„Żyje się tak, jak się śni – w pojedynkę.”
Joseph Conrad „Jądro ciemności”

* * *

Niedawno znalazłem meteoryt. To znaczy – tak myślę, że to to. Kopnąłem leżący przy szutrowej drodze rudy kamień – mam taki odruch od dzieciństwa – i w ułamku sekundy zorientowałem się, że jest nadzwyczajnie ciężki, cięższy nawet niż bryła metalu tej wielkości. Ma resztki ciemnej skorupy i dziwne wygładzenia, jakby ktoś go przez lata głaskał palcami. Przyciąga magnes. Dało mi to do myślenia, a potem znalazłem w bibliotece informację, że może to być meteoryt żelazny. Ale, żeby to stwierdzić na pewno, muszę go przeciąć i potraktować kwasem azotowym. Wtedy będę wiedział.

Pisali też, ze takie nieregularne, ciężkie bryły żeliwa mogą pochodzić z dymarki sprzed dwóch tysięcy lat. To też fajne. Może nawet fajniejsze niż meteoryt.

* * *

Kiedy przychodzi upał i nagrzane powietrze stoi i nie może uciec – wtedy przypominam sobie „Sierpień” ze „Sklepów cynamonowych” Brunona Schulza. Nikt, no nikt piękniej po polsku tego czasu nie opisał.

„Splątany gąszcz traw, chwastów, zielska i bodiaków buzuje w ogniu popołudnia. Huczy rojowiskiem much popołudniowa drzemka ogrodu. Złote ściernisko krzyczy w słońcu jak ruda szarańcza; w rzęsistym deszczu ognia wrzeszczą świerszcze; strąki nasion eksplodują cicho jak koniki polne.

A ku parkanowi kożuch traw podnosi się wypukłym garbem-pagórem, jak gdyby ogród obrócił się we śnie na drugą stronę i grube jego, chłopskie bary oddychają ciszą ziemi. Na tych barach ogrodu niechlujna, babska bujność sierpnia wyolbrzymiała w głuche zapadliska ogromnych łopuchów, rozpanoszyła się ozorami mięsistej zieleni. Tam te wyłupiaste pałuby łopuchów wybałuszyły się jak babska szeroko rozsiadłe, na wpół pożarte przez własne oszalałe spódnice. Tam sprzedawał ogród za darmo najtańsze krupy dzikiego bzu, śmierdzącą mydłem, grubą kaszę babek, dziką okowitę mięty i wszelką najgorszą tandetę sierpniową. Ale po drugiej stronie parkanu, za tym matecznikiem lata, w którym rozrasta się głupota zidiociałych chwastów, było śmietnisko zarosłe dzikim bodiakiem.”

* * *

Albo przypominał sobie wędrówkę dziewcząt w górę Wiszącej Skały.

* * *

To był dziwny sen, bo chyba to był sen. Widziałem dwie postacie w białych kitlach, które pochylały się nade mną leżącym w łóżku. I usłyszałem: „No patrz, znowu zalał łóżko, dziad stary! Nosz kurwa!”.

 

CDN…

 

zdj.: Tomasz Młynarczyk