Rozdział II

Pierwszy dzień maja 1791 roku był pięknym i słonecznym dniem, w którym mieszkańcy Warszawy chętnie spacerowali ulicami swego miasta. Do stolicy Rzeczypospolitej zaczęli również zjeżdżać posłowie, którzy rozjechali się wcześniej do swoich domostw na Święta Wielkanocne. Jednym z nich był kasztelanic inflancki Michał Kossakowski, który reprezentował powiat kowieński. Tuż po zakwaterowaniu się w jednej z kamienic na Starym Mieście wybrał się do kolegiaty świętego Jana, gdzie spodziewał się spotkać swojego stryja Józefa. Gdy wszedł do środka świątyni, dostrzegł zbliżającego się do wyjścia biskupa inflanckiego, któremu towarzyszył kanonik Żubrowicz.

-Witaj czcigodny stryju – rzekł wesoło Michał i skłonił się nieco przed stryjem.

-Michaszku – przemówił głośno biskup inflancki, lecz po chwili szybko się poprawił – Dobrze, że już jesteś Michale. Nie ukrywam, że trochę się za tobą stęskniłem.

-Ja też już zacząłem się nudzić w Janowie i uznałem, że wracam do Warszawy.

-O właśnie. Przypomniałem sobie Michale, że wczoraj skończyłeś już dwadzieścia pięć lat i najwyższy czas, żebyś się wreszcie ożenił.

-Obiecuję stryju, że jak tylko zostaniesz papieżem, to od razu się ożenię.

-Przestań kpić, dobrze! – skarcił go Józef.

-No to jak zostaniesz kardynałem.

-Być może kiedyś nim zostanę – i spojrzał na zaskoczonego tymi słowami kanonika.

-Będziesz panie kardynałem? – zapytał go zaskoczony Żubrowicz.

-Tak sobie powiedziałem. Żegnam cię księże kanoniku. Zajdź do mnie jutro rano.

-Będę raniusieńko – oznajmił kanonik Żubrowicz i wolnym krokiem ruszył przed siebie.

-Wspominałem ci ostatnio o pannie Potockiej. Ponoć ma posag wart kilkaset tysięcy złotych! – przypomniał sobie Józef.

-Ale nie podoba mi się jej imię – zażartował Michał.

-A co jej imię do rzeczy.

-A chciałbyś stryju mieć żonę o imieniu Tekla?

-To będziesz starym kawalerem – zdenerwował się Józef i ruszył przed siebie. Po chwili obaj Kossakowscy wsiedli do karety i ruszyli w stronę pałacu, w którym znajdowała się ambasada rosyjska.

-Powiedz mi Michale, co jest szykowane na sejmie, że większość posłów tak szybko powróciła do Warszawy?

-Mają jakąś ważną ustawę przyjmować, ale szczegółów nie znam.

-Ciekawe co knuje król i jego królewska banda.

-Zawsze mi się podobało jak mówiłeś na współpracowników króla, że to banda – stwierdził wesoło Michał.

-Ciekawe co teraz knują, ale boję się, że coś niedobrego! Ty naprawdę nic nie słyszałeś, czy nie chcesz mi nic powiedzieć?

-No dobrze, powiem co wiem. Podobno chcą, żeby biskupi przestali zasiadać w senacie.

-Za takie pomysły Bóg ich pokaże – zdenerwował się Józef. – A jak ksiądz prymas tego nie zrobi, to ja sam osobiście rzucę na nich klątwę. – Po tych słowach Michał roześmiał się na całego. – Zakpiłeś sobie ze mnie?

-Wybacz stryju, ale sam wiesz, że ja tak bardzo lubię cię nabierać – i po tych słowach uścisnął dłoń swego stryja.

-Z takich rzeczy nie żartuj sobie Michale. Ja cię bardzo proszę, byś sobie z takich rzeczy nie żartował.

-Obiecuję, że w tym miesiącu już nie zażartuję.

-To dobrze, bo dziś jest pierwszy maj, a zatem do końca maja będę miał z tobą spokój –oznajmił zadowolony biskup inflancki.

-Wiem, i to już nie jest żart, że podobno chcą ogłosić zniesienie wolnej elekcji i powołać na tron elektora saskiego Fryderyka Augusta.

-Kiedyś służyłem jego ojcu i wielka to szkoda, że tak szybko zmarł, bo wtedy to on byłby naszym królem, a nie ten ciołek.

-Nasz król nie jest taki zły, ale wszyscy magnaci mu zazdroszczą, bo też by chcieli być królem, tak jak on.

-Najlepszym królem byłby Sas i oby został królem po tym ciołku, ale dopiero wtedy, jak zostanie wybrany w wolnej elekcji.

-Zawsze się zastanawiam, dlaczego tak się upieracie przy tej wolnej elekcji, jak ona już wolną elekcją nie jest, skoro o wszystkim decydują wojska rosyjskie – stwierdził Michał.

-A słyszałeś o prawach kardynalnych?

-Sam mnie ich uczyłeś stryju, a gdy nie mogłem się ich nauczyć, to biłeś mnie po rękach pokrzywą.

-Nie ma nauki bez bicia. Nawet dzieci królewskie dostają po łapach. A ja biłem cię pokrzywami, żebyś się szybciej nauczył, a po drugie, to pokrzywy są zdrowotne.

-Będę o tym pamiętał – zadrwił Michał.

-Wolna elekcja musi pozostać, bo tak jest zapisane w prawach kardynalnych. A po drugie, to jest okazja, żeby trochę zarobić, gdy się popiera jednego z kandydatów.

-Wolna elekcja to przeżytek, tak samo jak liberum veto.

-Liberum veto też musi pozostać – stwierdził stanowczo Józef.

-Gdyby nie liberum veto to nie byłoby u nas tej anarchii i bylibyśmy potęgę, tak jak dwieście lat wcześniej.

-Znowu zaczynasz mówić od rzeczy. Jakże żałuję, że cię wysłałem na naukę do Szkoły Rycerskiej. Nakładli ci tam tyle głupot do głowy, że cię z nich wyleczyć nie mogę.

-Gdzie jedziemy stryju? – zapytał Michał widząc, że kareta minęła kamienicę, którą wynajdował jego stryj.

-Mam zaproszenie od ambasadora Bułhakowa na obiad. Być może dowiem się od niego czegoś nowego.

-Widzę, że dalej wierzysz temu oszustowi. – Tu Michał zastanowił się na chwilę, po czym zapytał. – Dowiedziałem się po drodze od jednego z posłów, że bierzesz stryju pieniądze od carycy.

-A gdybym nawet brał, to co w tym złego. W tym kraju, każdy od kogoś bierze pieniądze.

-Ja nie biorę i nie dam się przekupić.

-Na razie jesteś młody, ale za jakiś czas zobaczymy. – W chwili, gdy biskup inflancki wypowiadał te słowa, jego kareta zajechała pod budynek, gdzie mieściła się rosyjska ambasada. Gdy tylko Kossakowscy wysiedli z karety, w drzwiach pałacu pojawił się ambasador Jakow Bułhakow, który będąc już nieco podpitym, skłonił się przed Józefem Kossakowskim.

-Witam, gorąco witam pana biskupa inflanckiego.

-Nie pana, tylko księdza biskupa inflanckiego – poprawił go Kossakowski.

-Witam też kasztelanica inflanckiego i zapytuję, kiedyż to będę mógł napić się wina na jego weselu?

-Może się waszmość kiedyś doczekasz – odparł krótko Michał.

-Zapraszam do środka, obiad już nieco wystygły wprawdzie, ale mam na stole dobre wino – i po tych słowach prowadził swoich gości do środka pałacu, gdzie w jednej z sal znajdował się bogato zastawiony stół.

-Widzę, że jesteś w dobrym humorze panie ambasadorze – wtrącił Józef i nalał sobie do kielicha nieco wina.

-Musiałem się napić, bo dowiedziałem się strasznej rzeczy!

-Czyżbyś został panie ambasadorze odwołany? – zażartował Michał. Bułhakow spojrzał na niego surowo i nerwowym głosem odpowiedział.

-Pewnie byście chcieli Polaczki, żeby mnie odwołano, ale tak szybko to nie nastąpi.

-Cóż to za straszna rzecz? – zapytał Józef.

-Dostałem rano wiadomość, że król i jego komanda szykują zamach stanu.

-Plotka jakich wiele ostatnio w Warszawie – wtrącił Michał.

-To nie plotka, bo dostałem kopię nowej ustawy rządowej. Chcą ją ogłosić na sejmie zanim na obrady zjadą opozycyjni posłowie i senatorowie.

-O zamachu słyszałem już przed świętami. A póki co to święta minęły i żadnego zamachu nie było – wtrącił się Józef.

-Ale będzie i to już za niecały tydzień, w najbliższą sobotę – oznajmił podniesionym głosem Bułhakow.

-Wypijmy zatem za kolejną plotkę – zażartował Józef i wzniósł kielich do góry.

-To nie jest plotka biskupie, to sprawdzona rzecz. – Następnie zbliżył się do biurka i na potwierdzenie pokazał kilka kart, zapisanych od góry do dołu.

-Od kogo masz ten rękopis panie ambasadorze?

-Tego nie powiem, ale przekazał mi go jeden z najbliższych doradców króla.

-Pewnie chciał wyciągnąć trochę pieniędzy od ciebie panie ambasadorze, to przyszedł i nazmyślał – zażartował Michał, chociaż zaczął przypuszczać, że tym razem Bułhakow nie zmyśla.

-Biskupie inflancki, czy mogę zaufać twemu bratankowi?

-Możesz. Tak samo jak mnie – zapewnił go Józef.

-Jeśli tak, to powiem o co w tym projekcie chodzi. Zniesienie liberum veto i wolnej elekcji – oznajmił stanowczo Bułhakow. Po tych słowach Józef Kossakowski spojrzał na swego bratanka i zapytał.

-Przysięgnij mi tu zaraz, że nikomu o tym nie powiesz coś tu usłyszał!

-Sam ci mówiłem stryju o zniesieniu wolnej elekcji, więc nie wiem czemu miałbym przysięgać – oznajmił zdecydowanie Michał.

-No dobrze. Mówisz zatem panie ambasadorze, że chcą ogłosić tę ustawę już za kilka dni w przededniu świętego Stanisława?

-Za niecały tydzień, siódmego maja.

-No to trzeba będzie popsuć imieniny naszemu najjaśniejszemu panu – zażartował Józef. – Zdrowie najjaśniejszej imperatorowej Katarzyny II.

-Zdrowie naszej imperatorowej – wrzasnął Bułhakow i pospiesznie wypił cały kielich wina. Był jednak jeszcze na tyle trzeźwy, że dostrzegł bierność młodego Kossakowskiego.

ciąg dalszy za tydzień