Idzie do Rafała R.
Ładnie to wszystko – zrobił – taki Salon Literacki – na poziomie odwiedzających.
Poziom Rafała – wysoki – gości nie zawsze. Takich jak on – też.
Dobrze się z nim – przebywa i obcuje. A to już podobno – utarta opinia.
Może – jak u Rutkowskiego – w międzywojniu – gdzie spotykali się – Czechowicz, Łobodowski i reszta Ferajny i Spółka. Dość blisko – w budynku obecnej Lublinianki (?).

Mija po prawej – na skrzyżowaniu – schody na piętro.

Przeszyło go – jakiś – błysk blask – wtedy – ale było później – jak w „Child in Time” – you gonna be hit – by the flying bullet ricochet – błysk blask – nie wtedy – później. Wojna.
A więc Wojna.

Czy to początek końca? Świata?

Po prawej – piękne schody – z pięknego drewna – na I piętro. To miejsce – taki zaułek nieodkryty? Odblask – drewna schodów – biel ścian – bodaj duże okno na półpiętrze – piękne Światło. Że też nie było – tak bardzo – się nadaje – na jakąś sesję zdjęciową. Może i nawet fashion street Lublin (młode panny – koleżanki – młoda panna – za aparatem). Nie odkryty zaułek. Światło Piękne. Piękne.
Aż chce się iść do góry.

Idzie w lewo.
Ale te schody – Światło – do góry. Światło.
Nie dają mu żyć.

Więc idzie. Do góry.

Co tam jest?

No – nie masz czasu – idzie w lewo – po parterze – poziomie ziemi.
Kiedyś tu – centralnie chyba w dół – był Hades.
I się mówiło – że za czasów Klasztoru – tam była kostnica.

Idzie w lewo. Jakąś siłą woli się zmusza. Bo by się przeszedł po I piętrze.
Ale nie ma czasu – chce połazić – a Małą trzeba odebrać – od opiekunki.

Idzie w lewo. Jak trafiony.

Jednak.
Schodami do góry.
Na górze.
Pokoje CKu lub innych instytucji Kultury.
W korytarzu – przeważnie jakieś prezentacje-wystawy – malarstwa (raczej klasycznego – pejzaże – Dużo Słońca) – przeważnie też fotografii (przeważnie ludzie kultury – z obu stron – aparatu – mniej lub bardziej mu znani).

Wychodzi z tego korytarza. Skręca.
Idzie – jakby przejściowym korytarzem – w stronę schodów w dół.

W pokoju narożnym – kultowa postać – Maciek – pracował w bibliotece – nawet wtedy jeszcze – gdy była na Konopnickiej.

Krzesła. Grzeją się bezdomni – ale czyśćci i kulturalni. Nie czuć woni moczu, brudu, potu – i alkoholu.
Schodami po lewej schodzi w dół.

Schodząc ze schodów – widzi coraz więcej korytarza – od dołu do góry – wzdłuż wirydarza – gdzie są wystawy przeważnie fotografii – różnej – ale jak cieszą autorów (pół profesjonalistów?) – schodząc zwiększa się – od dołu do góry – korytarz. Schodzi schodami.
Wraca na poziom ziemi.

Idzie do Rafała – do DoSłownej.
Zamienić – na kilka – słów. Minimum 45 minut.
Prawdziwie, że prawdziwy – Salon Literacki.

– Cześć – żółwik – choć już można podawać dłonie – żółwiki zostały – takie fajne – na powitanie. – Masz czas?

– Średnio. Ale wchodź.

– Przede wszystkim – Gratulacje. I wiersze, i recenzja w „Akcencie”. Ja – nie zabiegam, się nie staram – się nie udzielam – no ale w „Akcencie” – to bym chciał być.
Siadają.
On na szezlongu pod oknem – z tyłu, za sobą ma okno. Podświatło.
Rafał na fotelu – lekko w głębi – przed fotelem stolik kawowy jakby – i drugi szezlong.

– Nie przeszkadza Ci? – Wyciąga nogi na stolik.

– Nie. Zupełnie. Ja też sobie wyciągnę nogi. – Prostuje nogi w kolanach – przed siebie – na nogach jeszcze zimowe buciory – ale założył lżejsze – zwykłe. Bo zimowe Martensy – ładne – wyjściowe – bardziej – no ale i cięższe. A przyszedł połazić – a nie jak do przedszkola po Atenę. No i to jego – kolano urwane.

– Trzeba coś podziałać, przecież. – Mówi do Penelopy. – Przecież tak nie będzie całe życie.

– Całe życie tak będzie. – Mówi Penelopa.

Na szczęście nie boli. Czasami – 20 minut spaceru – 3 minuty stania – bo kolano boli – jakby urywało. Na szczęście – na ból kolana – Ibupromu – nie brał od bardzo długo. Kiedyś ból taki – że zasnąć nie mógł. Więc Ibuprom.

– Jedyna rada… – zaczyna Penelopa.

– Wiem, wiem, wiem, wiem – schudnąć. W tamtym momencie – 104 kg – chciałby zrzucić przynajmniej do dwóch cyfr. Ma marzenie – chce.

– Czym się będziesz bardziej ruszać – szybciej schudniesz – więc i noga przestanie boleć. To tak jak z piłką.

Z piłką? Ty się znasz na piłce?

– Wystarczająco, aby wiedzieć – czym więcej ruchu, treningu – tym lepsza kondycja i wydolność.

– No tak. A zwycięskiego składu się nie zmienia.

– Słucham?
– Nic, nic.
Bo – to jest wojna Przyjacielu – jak strzał w kolano – strzelić samobója. Albo czerwona kartka – i karny wykorzystany. A jak sfauluje bramkarz – w polu karnym – czerwona karta – i karnego broni zmiennik. Szansa dla zmiennika – zawsze – bo piłka jest okrągła – a bramki są dwie.
Łazić – aby schudnąć – on lublin łazić po Mieście. Nie zawsze – ma – czas i możliwości.
Lublin łazić po Mieście.

– Jestem świeżo po Twoich „Oczach…”

– Tak?

– Dobre. Nie dziwię się, że jesteś uznanym Poetą. Masz talent od Boga – prawdziwy talent. Bo nie każde złoto co świeci.

Ma jakieś – mgliste – jakby pod światło – wrażenie – że tu i teraz – się zaczyna – wtedy i tam – jakieś wtedy i gdzieś tam – wszystko się zaczyna.
Od Słowa. Nie Idei. Od Słowa.
Słowo było – tu i teraz – jakieś wtedy i gdzieś tam – przed Ideą.
To lepko mgliste – przez zmrużone oczy patrzysz – przez zmrużone oczy – lepiej widać – że wszystko się – tu i teraz – zaczyna.
Jakieś wtedy – gdzieś tam – Słowo jest Pierwsze – takie Czyste – jak Światło – przed Ideą.

Siedzi na tym szezlongu w DoSłownej.
Rozmawiają.

Bo Słowo – było jest – przed Ideą.
Słowa budują Idee. Idea ze Słów zrozumiała.
To tak jak u ruskich – ojciec wrócił z wojny (II) – spłodził syna – syn ten do szkół radzieckich – na zebrania partyjne – do wódki zawsze ktoś słucha.
I on ma – lat 40 – 40parę – usłyszał – pierwszy raz w życiu słowo ‘Grzech’.
Słowo – nie pojęcie, ideę Słowa – Słowo.
To tak jak ludzie prosto rozmawiają w garmażerce.

– O proszę Pani – putin blisko – wszedł w Ukrainę – trzeba będzie pierogi ruskie same robić. Ale jak tam się nasypie piachu, ziemi – i tak zjedzą. Oni wszystko zjedzą.

Rafał opowiada – o Mikołowie – o Połowie – o Festiwalu Tokarczuk – anegdoty literackie – życiowe.
Nie mówi mu, ale czuje w sobie – Słowa – Nie wiem dlaczego, ale mi Twoja poetyka przypomina Siwczyka. Chyba mu tego nie mówi.
Otwiera plecak – wyciąga notes – ma tam zapisane notatki – robione po lub w trakcie czytania „Moje oczy…”. Chce mu to przedstawić – rozmawiają o czymś – czeka na odpowiednią Chwilę.

– Rafale, ludzie mają na przykład motywy przewodnie – droga, kamień, słońce – a u Ciebie – rzeka, wełna, swetry.

– Z tą wełną to o co innego chodzi. O promieniowanie.

– Aha. Ja nie za bardzo.
Trochę rozmawiają – w stosunku 10 słów Rafała 2 słowa jego – o pisarzach, poetach, sytuacjach literackich i wydawniczych – Rafał opowiada anegdoty, historie – z Festiwali, ze Spotkań, Wieczorków – on przytakuje – wyłapuje, i go interesuje.

– A Tokarczuk tyłek uratowałem. Pewnie zapomniała. Ten Festiwal, wiesz. W markecie, wiesz – wino, sardynki, jakieś pieczywo czosnkowe. Już przy kasie. I podszedł – taki. I do Niej:

– Ty Kurwo, szkalujesz Polskę.

– Wziąłem Ją pod ramię. Poszliśmy w głąb marketu. Ktoś po policję zadzwonił, po partnera. Roztrzęsiona była mocno. Uratowałem Jej tyłek. Ale pewnie nie pamięta.

– A wiesz – wszyscy sobie wszystko sami wydają. Żeby była artystyczna kreacja. Bo wiesz – wydać w takim Zysku czy gdzieś – to to nie jest książka własna – artystyczna – artystyczna kreacja – to to tam wtedy – to jest jak praca magisterska – rozumiem, że biografie, historyczne – rozumiem – ale – dostajesz redaktora – rozpisujecie wszystko – wątki, plany, osoby – no wszystko – i przynosisz po jednym rozdziale – to skreślić – tu dopisać – rozwinąć – jak praca magisterska.

– A wiesz, masz rację z tym. – Rafał potwierdza. Trochę się zdziwił – nawet bardzo – zaskoczył się. Nikt nigdy mu nie potwierdza jego opinii i teorii. Zdziwił się.

– Wiedemann Cię chwalił. – Mówi Rafał.

– Chwalił, ale =33= nie chwalił. – Rafał nic nie odpowiedział. Atmosfera miła. Otoczenie miłe. Nawet nie wyczuł jego reakcji. Coś jak kuleczka z numerkiem na loterii – którą popchnie prąd powietrza do góry – i wpadnie – takich kilka – jest szóstka. A tu nic – żadna kulka – żadne dmuchnięcie – żadna nawet trójka.

– Zerknij – bardzo Cię proszę – do =33=. – Mówi do Rafała. – Jest wzmianka o Tobie. Ale zerknij. Parę zdań raptem. Zerknij – czy jest okay? Ja takie fragmenty – o – ludziach – czytam po 10-15 razy – każdą literkę, przecinek, słowo – odpowiednie? Taką mam zagwozdkę przy każdej książce – czy aby – w ferworze pisania – wiesz jak to jest – nie napisałem czegoś – co jest słabe – o osobach, które znam. Rozumiesz?
Bierze =33= – siada na drugim szezlongu – przy fotelu. Zaczyna kartkować.

– E, nie znajdziesz – 300 stron.

– Znajdę, ja mam nosa w rękach do takich rzeczy. Poza tym – pisarze, poeci – to mają taką pamięć – zawsze.

– Tak, tak, coś w tym jest. Naprawdę.

Pamięć pisarza nie zna dna i ogółu – szczegół – to jak.