Są z nami od kilkunastu dni. Ukraińscy uchodźcy przebywają w prywatnych domach, mieszkaniach w każdej gminie powiatu radzyńskiego. My odwiedziliśmy wyznaczony przez miasto ośrodek po dawnej zawodówce przy ul. Armii Krajowej.

Na zdj. tytułowym: Mimo że obecnie dawna sala gimnastyczna służy teraz jako pomieszczenie do wypoczynku,

chłopcy umilają sobie czas grą w piłkę

W przeznaczonym dla ukraińskich uchodźców ośrodku pojawiam się w środę, 9 marca, przed południem. Przed drzwiami spotykam babcię z wnuczkiem. Właśnie przestał sypać śnieg, można wyjść na spacer.

Po przekroczeniu solidnych, odnowionych drewnianych drzwi, w holu po lewej mijam szereg łazienek. Wszystkie pomieszczenia oznaczone są ukraińskimi napisami. Spotykam kobiety w średnim wieku, które wychodzą lub zmierzają do wyznaczonych im pokoi. Niektóre nawiązują krótki wzrokowy kontakt, jedna z nich nieśmiało wita się po polsku.
– Dochodzą do siebie. Wiele osób ogranicza swoje wypowiedzi do niezbędnego minimum – słyszymy. Szanując ich prawo do prywatności, nie zagadujemy.

Dobra lokalizacja – blisko park, szkoła przez uliczkę
W zaimprowizowanym „centrum dowodzenia”, lub jak kto woli w dyżurce, spotykam koordynatorów miejsca – Waldemara Blicharza i Jacka Pieńkę. Z tym drugim rozmawia dyrektorka pobliskiej szkoły. Pyta o liczbę dzieci. Chce zorganizować spotkanie z ich mamami. Zorganizowała zbiórkę darów dla polskich szkół we Lwowie. W „Jedynce” trwa zbiórka do puszek na zakup przyborów szkolnych dla nowych uczniów za wschodniej granicy.
– O, lwowiak! – śmieje się na mój widok Pieńko, wspominając nasze wyjazdy z nauczycielami z „jedynki” do ukraińskiego, kiedyś polskiego miasta. Większość przebywających w ośrodku kobiet (spotkałem tylko dwóch mężczyzn) pochodzi z okolic Kijowa.

Pod krzesłem, na którym przysiadam, dostrzegam małe świeczki – zawsze mogą się przydać wieczorową porą, gdy gaśnie górne światło w pokojach zamieszkałych przez przybyszów. Na regale obok przyniesione baterie „paluszki”, do używanych tutaj sprzętów. Na ścianie kartka z numerami telefonów do tłumacza, hasło do wi-fi.
Obok nas dwa mniejsze pokoje, z których wychodzą przybyłe kobiety. Jest tu też spora kuchnia z kanapami i miejscami do odpoczynku. Część uchodźców korzysta z pomieszczeń na piętrze.
Taki kwestionariusz otrzymuje i wypełnia każdy przybyły do radzyńskiego ośrodka w dawnej zawodówce. – Przekazujemy je do starostwa – informują nas koordynatorzy
Można się dogadać

W trakcie rozmowy ukraińska dziewczynka zaczepia pana Jacka. Na migi pokazuje, że chodzi o coś do kuchni.

– Chlebak? – zgadujemy wspólnie.

Ukrainka uśmiecha się i przecząco kręci głową. O pomoc prosi starszą, śmielszą siostrę. Już wiemy – młodsza dopomina się o miseczkę na płatki z mlekiem.  Sytuacja jakby wyjęta z zagranicznego pensjonatu czy domu wypoczynkowego, gdzie „koniec języka za przewodnika”. Kobiety podchodzą śmielej.
Koordynatorzy są otwarci, wszelkie prośby załatwiają od ręki.
Spory ruch
– Jeden z przybyłych po rozlokowaniu się spał 15 godzin. Wielu z nich jest wyczerpana. Większość to mamy z dziećmi – przyznaje Blicharz.
Znajduje wolną chwilę i oprowadza nas po budynku. W dużej hali obok dwóch rzędów polowych łóżek późne śniadanie je nowo przybyły mężczyzna.
– Zwykle tak to się zaczyna. Po rejestracji prowadzimy ich na dużą salę, tam spożywają posiłek, potem piją kawę czy herbatę. Dajemy im miejsce do spania i wypoczynku. Tak to się toczy – wyjaśnia pan Waldemar i dodaje:
– Śniadania są w godzinach 8.00-8.30, obiad 13.00-13.00, kolacja 18.00-18.30.
Po południu, na konkretne godziny, pojawią się wolontariusze. Miasto chciałoby, żeby docelowo było ich 40. Wtedy każdy z nich byłby potrzebny raz w tygodniu.
Pomagają w dalszej podróży

Obok rutynowych czynności pomagają Ukraińcom w dalszej podróży.

– Przybyła do nas czwórka Ukraińców, ich docelowym miejscem było czeskie Brno. Planowaliśmy pociąg z Bedlna – nie przyjechał. Mieli podstawić autobus – nie przybył. Zawieźliśmy ich do Łukowa, zapewniliśmy im prowiant na drogę – relacjonuje Blicharz.

9 marca rano trzeba było zawieźć chorego chłopca z mamą do szpitala. Ot, życie.