zaraz zrobimy, będzie początkiem rewolucji. To już nie król będzie wydawał rozkazy, tylko ty panie naczelniku. – Tu Kościuszko urwał dalsza rozmowę i zwrócił się do Michała.

-Ciekawa to rzecz panie rotmistrzu, że my Litwini zaczynamy insurekcję w Krakowie.

-Jagiełło i Jagiellony też byli z Litwy – zauważył Michał.

-Prawda to, że obaj panowie jesteście Litwinami, ale mówicie po polsku – włączył się Wodzicki.

-Nauczyliśmy się polskiego, bo Polacy nie mogli nauczyć się litewskiego – zażartował Michał rozbawiając obu generałów.