Jadą w kierunku słońca.

Wileńska – może i warta opisania – ale mu się nie chce – znużony jest trochę – napiłby się jeszcze kawy – albo zjadł jakieś ciastko – żeby mu witalność skoczyła – do pionu.

Dojeżdżają do ronda z Zana.
Po skosie Leclerc – pierwsza galeria w Lublinie.
Po przeciwnym skosie – targ – budyneczki z dziuplami poszczególnych punktów handlowych lub usługowych.
Na wprost – po prawej dłoni – też budynek – jakby więk- szy – z również punktami handlowymi i usługowymi.
Na czwartym, pozostałym rogu – nic nie ma – tylko banery reklam.

Autobus przetacza się przez rondo – jak przez szczyt, a raczej grzbiet wzgórza.

Za rondem – już lekko, powoli w dół.

Na przystanku sporo Dziadków – oj, lubią ten Leclerc. Zawsze coś w promocji. A to mandarynki, a to ściereczki, baterie i ciapy.
A niech się cieszą – po 40paru latach pracy – mogą sobie pozwolić na luksusy – z promocji Leclerca. Kurewstwo.

Jadą Bohaterów Monte Cassino.
Dzielne chłopaki – zrobili to, czego nikt inny nie mógł. Czy Świat podziękował? Czy potraktował jak Generała Maczka?
…wygra ten, kto się nie boi wojen, i tak rozumieć trzeba…
Bali się? Że stalin się nie zatrzyma na Berlinie?
To przecież – syństwo – Świat wiedział i nic nie powie- dział.
Miażdżenie jąder – wybijanie zębów – manicure i pedicure podpaznokci – topienie w pełnej latrynie – żarówka tuż nad głową i tak 3 godziny, mózg się fizycznie zagotował – karcery, w pozycji półstojącej ze zgiętymi kolanami i plecami, przez 1 dobę – zamykanie w szafie pancernej w pozycji embrionalnej przez ileś tam – a chuja!
To jest nie do wyobrażenia sobie – i gdy myślisz o swych paznokciach – gdy myślisz o swych jądrach – mózgu – szczęce pełnej bólu i krwi.
Coście, skurwysyny, uczynili z tą Krainą? A zachód wiedział – nic nie powiedział. Wy – cisi konfidenci komuchów czynów.
Świat wiedział – nic nie – wygra ten, kto nie boi się wojen – i tak rozumieć trzeba…
Ten poziom skurwysyństwa – zbiera się w ciele człowieka – czujesz to? Bezgłośny krzyk gotowy do skoku – na – nich.

Coście, skurwysyny, uczynili.

Przecież każdy człowiek chce być szczęśliwy – a Wy – stalince – i Wy – churchile i amerykańce – pozbawiliście nas nawet nie tyle szczęścia, co po prostu życia. Wy, skurwysyny, jesteście winni naszej. Pomyśl – o każdym jednym człowieku – każdej jednej minucie tortur – każdej jednej minucie bólu – ogromnego, aż do zemdlenia – pomyśl o każdej tej minucie – pomyśl – o człowieku, jak- byś myślał o swojej córce albo synu – nie jak o człowieku w kontekście politycznym – pomyśl o każdym milimetrze wyrwanego paznokcia z dłoni i ze stóp – pomyśl o każdej minucie bólu – ściśnięty w piwnicy pod ub – dają Ci surowe śledzie i nic wody – pomyśl o każdym kroku zmiażdżonej stopy – pomyśl o każdej minucie omdlenia, gdy już nie jesteś w stanie siedzieć na nodze od taboretu albo klęczeć albo siedzieć w metalowej szafie jak embrion – pomyśl o tym. Pomyśl o tym. Pomyśl – Twoje zęby się zaciskają z wściekłości i bólu – oczy masz mętne – w klatce piersiowej i strach, i wyrywającą się wściekłość. Pomyśl. Pomyśl.

Świat wiedział – nic nie powiedział.
To są – byli – cisi konfidenci – każdego, co zmiażdżył każde jedno jądro – wybił zęby – zagotował mózg – i ze zdrętwienia wypadasz z tej szafy z bólem doprowadzają- cym do utraty przytomności. Pomyśl o tym.
Pomyśl – że jesteś człowiekiem.

A mimo to nim nie byłeś – ani w jednych – ani w drugich – oczach. Człowiekiem byłeś jako cel zadawaniu bólu. Ty – sam – to jesteś Ty – i w Tobie ich tysiące – tysięczne krzyki – i zdrętwiający ból z bólu i strachu. Popatrz – pomyśl o swoich paznokciach – wyrwanych – popatrz teraz na swoje dłonie – popatrz na paznokcie. Pomyśl. Dotknij jąder, których już tam nie dotkniesz. Dotknij. Poczuj swoją dziurę w dupie, w którą wchodzi na 4 centymetry kawałek drzewa. Pomyśl – pomyśl o kolanach tak zdrętwiałych od zgięcia wielogodzinnego, że ich nie czujesz – całe spuchnięte – jak i Twoje usta, których już nie ma – bo są jedną krwią – i pieką, bo dali Ci do żarcia słone, surowe śledzie, i ani kropli wody. Pomyśl. Pomyśl. Czujesz jak topiony połykasz gówna i szczyny, i z fetoru tracisz oddech i świadomość. Pomyśl. Pomyśl.

ty chuju – stalinie – z tobą mniejsza z tym. O tobie wszystko już – ty chuju.
ty chuju – churchillu – pomyśl – ty już nie żyjesz – pomyśl ty synu i córko churchilla – pomyśl. Pomyśl.
ty chuju – amerykańcu – pomyśl. Pomyśl. chuju.

I pomyśl Ty – córko, synu – wnuczko, wnuku – ubeka.

Na garażach czasami widać wymalowane twarze – pozwolili – całkiem legalnie.

I tak jak się mija – narożny skwerek z Armii Krajowej – na lekkim wzniesieniu – plac zabaw dla dzieci – nie takie o – tylko huśtawki i zjeżdżalnie – fajne, edukacyjne, z pomysłem – jakieś małpie gaje też – i miejsca grillowe i ławy.
Zawsze patrzy na te garaże legalnie pomalowane – na ten skwerek – choć to osiedle zawsze było takie – braterskie, przyjazne? – ale właśnie w tych czasach? Gdy ludzie zamiast łączyć się – raczej dystansują się od innych – a od życia w grupie to już w szczególności. W dzisiejszych czasach chorobliwego nawet dystansu jednych do drugich – nawet sąsiadów w tej samej klatce – takie miejsca zadziwiają. Na przekór ogólnej – no właśnie – ludzie tu łączą się – dają pozwolenie na coś, co dla dzieciaków jest ogromną frajdą – te graffiti. Te spotkania grillowe przy placu zabaw. Jest w tym coś niesamowitego. Niedzisiejszego – ani nawet nie wczorajszego.