Rozdział IV

Trzeciego maja 1791 roku od samego rana przed zamkiem królewskim w Warszawie gromadziły się tłumy ludzi, które oczekiwały na jakieś ważne wydarzenie. Wiele kobiet przywdziało suknie w biało-czerwonych kolorach, aby w ten sposób zamanifestować swój patriotyzm. Nic też dziwnego, że zbliżający się do zamku Michał Kossakowski cały czas wodził wzrokiem, tym bardziej, że kilka z nich wpadło mu w oko. Po wejściu na dziedziniec zamkowy rozejrzał się za swoim stryjem Józefem, którego w końcu zdołał dostrzec. Ponieważ rozmawiał on z posłem wielkopolskim Janem Suchorzewskim, stąd też młody Kossakowski czekał aż skończą rozmowę. Po kilku minutach rozmowa została zakończona i wówczas Michał zbliżył się do stryja.

-O czym stryju tak długo rozmawiałeś z panem Suchorzewskim?

-Rozmawialiśmy o jego synu.

-Nie wiedziałem, że to jego syn – wtrącił się Michał. – Tylko, że ciągać takie małe dziecko na sejm, to już jest przesada.

-Radziłem mu do jakiej szkoły powinien posłać swoje dziecko.

-Najlepiej do Szkoły Rycerskiej.

-O nie! Już ciebie tam posłałem i zbałamucili cię do reszty. Tak samo jak ci szaleńcy zbałamucili króla.

-O czym mówisz stryju? – zapytał Michał, udając, że nie wie nic o poczynionych przygotowaniach.

-Nie udaj głupiego. Przecież słyszałeś u ambasadora Bułhakowa, że chcą ogłosić nową konstytucję.

-Ale dopiero za kilka dni!

-Na szczęście pojutrze zjadą już panowie malkontenci…

-Kto? – zdziwił się Michał.

-Niezadowoleni z króla, czyli Potocki, Branicki i Rzewuski. Już oni wyperswadują wszystkim zniesienie liberum veto i wolnej elekcji.

-A jeżeli nowa konstytucja będzie ogłoszona dzisiaj?

-O tym też pomyślałem. Gdyby nawet chcieli to wprowadzić dzisiaj, to znajdą się posłowie, którzy odroczą posiedzenie do poniedziałku, czyli do czasu aż zjadą panowie malkontenci.

-Sprytny jesteś stryju – pochlebił mu Michał.

-Ja w przeciwieństwie do ambasadora Bułhakowa nigdy nikomu do końca nie ufam, bo ludzie są kłamcami i oszustami.

-A zatem mnie też nie wierzysz stryju?

-Tobie i tak najbardziej wierzę ze wszystkich – oznajmił Józef i uśmiechnął się do Michała.

-Bardziej niż stryjowi Szymonowi? – zapytał go przewrotnie Michał.

-Stryj Szymon to mój brat, z którym nie jedno przeszliśmy, ale niestety odkąd został rosyjskim generałem, to tak się mądrzy, jakby był mężem carycy.

-A może stryj Szymon jest kochankiem carycy?

-Wypluj te słowa Michale – rzekł stanowczo, po czym dodał. – Nigdy bym mu nie dał rozgrzeszenia.

-Ciekawe, co też ten dzień przyniesie? – rzekł Michał i wraz ze stryjem ruszył do sali senatorskiej. Tam już zebrała się większość posłów i senatorów oraz tłumy widzów, które w ciasnocie oczekiwały na rozwój wypadków. Wkrótce potem na tronie zasiadł król, a następnie marszałek sejmu Stanisław Małachowski zabrał głos.

-Miłościwy panie. Prześwietny senacie i prześwietni panowie posłowie. Odczytam teraz projekt nowej ustawy rządowej, którą opracowywaliśmy przez kilka miesięcy.

-Nic mi o tym nie wiadomo – zabrał głos poseł krakowski Walenty Chrząstowski.

-Projekt był opracowany przez powołaną przez sejm komisję – oznajmił Małachowski.

-Przecież nie powoływano żadnej komisji! – protestował Chrząstowski

-Widocznie nie było cię waszmość na posiedzeniu – włączył się poseł litewski Jakub Jasiński.

-Nie zgadzam się na nową konstytucję! – nie dawał za wygraną Chrząstowski.

-Na razie to tylko projekt – rzekł poseł lubelski Ignacy Potocki, który zaraz potem stanowczo oznajmił. – Mości marszałku, czytaj ten projekt i niech nikt nie przerywa, aż zostanie przeczytany. – Po tej wypowiedzi marszałek Małachowski zaczął czytać projekt ustawy, a Michał zaczął wodzić wzrokiem po sali i obserwował zachowanie parlamentarzystów i obserwatorów. Większość słuchała w skupieniu i tylko niektórzy od czas do czasu pozwalali sobie na krótkie komentarze. U niektórych osób Michał dostrzegł nawet łzy w oczach, a atmosfera chwili udzielała się zarówno młodszym, jak i starszym osobom. Po blisko godzinie marszałek zakończył czytanie i gdy tylko skłonił się przed królem, rozległy się długie rzęsiste brawa. Wprawdzie niektórzy posłowie od czasu do czasu krzyczeli „veto”, ale ich głosy milkły zagłuszane okrzykami „vivat”. W końcu na środek sali wyszedł jeden z posłów wołyńskich, nazwiskiem Lubowicki.

-Miłościwy panie, czy to znaczy, że nie będzie już liberum veto i wolnej elekcji?

-Nie będzie – odpowiedział w imieniu króla stojący obok niego podkanclerzy Kołłątaj.

ciąg dalszy za tydzień