Rozdział VIII

            Minęło pół godziny, gdy Michał z Azeją znaleźli się opodal dworu kasztelana wileńskiego, gdzie powoli ściągali myśliwi, wykładając upolowaną zwierzynę. Po drodze Kossakowski zdołał przekonać Sękowiczównę, że lepiej będzie jeśli dojadą najpierw do Rudomin, a dopiero później udadzą się do Niemieży. Gdy oboje podjechali pod dwór, pojawił się Radziwiłł, wraz z biskupem inflanckim i trzema urzędnikami ziemskimi, którzy zdołali już powrócić z polowania. Michał zeskoczył z konia i pomógł Azeji stanąć na ziemi, która skłoniła się przed szlachcicami.

-Widzę mości kasztelanicu, że upolowałeś nie lada sztukę? – zażartował Radziwiłł, czym rozbawił towarzyszące mu osoby.

-Znalazłem ją wasza książęca mość w niedźwiedzim dole. Cały dzień tam przesiedziała – oznajmił Michał.

-No to trzeba biedaczkę nakarmić – rzekł kasztelan wileński i po chwili krzyknął. – Grzegorzu, przyjdź no tutaj. – Zaraz też stanął przy nim wywołany sługa, który skłonił się przed swoim mocodawcą. – Zadbaj o to by ją dobrze nakarmiono, bo od wczoraj nic nie jadła.

-Już ja o nią zadbam – oznajmił Grzegorz i gestem ręki pokazał Azeji, aby szła za nim. Ta zaś spojrzała na Michała, który od razu przemówił.

-Posil się pani i ruszymy w dalszą drogę. – Po tych słowach Azeja wolnym krokiem skierowała się za sługą Radziwiłła, aż w końcu znalazła się we dworze.

-Po odzieniu wnioskuję, że to okoliczna Tatarka – zauważył Radziwiłł.

-Tak wasza książęca mość. Nazywa się Sękowicz.

-Czyżby to ta sama, która ratowała nas w czerwcu na jeziorze? – zapytał Józef.

-Ta sama stryju. I tak się szczęśliwie złożyło, że dzisiaj to ja ją uratowałem.

-Widzę kasztelanicu, że wpadła ci w oko. – Po tych słowach Michał tylko się uśmiechnął, lecz nic nie odpowiedział. – Muszę przyznać, że większość niemierskich Tatarek jest bardzo urodziwa – dodał Radziwiłł.

-Tylko, że to poganie. Od wieków mieszkają na Litwie i nie sposób ich nawrócić na katolicyzm. Ale ja im tak łatwo nie odpuszczę – rzekł stanowczo Józef.

-Wprawdzie wierzą w islam, ale to spokojni i przyzwoici ludzie. W mojej milicji w Nieświeżu służy kilku tutejszych Tatarów i nigdy z nimi nie miałem problemów – chwalił ich Radziwiłł.

-Może i tak, ale te ich meczety mnie denerwują – stwierdził Józef.

-Dobrze panowie. Jeśli chcecie rozmawiać o Tatarach, czy też Tatarkach, to chodźmy za stół, bo obiad już pewnie gotowy – stwierdził Radziwiłł i wskazał ręką na swój dwór. Zaraz też ruszył w stronę wejścia, a za nim to samo zrobili jego goście.

-Stryju – przemówił Michał i podbiegł do Józefa. – Mam do ciebie jedną prośbę.

-Pewnie chcesz żebym ją ochrzcił – zażartował.

-Nie, tylko że ona jest bardzo zmęczona…

-Tatarzy są twardzi jak kamienie. Nawet, gdyby siedziała w tym dole tydzień, to jeszcze by miała siłę, żeby cię zabić – i po tych słowach Józef uśmiechnął się do Michała.

-Stryju, skoro teraz będzie obiad, to kareta nie będzie ci potrzebna.

-A po co ci moja kareta? – Po chwili jednak odczytał zamysł Michała i oburzony przemówił. – Chyba nie chcesz wjeść tej Tatarki moja karetą?

-Przecież nic się jej nie stanie!

-Czyś ty zgłupiał do reszty! Chcesz tę chłopkę wieść moją karetą.

-Ona nie jest chłopką, tylko szlachcianką – bronił jej Michał.

-Jaka tam z nich szlachta, jak oni nie mają żadnych poddanych i żyją tak samo jak chłopi.

-Może i tak, ale to nie chłopi, tylko szlachta – nie ustępował Michał.

-Moją karetą Tatarów woził nie będziesz. Co by o mnie powiedzieli inni biskupi, gdyby się dowiedzieli, że jechała nią Tatarka, która wierzy w islam – stwierdził z przekąsem Józef.

-Skoro nie chcesz mi stryju pożyczyć swojej karety to pójdę i poproszę o pożyczenie karety księcia Radziwiłła.

-Czyś ty oszalał czy też z głupimi piłeś wino – skarcił go Józef. – Chcesz, żeby ci książę Radziwiłł pożyczył swoją karetę, bo chcesz odwieść Tatarkę do domu?

-Ta Tatarka uratowała nam życie – przypomniał Michał.

-Książę Radziwiłł to stary i chory człowiek. Jak mu to powiesz, to apopleksji dostanie i jeszcze umrze – oznajmił podniesionym głosem.

-Zatem nie mam wyjścia – stwierdził Michał i ruszył w stronę dworu.

-Michał! – rzekł stanowczo Józef. – Bierz tę karetę i oszczędź mi kompromitacji, chociaż wstyd będzie okrutny – rzekł załamany.

-Nie będzie żadnego wstydu. Bo najpierw ona nam pomogła, to teraz my jej pomożemy.

-Idź po nią i jedźcie póki jest obiad, i póki nikt was nie widzi.

-Dziękuję ci stryju – rzekł radośnie Michał i chciał ucałować Józefa w rękę, ale ten ją od razu schował, okazując tym samym swoje niezadowolenie.

-Idę na obiad, chociaż już odechciało mi się jeść – dodał Józef i wolnym krokiem skierował się do dworu. Wówczas Michał od razu pobiegł po Azeję i po kilku minutach prowadził ją do karety swego stryja, która czekała opodal dworu. Azeja, która zdążyła się już najeść i napić, od razu odzyskała siły i rzecz jasna poprawił się jej nastrój.

-Zechciej pani wsiąść do karety mojego stryja – zaproponował Michał i otworzył drzwi pojazdu.

-To nie będziemy wracać konno? – zapytała Azeja.

-Jesteś pani jeszcze słaba, a droga jeszcze daleka. Będzie zatem lepiej i wygodniej – zaakcentował Michał – jeśli pojedziemy karetą.

-A twój stryj panie, nie będzie miał nic przeciwko?

-Stryj nalegał, żebyś pani skorzystała z jego karety – skłamał Michał i uśmiechnął się do Azeji.

-Dobrego masz stryja panie. Szkoda, że ja takiego stryja nie mam. Mój to tylko chce mnie żenić i nic więcej.

-Zatem wsiadaj pani, bo droga daleka. – Azeja już chciała to zrobić, ale postawiwszy nogę na podnóżku, zwróciła się ponownie do Michała.

-Nigdy jeszcze nie jechałam w karecie – i uśmiechnąwszy się do Michała wsiadła do środka. Michał zaś zwrócił się do woźnicy swego stryja.

-Ruszaj Walenty, tylko jedź wolno. Jedziemy do Niemieży, ale dzisiaj nam się nie spieszy – polecił i szybko wsiadł do karety. Gdy tylko ruszyli w drogę, Azeja uśmiechnęła się zalotnie do siedzącego naprzeciw Michała i oznajmiła.

-Wczoraj miałam wielkiego pecha, ale dzisiaj ma dużo szczęścia.

-Jeszcze więcej szczęścia będzie miał ten, kto zostanie twoim mężem, pani – stwierdził Michał i wpatrywał się w oczy Azeji.

-A ty panie jesteś już żonaty?

-Nie jestem i tak szybko pewnie nie będę.

-Kobieta, którą poślubisz panie będzie miała dobrze, bo widać, że jesteś panie dobrym człowiekiem – Po tych słowach Azeja przypomniała sobie o wydarzeniu sprzed kilku miesięcy. – Ja już na wiosnę miałam być mężatką, ale tydzień przed ślubem była straszna burza i piorun zabił mojego narzeczonego.

-To straszna historia.

-Szkoda mi go trochę, ale ja nie chciałam wychodzić za niego za mąż, bo miał córkę w moim wieku i był strasznym świntuchem. Podglądał mnie nawet w wychodku.

-Los go zatem pokarał – zażartował Michał.

-Od tamtego zdarzenia mam trochę spokoju i na razie nikt nie chce się ze mną żenić, bo boją się, że ich też spotka nieszczęście – zażartowała z kolei Azeja. – Ale ta kareta wygodna – dodała po chwili i raz jeszcze uśmiechnęła się do Michała, który był pod coraz większym jej urokiem.

 

ciąg dalszy za tydzień