Ulicami Radzynia przeszły ponure czarne marsze żądające „wolności”, czyli prawa do decydowania o życiu i śmierci. W języku „narodu poetów i filozofów”, dziś również całym sercem popierającego to prawo, brzmiałoby to Wahl macht frei. Skojarzenie nie jest przypadkowe, to zdaje się ten sam rodzaj wolności, co ze znanego na cały świat hasła nad bramą stworzonego przez tę nację „sanatorium”.

Wśród uczestników młode kobiety, wręcz młodzież szkolna, zapewne większość pochodząca z katolickich domów, może członkowie przyparafialnych grup, kto wie czy nie osoby przygotowujące się do bierzmowania. Wiele z nich to pewnie weteranki lednicowych zlotów, oazy, scholii, KSM, które tak świetnie bawiły się podczas radzyńskich Światowych Dni Młodzieży w rytm skocznej muzyczki i ku uciesze duchownych i rodziców. Tych samych, którzy obrażali się, gdy ktoś określił to wtedy mianem religijnego show.

Oto efekt tej ewangelizacji – ludzie, którzy nie wiedzieli, że Kościół od zarania był, jest i będzie za życiem. Że będzie bronił każdego życia. Że chroni życie ludzkie od poczęcia do naturalnej śmierci. Że z tego punktu widzenia aborcja, bez względu na powody przeprowadzenia, jest grzechem. Jeśli nie wiedzą czegoś tak fundamentalnego, to strach pomyśleć, czego jeszcze nie wiedzą o swojej religii.

Dlatego czas już skończyć z tą infantylną ewangelizacją typu „Bóg cię kocha tra la la” i ścigać się z Owsiakiem na fajność. Kościół ma uczyć prawd wiary, które są trudne i wymagające poświęcenia. A człowiek docenia to, co osiągnął wysiłkiem i trudem. Tak, Bóg kocha wszystkich, ale nie wszyscy tę miłość odwzajemniają i sami stawiają się poza Kościołem. Czas skończyć z fikcją katolików wierzących niepraktykujących oraz katolików praktykujących niewierzących. Nie rozdawać świętokradczo sakramentów świętych na lewo i prawo, lecz kierować je do tych, którzy znani są duszpasterzom z życia religijnego. Oczywiście kieruję te słowa do tych kapłanów, którzy sami jeszcze zachowali wiarę i żyją według przykazań.

I do ciebie słowo, ateisto; do ciebie kulturowy katoliku nie żyjący według Bożych przykazań, wybiórczo traktujący wyznaczniki wiary – miej szacunek do swoich własnych poglądów i bądź konsekwentny. Nie wierzysz – po co przychodzisz po sakramenty? „Wierzysz w Boga a nie w Kościół?” – nie zawracaj głowy kapłanom tego Kościoła. Jeśli potrzebujesz namiastki obrzędu, idź do tych grup wyznaniowych, które takie rzeczy oferują bez przestrzegania przykazań. Idź za radą księdza z dowcipu, który spytał kobietę przybyłą „załatwić” ślub syna, dlaczego nie praktykują swej wiary. „Bo my nie uznajemy Kościoła, lecz wierzymy w Boga. Najlepiej jest nam modlić się w lesie, na łonie przyrody”. „W takim razie niech ślubu udzieli leśniczy” – miał odpowiedzieć duchowny.

Czy kapłani odważą się wypełniać swoją rolę? Czy przestaną sprzedawać sakramenty ludziom ich niegodnym? Przestaną się bać, że urażą wiernych mową o grzechu, szatanie, przykazaniach. Skończą z przekonaniem, że wystarczy jak będą powtarzać, że trzeba być dobrym, a każdy sam już sobie zinterpretuje, co to znaczy. Przestaną wyznawać najpopularniejszego świętego polskiego Kościoła, czyli św. spokój? Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, nie poszarpały was samych – mówi Pan (Mt 7,6). To właśnie wydaje się dziać na naszych oczach.

Jedno jest pewne, większość obecnych pasterzy stojących na czele Kościoła tego nie zrobi. Są zbyt zachowawczy, nie widzą, że świat całkowicie się zmienił, przestraszeni, za bardzo przywiązani do wygody i dóbr, zblatowani z politykami takiej czy innej strony sceny politycznej. Postawa samego papieża Franciszka nie pomaga, a wręcz sieje zamęt w głowach. Ale są i tacy duchowni, którzy już pracują nad powrotem do źródeł. Sami, nie oglądając się na zwierzchników.

Nowy, oddolny ruch kluniacki już się rozprzestrzenia. Rolą ludzi świeckich jest go namierzyć i wspomóc. Takie przełomy jak obecny powinny temu sprzyjać.