Rozdział V

            W trzeci czwartek maja 1791 roku Michał Kossakowski pojawił się w pałacu łazienkowskim, gdzie król Stanisław August od przeszło dwudziestu lat wydawał obiady czwartkowe dla artystów. Gdy tylko stanął u wejścia zdjął przemoczoną narzutę i zaczął intensywnie wycierać buty, aż w końcu zapukał do drzwi. Po chwili otworzył je znany mu już odźwierny królewski, Jacek Szyszkowski.

-Witam cię panie pośle i winszuję odwagi – rzekł odźwierny i skłonił się lekko przed Michałem.

-Nic wielkiego. Szkoda było mi chłopca i tyle.

-Dziecka szkoda i konstytucji byłoby szkoda. Wchodź waszmość i daj odzienie, bo widzę, żeś przemoczony.

-Teraz świeci słońce, ale jeszcze kilka minut temu lało niemiłosiernie.

-Chodź waszmość za mną – oznajmił Szyszkowski i podawszy narzutę lokajowi, prowadził Michała do jednej z sal, gdzie znajdował się przygotowany do obiadu stół. Gdy już znaleźli się w środku, Michał dostrzegł trzy osoby, które od pewnego czasu oczekiwały na przyjście króla. – Oto waszmościowie pan poseł Kossakowski – i ten skłonił się przed obecnymi przy stole. – Oto ksiądz biskup łucki Adam Naruszewicz. Pan podczaszyc mielnicki Julian Ursyn Niemcewicz i jegomość Marcello Bacciarelli. – Również oni skłonili się nieco Michałowi i usiedli przy stole. Szybko jednak powstali, gdyż w tym samym momencie pojawił się król, który z zadowoleniem przemówił.

-Witam moich zacnych artystów najjaśniejszej Rzeczypospolitej – i po tych słowach cała czwórka skłoniła się przed władcą. – Szczególnie witam naszego debiutanta i mojego dobroczyńcę, pana kasztelanica – zwrócił się do Michała.

-Raz jeszcze dziękuję waszej królewskiej mości za zaproszenie.

-A ja dziękuję waszmości za ocalenie naszej konstytucji – oznajmił król i usiadł na swoim krześle.

-Zapisałeś się waszmość w historii – przemówił Naruszewicz. – Ograłeś waszmość pana Suchorzewskiego po mistrzowsku.

-To prawda, chociaż nie ukrywam, że nie spodziewałem się, że jest on sługusem ambasadora Bułhakowa – wtrącił rozgoryczony król. W tym samym momencie pojawiła się służba pałacowa, która wniosła pierwszą z potraw i postawiła przed królem i gośćmi. Po chwili Stanisław August wzniósł kielich do góry i zaproponował toast. – Vivat nasza majowa konstytucja.

-Vivat, vivat – rzekli jednocześnie zaproszeni gości i skosztowali wina.

-Księże biskupie. Jakże tam twoja Historyja narodu Polskiego? – zapytał król.

-Tyle się ostatnio działo, że nie mogłem się skupić na pisaniu. Ale wczoraj doprowadziłem nasze dzieje do roku 1295, czyli do koronacji króla Przemysława – pochwalił się Naruszewicz.

-Czyli zostało ci księże biskupie tylko 500 lat do napisania – zażartował król.

-Myślę miłościwy panie, że do końca tego stulecia, jak Pan Bóg pozwoli, napiszę całość.

-Radbym tego doczekać – oznajmił król. Następnie zwrócił się do siedzącego po drugiej stronie stołu Bacciarellego. – Mistrzu Marcello, czyżby nie smakowała ci gęsina po francusku?

-Zanim zacznę jeść, chciałbym przedstawić ci panie obraz, który skończyłem dzisiejszej nocy. – Tu klasnął w dłonie i po chwili sługa wniósł znajdujący się na stelażu duży obraz nakryty białym suknem. Bacciarelli pospiesznie ruszył w jego stronę i szybko zdjął nakrycie. Wówczas oczom wszystkich ukazał się obraz przedstawiający uchwalenie konstytucji majowej. Wzruszony tym widokiem król zaczął bić brawa, a po chwili zrobili to pozostali goście zaproszeni do Łazienek.

-Mistrzu Marcello, jakże ci jestem wdzięczny za to dzieło. Czyż nie piękne? – zapytał król zwracając się do pozostałych.

-Zaiste, piękny obraz – pochwalił Naruszewicz.

-Tyko, że nie widzę na tym obrazie pana Kossakowskiego? – wtrącił żartobliwie Niemcewicz.

-Są wszyscy – zaczął się tłumaczyć Bacciarelli. – Jest miłościwy król – i wskazał palcem na jego postać znajdującą się w środku obrazu. – Jest marszałek Małachowski. Są panowie senatorowie i posłowie. A ty waszmość jesteś tu w rogu – i po tych słowach spojrzał na Michała.

-Dziękuję waszmości – rzekł zawstydzony nieco Michał.

-Ale o ile pamięć mnie nie myli, to pan Kossakowski miał niebieski kontusz, a tu na obrazie jest zielonkawy – zauważył Niemcewicz.

-Tylko, że mi się skończyła zielona farba, a chciałem ten obraz pokazać na dzisiejszym obiedzie – tłumaczył się Bacciarelli.

-Mości panie Niemcewiczu nie kłopocz mistrza Marcello, bo on nie zna się na naszych polskich żartach – rzekł rozbawiony król.

-Wybacz mi mistrzu. A tak naprawdę, to nawet nie pamiętam, w jakim kolorze pan Kossakowski miał kontusz – dodał Niemcewicz.

-Byłem w zielonkawym kontuszu – wtrącił Michał.

-A zatem myliłeś się panie pisarzu – zażartował król spoglądając na Niemcewicza.

-Pół roku temu odczytywałem na tej sali Powrót posła, a z czym ty dzisiaj przyszedłeś waszmość? – zwrócił się Niemcewicz.

-Napisałem bajkę z morałem – oznajmił Michał.

ciąg dalszy za tydzień