Gdy znalazł się już w znacznej odległości od szubienicy podszedł do niego generał Wawrzecki. -Pojedziesz panie pułkowniku z raportem do Warszawy, do Rady Najwyższej Narodowej, a potem do samego naczelnika Kościuszki.


-Pojadę, ale dopiero pojutrze, bo muszę załatwić jedną sprawę.

-Może być pojutrze – potwierdził generał i wszedł do środka zamku. Michał zaś oparł się o mur zamkowy i zaczął płakać. Po dłuższej chwili otarł łzy i raz jeszcze spojrzał w stronę szubienicy, na której wisiał jego znienawidzony stryj.

Rozdział X

Nazajutrz Michał pozostawił swego sługę Jana w Wilnie i udał się do Niemieży, aby odwiedzić Sękowiczową, matkę Azeji. Udał się tam konno, ale zabrał jeszcze drugiego wierzchowca zakładając, że jego niedoszła teściowa zechce odwiedzić grób córki. Po dojechaniu do miejscowości Michała ogarnęły wspomnienia i zaczął przypominać sobie chwile, które spędził tam z ukochaną. Jadąc pod dom Sękowiczowej mijał pojedynczych mieszkańców Niemieży, którzy uśmiechali się do litewskiego oficera.

-Panie Michale, to pan? – usłyszał znajomy mu głos i dostrzegł uśmiechniętą Helenkę Kryczyńską, która niosła w drewnianym wiadrze wyprane w jeziorze ubranie.

-Jak ty wyrosłaś, Helenko – zauważył Michał i od razu uśmiechnął się do niej. – Rośniesz na śliczną pannę.

-Już mi idzie dwunasty rok i niektórzy zaczynają się za mną oglądać – pochwaliła się dziewczynka. – Za kilka lat mogę się żenić.

-Życzę ci szczęścia, Helenko.
-Gdybyś panie Michale zechciał poczekać te kilka lat, to chętnie był została pańską żoną – oznajmiła bez ogródek dziewczynka.

-Ja już miałem żonę i drugiej miał nie będę.

-Szkoda, panie Michale – dodała z uśmiechem. – Przyjechał pan do starej Sękowiczowej?

-Tak. Jak ona żyje? – zapytał Michał i od razu usłyszał straszną wiadomość.

-Matka Azeji zdziwaczała. W całej Niemieży nie ma takiej dziwaczki jak ona. Postradała rozum do końca.

-Zachodzisz do niej czasami?

-Czasami przynoszę jej jedzenie.

-Dziękuję ci, Helenko.

-Te pieniądze, które jej pan dał po pogrzebie Azeji to rozdała ludziom. Mojej mamie też trochę dała.

-Rozdała wszystkie pieniądze? – zdziwił się Michał i w tym momencie dostrzegł dom Sękowiczowej.

-Rozdała, ale ludzie jej to pamiętają i przynoszą jej jedzenie. Tylko, że stawiają je przed domem – podkreśliła Helenka.

-A czemu zostawiają przed domem? Boją się?

-Bać, to się nie boją, bo i czego, tylko, że w domu starej Sękowiczowej strasznie śmierdzi. Po śmierci Azeji jej matka przestała się myć i cały czas chodzi w tym samym ubraniu. Wygląda jak ostatnia dziadówka.

-Dziękuję ci Helenko. Bądź zdrowa – rzekł Michał i wjechał na podwórze Sękowiczowej. Zabudowa wyglądała na opuszczoną i sprawiała wrażenie, jakby nikt tam nie mieszkał. Michał uwiązał konie do rosnącego na środku podwórza drzewa i zapukał mocno do drzwi, ale nikt mu nie odpowiedział. Uchylił więc drzwi i wszedł do sieni, w której przed drzwiami do izby siedział czarny kot. Zwierzał najeżył się na widok przybysza i głośno zamiałczał. Wtedy też Michał poczuł odrażający smród, który unosił się w pomieszczeniu i od razu wyszedł na dwór, aby odetchnąć świeżym powietrzem. – Ojej, jak śmierdzi – rzekł sam do siebie i podszedł do swoich koni. Następnie wyciągnął z sakwy butelkę z gorzałką i wypił prawie połowę jej zawartości. Wtedy też raz jeszcze nabrał głęboko powietrza i skierował się do sieni. Przez chwilę oswajał się ze znanym mu już smrodem, aż w końcu przezwyciężył odruch wymiotny i otworzył drzwi do izby. Gdy znalazł się wewnątrz pomieszczenia, które było zabrudzone i nie sprzątane od dawna, dostrzegł siedzącą przy stole Sękowiczową wpatrującą się w okno.

– Witajcie pani – przemówił łamiącym się głosem i po chwili zobaczył twarz matki Azeji, która nie przypominała mu kobiety, jaką pamiętał z poprzednich lat. Bladą twarz Sękowiczowej okrywały długie siwe włosy, zupełnie niepoczesane, a jej suknia była brudna i potargana w wielu miejscach. Widok ten sprawił, że z oczu Michała od razu popłynęły łzy, które po chwili otarł. – Poznajesz mnie pani? – zapytał i zrobił w jej stronę jeden krok. Po chwili kobieta wstała z ławki i cicho przemówiła.

-To pan, panie Michale?

-Tak, to ja.

-Ale Azeji nie ma. Już dawno jej nie ma. – Po tych słowach Michał zbliżył się do niej i mimo bijącego od Sękowiczowej smrodu, klęknął przed nią i pochwyciwszy dłoń, ucałował ją. – Pani matko, jak ty żyjesz. Mój Boże, jak ty żyjesz? – Po tych słowach kobieta położyła dłoń na głowie Michała i zaczęła płakać.

-Czemu tak mówisz do mnie, panie Michale? – Po tym pytaniu Michał powstał i ocierając łzy Sękowiczowej oznajmił.

-Bo Azeja była moją narzeczoną. Nie zdążyłem jej poślubić za życia, ale poślubiłem przed pogrzebem. – Wtedy kobieta przytuliła się do swojego niedoszłego zięcia i trwali tak przez pewien czas. Po dłuższej chwili Sekowiczowa odwróciła się i zaczęła zgarniać rękawem śmieci znajdujące się na stole.

-Niech pan usiądzie, panie Michale. Nie mam nic do jedzenia, ale mam wodę do picia.

-Nie jestem głodny, ale wody się napiję – odparł Michał i dostrzegł uśmiech na twarzy kobiety.

-Pani matko, przyjechałem tu, żeby zabrać cię na grób Azeji.

-Byłam tam ostatnio jesienią, ale ledwie wróciłam, bo jakoś nie mam sił.

-Zostawię ci pani matko konia, żebyś go sprzedała i miała pieniądze na jedzenie.

-Azejka ma taki ładny grób. Chyba najładniejszy na cmentarzu – oznajmiła kobieta i znowu zaczęła płakać.

-Ksiądz Żubrowicz obiecał mi, że będzie dbał o grób Azeji, a jak skończy się wojna, to sam o niego zadbam.

-To znowu jest wojna? – zapytała Sękowiczowa. – Znowu będą ginąć ludzie.

-Teraz giną zdrajcy. Wczoraj powiesiliśmy mojego przeklętego stryja.

-Powiesiliście hetmana Kossakowskiego?

-Szkoda, że nie powiesiliśmy go wcześniej, bo wtedy Azeja by żyła. – Po tych słowach Michał napił się wody z kubka, który podała mu Sękowiczowa i mówił dalej. – Wybieram się zaraz do Rudominy i mam drugiego konia, żeby cię zabrać pani matko.

-Wybacz panie Michale, że tu taki bród i smród, ale po śmierci Azejki odechciało mi się wszystkiego. Żeby chcieć żyć, to trzeba mieć dla kogo żyć, a mnie został tylko ten czarny stary kot – i po tych słowach otworzyła drzwi do izby i wzięła na ręce zwierzaka.

-Ja po śmierci Azeji poszedłem do klasztoru i gdyby nie insurekcja, to pewnie dalej bym tam był. Ja też nie mam już nikogo.

-A mnie tu mówili, że wyjechałeś panie Michale za granicę, i że tam się ożeniłeś. – Tu Sękowiczowa zamyśliła się na chwilę i dodała. – Gdybym się wtedy nie sprzeciwiała i pozwoliła Azeji wyjechać z tobą panie Michale, to teraz by żyła.

-To nie twoja wina pani matko, tylko tego łotra, ale on już nikogo nie skrzywdzi.

-Panie Michale to ja trochę się ogarnę i przebiorę się w jakieś inne odzienie, zanim pojedziemy na grób Azeji.

-To ja poczekam przed domem.

-Nie. Zostań tu panie, bo ja pójdę do komory obok. Tam w kufrze mam ubrania.

-Skoro mam tu czekać, to trochę posprzątam izbę – zaoferował się Michał.

-To ty panie Michale potrafisz sprzątać?

-Nauczyłem się w klasztorze – odparł z uśmiechem Michał.

-Ale co by to było, żeby mężczyzna sprzątał w domu.

-Dobrze, to nie będę sprzątał, tyko poczekam.