Zajrzałem  do skrzynki pocztowej, a tam niespodzianka: list z Włoch, w nim zaś najnowsza płyta Boba Salmieriego. Włochy były tym krajem, na którym pandemia koronawirusa odcisnęła znaczące piętno. Saksofonista Bob Salmieri jako lider Bastarduna Quintet nagrywając płytę „…and mama was a belly dancer” w pandemicznym okresie poszedł jednak pod prąd: prezentując nam jazz optymistyczny, stanowiący światełko w tunelu.

Koncept albumu powstał między październikiem a grudniem 2020 roku. Jak mówi Salmieri jest to płyta częściowo autobiograficzna, opisująca fantastyczne postacie ze starych baśni widziane oczami dziecka. Płyta jest również inspirowana wydarzeniami, o których będzie można już wkrótce przeczytać w książce autorstwa Salmieriego.
Włoski saksofonista stworzył album ze wszech miar liryczny, zachwycający melodyką. Muzycznie jest to kocioł wpływów: neapolitańskich, flamenco, żydowskich i arabskich. Bob Salmieri tym albumem wskazuje na wspólne źródło tych muzycznych gałęzi, udowodniając tym samym, że właśnie w jazzie różnorodność harmonizuje się najlepiej. To co wyróżnia tan album to imponujące brzmienie: poszczególne instrumenty brzmią selektywnie, mamy bowiem mocno zarysowaną linię kontrabasu i krystalicznie brzmiące saksofon, trąbkę oraz organy. Zresztą właśnie organy znacznie wzbogaciły sekcję nadając prezentowanej muzyce przestrzeni. Podobną rolę odegrał wibrafon za którym gościnnie stanął Mateusz Nawrot. Na uwagę zasługują też solówki na saksofonie i trąbce Salmieriego i Romaniego, a także momenty, kiedy muzycy ci grają unisono. Podsumowując, „…and mama was a belly dancer” to estetyczna przeciwwaga (jazzowa szczepionka?) dla dziwnej rzeczywistości spod znaku Covid-19, która nas otacza. Warto się dać nią zaszczepić.
Skład:
Giancarlo Romani (trąbka)
Vincenzo Lucarelli (organy, pianino cyfrowe)
Maurizio Perrone (kontrabas)
Massimiliano De Lucia (perkusja)
Bob Salmieri (saksofon tenorowy)
Gościnnie: Mateusz Nawrot (wibrafon, fortepian)