Środa była czwartym i ostatnim dniem śledztwa, które Szumski prowadził w sprawie samobójstwa Zofii i Krzysztofa Samosików.

Tego dnia komisarz dostał wyniki sekcji zwłok, która jednoznacznie potwierdziła, że przyczyną śmierci było zjedzenie muchomora sromotnikowego w tak dużej ilości, że zgon nastąpił bardzo szybko. Mając już wyniki Szumski postanowił raz jeszcze pojechać na miejsce tragedii i definitywnie zamknąć całą sprawę. Znalazł się tam po godzinie dwunastej i spotkał przy domu Samosików tego samego miejscowego policjanta, który towarzyszył mu w pierwszym dniu śledztwa.

-To co panie komisarzu, jak sprawa zamknięta, to plombujemy drzwi i możemy się trochę ochłodzić. Ja stawiam.

-A kto mnie odwiezie do Kielc? – zapytał Szumski.

-Po jednym piwku można przecież bez problemów jechać.

-Chce pan szukać nowej pracy?

-Ale dlaczego? Przecież ja uczciwie pracuję na policji.

-W trakcie tego śledztwa słyszałem od wielu ludzi, że jeździcie pod wpływem alkoholu. – Tu Szumski przerwał na chwilę, po czym zdecydowanie przemówił. – Ostrzegam, że kiedyś podeślę tu patrol i każę was sprawdzić, bo ewidentnie przeginacie.

-Ale przecież u nas zawsze się trochę popijało – bronił się policjant.

-Pańska sprawa. Ja w każdym bądź razie ostrzegałem.

-No dobrze, przekażę chłopakom – i po tych słowach komisarz z policjantem stanęli przy drzwiach. Po chwili, gdy Szumski przekręcał klucz w kłódce, usłyszał głos nieznajomego.

-Przepraszam panowie, ale gdzie jest pani Zofia Samosik? – Komisarz spojrzał na starszego już wiekiem mężczyznę i odparł.

-W niedzielę popełniła samobójstwo.

-No to się spóźniłem – rzekł zaskoczony mężczyzna, nazwiskiem Strzelecki.

-Pan znał zmarłą?

-Od niedawna, ale znałem. Jestem – tu przerwał na chwilę – znaczy się byłem, jej sąsiadem.

-To jak na sąsiada, to pan się nie spisał – rzekł zdecydowanie Szumski.

-Co ma pan mi do zarzucenia? – rzekł oburzony sąsiad Samosikowej.

-Pan też nie pomógł tej kobiecie, chociaż razem z dzieckiem od kilku lat przymierali głodem.

-Widzę, że muszę się bronić – rzekł Strzelecki, po czym nabrał głęboko powietrza i mówił dalej. – Dostałem ten dom po sąsiedzku w spadku po moim wujku, który zmarł w grudniu ubiegłego roku. Do Brzozowa przyjechałem pierwszy raz w marcu i myślałem, że dom pani Samosikowej jest opuszczony. Gdy się dowiedziałem, że ktoś tam mieszka to poszedłem się
przedstawić, bo przecież wypada przywitać się z sąsiadami. – Na te słowa Szumski nic nie powiedział, tylko słuchał dalej. – Kiedy do nich poszedłem, byłem zaszokowany, bo z taką biedą jak tam, nie zetknąłem się od wielu lat.

-Ja mogę powiedzieć to samo – wtrącił komisarz.

-Kiedy byłem tu ostatnio na weekend majowy to uznałem, że mogę pomóc, bo ta moja placówka po wuju Antonim jest niewielka, podobnie jak pani Samosikowej. Postanowiłem odkupić jej działkę, żeby wyburzyć dom i zasadzić trochę drzew. Niestety, ale pani Samosikowa się wahała.

-Pewnie jej pan mało płacił? – wtrącił miejscowy policjant.

-Sam pan widzi, że dom nadaje się do wyburzenia, a działka niewiele jest warta. W gminie mówiono mi, że za dziesięć tysięcy powinienem ją kupić.

-A ile pan zaoferował? – zapytał z ciekawości Szumski.

-Pewnie mi pan nie uwierzy, ale chciałem jej zapłacić 15 tysięcy, bo szkoda mi było tego dziecka. Ja też kiedyś tak biednie żyłem, tylko, że to było po wojnie.

-To dawał jej pan 15 tysięcy i nie chciała tej rudery sprzedać? – zdziwił się policjant.

-Niech się pan nie dziwi, bo owszem, miałaby pieniądze, ale nie miałaby, gdzie mieszkać.

-To fakt – uznał policjant.

-Nie potrafiłem jej do tego przekonać i nie ukrywam, że w złości pojechałem do siebie do Kielc. Tam jednak wszystko przemyślałem na nowo i przyznałem pani Samosikowej rację. – Tu nastała chwila ciszy, aż w końcu Strzelecki zaczął mówić dalej. – Dwa tygodnie temu, gdy tu przyjechałem, zaproponowałem jej pracę za granicą w Austrii, aby opiekowała się starszą panią. Żona mojego znajomego pracuje tam już cztery lata, ale że zarobiła trochę pieniędzy, to zdecydowała się wracać do kraju. Niestety, ale pani Samosikowa bała się wyjeżdżać, bo nie miała z kim zostawić dziecka.

-Wcale jej się nie dziwię – wtrącił Szumski.

-Wtedy, gdy wróciłem do Kielc, to zacząłem jej szukać jakieś innej pracy. I powiem panom, że znalazłem.

-A gdzie, jeśli można wiedzieć? – zapytał komisarz.

-Mój znajomy jest dyrektorem domu szczęśliwej starości w Kielcach i zgodził się ją zatrudnić. Co więcej, miałaby tam swój pokój, gdzie mogłaby mieszkać z dzieckiem. Dzisiaj przyjechałem, żeby jej to powiedzieć – dodał zrezygnowany.

-Szkoda, że się pan spóźnił – rzekł smutno Szumski.

-Gdyby pan przyjechał tydzień wcześniej, to może by żyła – dodał miejscowy policjant.

-Tydzień wcześniej jeszcze tego nie wiedziałem, bo uzgodniłem to z kolegą dopiero w piątek.

-W piątek jeszcze żyła. Nawet w sobotę nie byłoby za późno – skwitował Szumski.

-Cholerny pech, bo miałem tu przyjechać w sobotę, ale w ten piątek, gdy jechałem od kolegi, to mi się samochód zepsuł i musiałem go oddać do mechanika. A drugiego samochodu nie mam, bo żona jest za granicą.

-Pan przynajmniej próbował jej pomóc – rzekł z uznaniem komisarz.

-Zazwyczaj pomagam ludziom w inny sposób, bo jestem lekarzem. Szkoda, że nie zdążyłem – i po tych słowach łzy stanęły mu w oczach. – Wiadomo już, kiedy będzie pogrzeb?

-Będzie w piątek – wtrącił miejscowy policjant.

-Może mi pan powiedzieć, w jaki sposób zmarli? – zapytał spoglądając na Szumskiego.

-Zjedli muchomora sromotnikowego.

-Straszna śmierć – rzekł Strzelecki .

-Czasami oglądam coś w telewizji, a w ubiegłym tygodniu oglądałem program o głodzonych zwierzętach. Dziennikarze robią taki program za programem, a tu kobieta z dzieckiem umierała z głodu i nikt, może z wyjątkiem pana, nie próbował im pomóc.

-Umierali z głodu pośród ludzi – stwierdził Strzelecki i raz jeszcze spojrzał na dom Samosikowej, po czym odszedł w stronę sąsiedniego domu, który niedawno dostał w spadku.

-Zawsze narzekałem na lekarzy, bo mi się wydawało, że są bezduszni, ale teraz wiem, że są wyjątki – wtrącił policjant.

-To tak samo, jak u nas w policji. Dziękuję za pomoc – rzekł Szumski i podał dłoń policjantowi.

-Do widzenia – rzekł miejscowy policjant i wsiadłszy do samochodu odjechał z piskiem opon do swojej komendy.