To zdjęcie od wielu lat porusza mnie i przynosi uśmiech. Ma w sobie niezwykły ładunek – radość i młodzieńczy wdzięk; jest tu także uchwycone szczęście i bliskość.
Elliot Erwitt wykonał je w 1956 roku na plaży Santo Monica w Kalifornii. W tym samy czasie, kiedy Elvis pojawił się w programie Eda Sullivana, który oglądało 60 milionów Amerykanów, i chwilę później narywa Love Me Tender. Czy to przypadek? Jak bowiem lepiej zobrazować czułość i intymność, niż zrobił to Erwitt? Możliwe (dużo za tym przemawia), że to inscenizacja, choć na tyle piękna, że nie przeszkadza to w ogóle. Sam Mistrz wyjaśniał: „Ważne jest, aby być dyskretnym – w końcu nie chcesz zniszczyć szczególnej sytuacji”. Lubię myśleć więc, mając w głowie wspomnianą wypowiedź, że jednak była to sytuacja zastana. Para uchwycona w lusterku śmieje się, patrząc sobie w oczy. Za chwilę się pocałują. To moja wersja, bowiem równie dobrze pocałunek mógł zdarzyć się wcześniej. Oczywiście nikt nie wie na pewno. Ja jednak wolę elektryzującą atmosferę oczekiwania na coś cudownego.
Za chwilę przecież i tak poczują na ustach gorączkowe pragnienie. Karoseria auta pięknie połyskuje. Nasi kochankowie ubrani są elegancko, a kolczyki (co prawda widzimy jeden) potwierdzają raczej, że to okazja w jakimś sensie specjalna. Raczej nie przyjechali się opalać, bo chociaż przez chmury nieśmiało przebija się słońce, to jednak one zdominowały niebo. Słońce pomału zmierza ku linii oceanu, niedługo zapadnie zmrok. Choć może być dokładnie odwrotnie, to jednak za wersją „popołudniową” przemawia starannie zawiązany krawat i elegancko wyprasowany kołnierzyk białej koszuli. Rano byłyby zapewne nieco bardziej „zużyte” po nocy spędzonej razem. To wszak same domysły…
Pomarszczona powierzchnia Oceanu Spokojnego podpowiada, że jest wietrznie. Pewnie dlatego kochankowie pozostają we wnętrzu auta, które zatrzymało się na jednej z najpiękniejszych plaż. Widzimy jedynie ich twarze, odbite w okrągłym lusterku. Czyż nie są pociągający? Nawiązując do popularności, którą właśnie zdobywał Elvis, to istne spełnienie amerykańskiego snu! Piękni, młodzi, uśmiechnięci, na cudownej plaży, na dodatek w aucie, które musiało zapewne nieco kosztować. Scena niczym z pięknego romansu!
Zaczynamy się jednak zastanawiać. Bo to wszystko może być równie dobrze zmyślnie ustawioną farsą. Nie jesteśmy przecież w stanie rozpoznać plaży. Nie dość, że jest pozbawiona ostrości (artysta mocno otworzył przesłonę obiektywu), to wygląda ona, jak wiele innych plaż na świecie. Co więcej, gdyby dodać do tej fotografii logo i nazwę jakiejś kody kolońskiej, czy wybielającej pasty do zębów, mogłaby i w ten sposób się sprawdzić. Tylko po co demistyfikować coś cudownego? Nawet jeśli jest to potajemna randka na plaży, niewygodna do odkrycia przez innych, to i tak trudno nie dać się wciągnąć w atmosferę szczęścia i spełnienia tych młodych ludzi. Zamiast więc szukać wyjaśnienia i zastanawiać się, co i tak się nie uda, czy jest to zdjęcie „zastane”, czy gra, wolę dać ponieść się uczuciom i pomyśleć o przyszłym życiu tej pary, o szczęściu, zakochaniu, dorosłym życiu, czułości.
Ten intymny portret dość zręcznie przyciąga nasz wzrok nie tylko za sprawą małej głębi ostrości. Do zatrzymania wzroku na szczęściu tej pary kieruje nas również jednolita struktura zachmurzonego nieba i powierzchni oceanu, z którą kontrastuje palnę wzorów odbicie w lusterku, odbicie kawałka jasnego nieba nad głowami kochanków, odbijający światło lewy policzek dziewczyny oraz sam kształt lusterka, które wyraźnie kontrastuje z prostą linią okna samochodu i horyzontu.
Zdjęcie z pozoru po prostu piękne, daje nam tak wiele opcji, tyle dróg interpretacji… Dobra fotografia to fotografia, przy której na chwilę się zatrzymamy, zastanowimy, coś poczujemy, albo o czymś pomyślimy. Dobra fotografia to czas na refleksję, czas na inspirację. Dlatego uwielbiam oglądać zdjęcia uważnie, niespiesznie, wracać do tych ukochanych, cieszyć nimi oczy i serce.