
Świat idiocieje w naturalny sposób, z pokolenia na pokolenie. Na szczęście są dziedziny, w których nie idiocieje. Równolegle z idioceniem jednakże… Może to za duże słowa w stosunku do przykładu, o który mi chodzi, ale niech tam…
A chodzi mi o „srebrny ekran”. Kolejny raz czytam o jakimś przedwojennym aktorze, że debiutował „na srebrnym ekranie”, czyli w kinie. No, i teraz ręka w górę, kto widział w kinie srebrny ekran. Ekran kinowy jest, z oczywistych względów, biały. Może być letko przyszarzały co najwyżej.
Dziś w epoce ekranów plazmowych nikt nie kojarzy, że „srebrny ekran” to ekran telewizyjny. Bo też i taką barwę (mniej więcej) przybierała lampa kineskopowa. Wiem, bo mój ojciec naprawiał ludziom telewizory w tamtej epoce. Ale młodzi nie znają. Czy to duża strata taka niewiedza w tym zakresie? Zasadniczo nie. Ale wpływa na pogorszenie komunikacji międzypokoleniowej, wprowadzając do niej mimowolnie absurd, odrywając słowa od ich znaczeń. Czy ja postuluję powrót kineskopów lampowych do telewizorów? Otóż nie! Postuluję, żeby wraz z wyrzuceniem na śmietnik ostatniego telewizora lampowego, miejsce obok niego znalazło określenie „na srebrnym ekranie”.