Ciąg dalszy Rozdziału IV, w którym Michał Kossakowski przyczynia się do uchwalenia konstytucji majowej


-Tylko, jak ja to powiem swojej żonie – rzekł łamiącym się głosem – jak ona cały czas wetuje i ciągle na coś nie pozwala.

-To powiedz jej waszmość, że już nie może, bo weto zostało zniesione – wtrącił Jasiński, a wówczas rozległ się jeden wielki śmiech.

-Na miły Bóg – wrzasnął poseł Chrząstowski i wyszedł na środek sali. – Z czego wy się śmiejecie, szaleńcy. Z tego, że gubicie nasze święte wolności, które były w Rzeczypospolitej od czasu Sarmatów.

-O wolnościach stanowią trzy stany. Król, senat i sejm i wszystkie te stany chcą znieść to, co szkodzi Rzeczypospolitej – oznajmił Kołłątaj.

-Wróć panie pośle na swoje miejsce – zaapelował do niego marszałek Małachowski.

-Wrócę, ale i tak będę protestował – stwierdził Chrząstowski i wrócił na swoje miejsce. W tym samym czasie Michał mrugnął do dwóch zaprzyjaźnionych posłów, stojących obok Chrząstowskiego, aby ci go powstrzymali.

-Protestuję przeciwko tej ustawie – wrzasnął Chrząstowski, ale gdy krzyknął „veto”, w tym samym momencie kilku posłów stojących obok niego wrzasnęło „vivat”. Po chwili sytuacja się powtórzyła i poseł zrozumiał, że jego protesty zostaną zagłuszone.

-Ja też protestuję – włączył się z kolei jeden z posłów litewskich nazwiskiem Prozor. – Protestuję przeciwko tej konstytucji. – W tym samym momencie stojący tuż za nim poseł Jasiński, wyjął z kieszeni mały bagnecik i rozciął mu sznur, którym związane były jego spodnie. Chwilę później Prozor zorientował się, że spodnie zsuwają mu się w dół i z trudem zdołał je złapać. To z kolei wywołało salwę śmiechu wśród okolicznych parlamentarzystów oraz publiczności, która palcami pokazywała na nieszczęśnika. Nic też dziwnego, że Prozor zaczerwienił się na twarzy i trzymając jedną ręką spodnie, zaczął pospiesznie opuszczać salę senatorską. Ledwie ją opuścił, gdy na środek wystąpił poseł Jan Suchorzewski wraz ze swoim sześcioletnim synkiem Jasiem.

-Nigdy się nie zgodzę, żeby mój syn miał żyć w takiej niewoli, jaką chce wprowadzić ta konstytucja – i ku zdumieniu wszystkich wyjął z kieszeni bagnet i przyłożył go do szyi swego dziecka. W sali zapanowała zupełna cisza i nikt nie wiedział, co należy zrobić.

-To takie dałeś stryju rady temu szaleńcowi? – rzekł Michał, stojąc tuż za krzesłem Józefa. Biskup inflancki jednak nic nie odpowiedział, tylko czekał nerwowo na dalszy rozwój sytuacji.

-Limituj panie marszałku posiedzenie sejmu do poniedziałku, albo będę musiał zabić moje dziecko! – przemówił Suchorzewski, a wówczas jego synek od razu się rozpłakał.

-Panie pośle, chyba nie postąpisz ze swoim synem, jak król Herod? – rzekł podniesionym głosem Małachowski.

-Kocham swego syna, ale nasze wolności kocham jeszcze bardziej! – rzekł stanowczo Suchorzewski i na znak, że nie ustąpi, przeciął bagnetem policzek dziecka, z którego od razu popłynęła krew. – Limituj posiedzenie panie marszałku, bo będziesz miał na rękach krew tego niewinnego dziecka – rzekł łamiącym się głosem Suchorzewski. W tym samym momencie na środek wystąpił Michał, który zrobił kilka kroków w stronę oponenta i uklęknąwszy na kolana przemówił.

-Panie marszałku nie bierz na siebie odpowiedzialności za to nieszczęście, które może tu za chwile nastąpić i nie zmuszaj do desperacji zrozpaczonego ojca – i po tych słowach spojrzał na zupełnie zaskoczonego Suchorzewskiego. Następnie Michał na kolanach zaczął przesuwać się w jego stronę i spoglądając mu w oczy, nie przestawał mówić. – Ten oto poseł bardziej ceni wolności Rzeczypospolitej, niż swoje szczęście rodzinne. Czy znalazłby się jeszcze ktoś inny, kto miałby odwagę, żeby tak samo postąpić – wrzasnął na cały głos Michał. – Nie widzę, a czy ty panie Suchorzewski widzisz kogoś drugiego na tej sali? – Wówczas ten zaczął rozglądać się po sali, na której zapanowała zupełna cisza. W tym samym momencie Michał widząc, że Suchorzewski odwrócił uwagę od dziecka, powstał nagle z kolan i pochwycił jego rękę. Rozpoczęła się krótka szarpanina, w trakcie której uwolnione i płaczące dziecko uciekło w tłum posłów, gdzie też jeden z parlamentarzystów pochwycił chłopczyka na ręce i uspokajając go, zaczął go mocno tulić do siebie. W tym samym momencie Michał wykręcił rękę Suchorzewskiemu, który upuścił bagnet, a wtedy Michał pchnął go z całej siły w stronę siedzących na krzesłach senatorów. Dwóch z nich od razu pochwyciło go za ręce, a po chwili grupka posłów chwyciła Suchorzewskiego i zaczęła go wynosić z sali.

-Ogolić łeb wariatowi i odesłać do czubków – krzyknął Józef, który był oburzony zachowaniem Suchorzewskiego. Następnie zwrócił się do Michała, który stanął za jego krzesłem. – Dobrze się spisałeś Michale, bo tak to jeszcze wszystko spadłoby na mnie. – Zaraz też głos zabrał marszałek Małachowski, który otarł sobie pot z czoła i głośno oznajmił.

-Proponuję, żebyśmy się zaraz udali do kościoła świętego Jana i tam odśpiewali Te Deum, jako wotum za uchwalenie nowej konstytucji. – Po tym oświadczeniu głos zabrał Kołłątaj.

-Vivat król. Vivat wszystkie stany.

-Vivat, Vivat, Vivat – zaczęły się rozlegać głosy niemal wszystkich obecnych na sali. Zaraz też grupka posłów pochwyciła marszałka Małachowskiego na ręce i wiwatując na jego cześć, niosła go do wyjścia z sali senatorskiej. Widząc to król powstał z tronu i wolnym krokiem podążał za nimi. Gdy znalazł się na wysokości Michała, skinął ręką na niego, żeby się zbliżył. Młody Kossakowski zaczął więc pospiesznie przechodzić między wiwatującymi parlamentarzystami, aż w końcu mógł się skłonić przed królem.

-Gdyby nie waszmość, pewnie byłoby trzeba limitować posiedzenie i z naszej konstytucji byłby nici.

-Obym już nigdy nie doświadczył tego co dzisiaj!

-Wszystkiego się spodziewałem, ale nie czegoś takiego – oznajmił król, po czym z uśmiechem dodał. – Zapraszam cię waszmość na dziesięć obiadów czwartkowych.

-Wielce dziękuję miłościwy panie.

-Chodźmy podziękować Panu Bogu, bo doprawdy jest za co dziękować – rzekł król i spojrzał do góry, a w jego oczach pojawiły się łzy.

ciąg dalszy za tydzień