Z Jackiem Musiatowiczem rozmawia Jakub Hapka.

Sam pomysł „Oranżerii” przyszedł mi do głowy po rozmowie z obecnym burmistrzem Biłgoraja, Januszem Rosłanem. Kiedyś przyjechał do Radzynia ze swoim teatrem na WOŚP. Wiedząc, że  odbywają się tam Biłgorajskie Spotkania  z Piosenką Autorską i Poezją Śpiewaną zadał mi pytanie: A dlaczego nie zrobić czegoś podobnego w Radzyniu?
TROCHĘ W ŻYCIU TO SIĘ NASZLAJAŁEM
NAWET LODY SPRZEDAWAŁEM W MIĘDZYZDROJACH
I W SZCZECINIE TROCHĘ PRACOWAŁEM
NO I W BOCHUM GRAŁEM GDZIEŚ NA JAKIŚ TORACH
I W OLEŚNIE ŚLĄSKIM PRZYSZŁO MI ŻYĆ
BO TAK ŻYCIE WSKAZAŁO DROGOWSKAZ
NA MAZURACH NAPISAŁEM HIT
CO W OSOCZU MYM DO DZIŚ POZOSTAŁ
NO A POTEM DOJRZAŁEM JĄ
JAKIŚ SENS PRZYNIOSŁA UŚMIECHEM
NO A POTEM UJRZAŁEM PARK
KTÓRY ZE MNIE ZROBIŁ POETĘ
WIELKI PAŁAC NOCĄ MNIE ZBIŁ
JAK SIĘ ZBIJA BILĘ W BILARDZIE
I STWIERDZIŁEM ŻE BĘDĘ  ŻYŁ
W MYM RADZYNIU PODLASKIM  – JAK W BAJCE
LECZ COŚ Z SIEBIE MUSIAŁEM DAĆ
BY SIĘ POCZUĆ W TYM MIEŚCIE JAK W RAJU
PEWNIE TROSZKĘ MUSIAŁEM SIĘ SCHLAĆ
BY WYMYŚLEĆ OSZPĘ W BIŁGORAJU

 

 

J. H.: Na czym polegał fenomen „Oranżerii”?

Nie miałem najmniejszych wątpliwości, że to będzie fenomen. Mając takich przyjaciół, których poznałem m. in. na wygrywanych swego czasu w całym kraju festiwalach, niekoniecznie chcących wielkich pieniędzy – przy tych pierwszych „Oranżeriach”.

Pamiętam, jak powiedziałem pierwszy raz o pomyśle ówczesnemu burmistrzowi Radzynia, Andrzejowi Tetlakowi odpowiedział: jak Tobie to wypali, to mi kaktus wyrośnie na ręku, ale nie przeszkadzał.

-Rób, a jak ci się nie uda, to zobaczysz.

J. H.: Przyszedłeś z pomysłem do ówczesnego dyrektora ROK-u, Bogdana Sozoniuka

Wciągnął się, nie przeszkadzał. I tym sposobem udało mi się ściągać coraz to innych, wspaniałych ludzi. Przykro mi tylko, że nie ma konkursu – nie przyjeżdża tutaj kupa młodzieży z Polski. Wiem, że jest możliwe dokonanie tego cudu, by „Oranżerię” pchnąć na właściwe tory. By były to mimo wszystko Ogólnopolskie Spotkania. Żeby młodzi ludzie mogli tu zaczynać swoje pierwsze kroki, mogli być nominowani do Krakowa.

Trzeba tu również zauważyć, że swego czasu  nominacje do „Oranżerii” były z Ogólnopolskiej Giełdy Piosenki Turystycznej  w Szklarskiej Porębie, która jest najstarszym festiwalem w Polsce. Byłem jej laureatem, jeździłem tam od maluśkiego i jestem „szarym łosiem giełdowym” – tam, nie było najmniejszego problemu, żeby to załatwić.

Tylko, żeby ludzie młodzi przyjeżdżali, to trzeba wyjechać do nich, zobaczyć…

Tak jak ja zobaczyłem Piotrka Roguckiego w Szklarskiej Porębie, jak siedział na kamieniu i – za przeproszeniem – darł ryja tak,że wcisnęło mnie w glebę. Powiedziałem: Przyjeżdżaj, stary, do nas na „Oranżerię” , a ją po prostu wygrasz. Byłem tego pewien – i tak się stało.

Dałem adres, namiary, pomogłem w noclegu. Było miło, cudownie i super.

Tam się rodziły przyjaźnie, zakładały się zespoły, tworzyły się piosenki, spektakle teatralne (jak w przypadku Sambora Dudzińskiego). To było coś cudownego.

Moim marzeniem byłoby, żeby wrócić do starej formuły.

 

J. H.: „Oranżeria” – obok konkursu i koncertu laureatów – to także osławiony klimat

Rozmowy, rozmowy, rozmowy…czasem do białego rana.